Pobiegliśmy 100 km w Zamościu. Etapowo. „Oryginalna impreza”

Już 30., jubileuszowy Czteroetapowy Bieg Pokoju Pamięci Dzieci Zamojszczyzny zakończył się w ostatnią niedzielę. Uroczystość miała miejsce w siedzibie organizatora – Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Zamościu. Wielu, w tym piszący te słowa, żałowało, że te bardzo nietypowe w Polsce zawody biegowe właśnie dobiegły końca.

Relacja Pawła Pakuły

Zamojską imprezę zaliczyć można do biegów „ultra” choć w rzeczywistości żaden z czterech etapów biegu nie przekracza dystansu maratonu. Zawodnicy pokonywali każdego kolejnego dnia 35, 29, 21 i 15 kilometrów. Odcinki biegane szybko, po asfalcie, dzień po dniu, bez zwyczajowej regeneracji kumulowały zmęczenie tak, że nawet te ostatnie, stosunkowo krótkie wielu pokonywało na sztywnych, obolałych nogach.

Skąd pomysł i skąd nazwa biegu? Wyścig należy do najstarszych długich biegów w naszym kraju. Jego pierwsza edycja odbyła się jeszcze w czasach PRL-u, w 1987 roku. Miał być nie tylko okazją do sportowej rywalizacji ale także formą upamiętnienia tragicznych wydarzeń II wojny światowej. Wtedy na Zamojszczyźnie, w latach 1942-1943 okupanci hitlerowscy przeprowadzili akcję wysiedleńczą lokalnej ludności chcąc przygotować grunt pod przyszłą kolonizację niemiecką. Wiele ofiar wśród wywiezionych, zabitych i zaginionych stanowiły dzieci. Dzieci Zamojszczyzny.

Każdy z czterech etapów tegorocznej edycji różnił się nie tylko dystansem. Najdłuższy etap pierwszy (35 km) z Zamościa do Zwierzyńca odbył się przy upalnej (ok. 27 stopni Celsjusza) i bezchmurnej pogodzie, na trasie prawie pozbawionej cienia. Dzień drugi, w którym pokonywało się odcinek z Zamościa do Krasnobrodu był łatwiejszy nie tylko dlatego, że dystans to „jedyne” 30 km. Znaczna część trasy prowadziła w lesie. Szpaler pochylających się nad asfaltową drogą drzew dawał cień przez co panujący także tego dnia upał nie doskwierał aż tak. Trzeciego dnia odbył się Półmaraton Hetmański z Zamościa do Skierbieszowa. Odcinek odbiegający od wcześniejszych tym, że traktowany jako oddzielne zawody.

Biegacze, którzy nie czuli się na siłach aby biec 100 kilometrów przez 4 dni mogli rywalizować tylko w Półmaratonie Hetmańskim. Ten bieg mógłby być trudny z powodu pagórkowatej trasy lecz tym razem w sukurs przyszła pogoda. Ochłodziło się, zachmurzyło a w takich warunkach żadne górki nie były straszne. Ostatni czwarty etap miał miejsce w niedzielę na ulicach Zamościa. Pod względem warunków był niejako przeciwieństwem etapu pierwszego. Wymęczeni i wyziębieni zawodnicy pokonali 15 kilometrów biegnąc w strugach deszczu, przez zalegające na ulicach kałuże.

Rywalizację na wszystkich czterech etapach ukończyło 72 biegaczy. Obok nich na tych samych trasach rywalizowali też zawodnicy klasyfikowani w odrębnych kategoriach: wózkarze (18 osób) i rolkarze (10 osób). Biegły też osoby niewidome lub niedowidzące (9 osób).

Najszybsi wśród kobiet i mężczyzn okazali się goście z Ukrainy. Bieg wygrał Sergii Ukrainets z „SK Kovel” osiągając czas 06:24:39. Drugim najszybszym okazał się Przemysław Basa z „KRS TKKF Jastrząb Ruda Śląska”. Uzyskał wynik 06:48:18. Trzecim mężczyzną na podium był Andrzej Piechna z „KB TKKF Promyk Ciechanów”. Jego rezultat to 06:59:20.

Wśród Pań, z dużą przewagą nad kolejną zawodniczką zwyciężyła Iryna Masnyk, biegaczka z Tarnopola reprezentująca „Runklub Shypshyna”. Z czasem 07:18:47 była nie tylko pierwszą kobietą ale i 7 zawodnikiem OPEN. Drugi wynik (08:52:54) uzyskała Joanna Tereszkiewicz z Rzeszowa, trzeci (09:04:21) Sylwia Sikora z Gąbina.

Sam, z sumarycznym czasem 7:10:50 zająłem piąte miejsce open. Jak krótko scharakteryzowałbym imprezę? Jest pod wieloma względami oryginalna. Po pierwsze dlatego, że jest jednym z nielicznych w Polsce biegów etapowych, rozgrywanych w ciągu kilku dni. Po drugie jest to bieg z piękną historią, jeden z najstarszych na tak długim dystansie w naszym kraju. Choćby dlatego warto na nim być.

Po trzecie ma niepowtarzalny klimat, którego trudno szukać na popularnych biegach jednodniowych, na których ludzie zwykle przyjeżdżają rano, szybko odbierają pakiet, przebierają się, zaliczają mniej lub bardziej udany start, odbierają medal i pędzą do domu. W Zamościu jest inaczej. Tu bieganie jest głównym lecz nie jedynym elementem wydarzenia.

Ważnym jest też upamiętnienie tragicznych wydarzeń wojennych. Nadmienię choćby, że po każdym etapie składaliśmy kwiaty pod pomnikiem poświęconym ofiarom wojny. Innym elementem, już bardziej radosnym jest wycieczka z przewodnikiem po Zamościu a nawet wieczorna impreza po trzecim etapie biegu, z tańcami, muzyką i „wyżerką” jak na weselu. W takich warunkach, przy wspólnym spożywaniu śniadań, obiadów i kolacji, wspólnym mieszkaniu przez cztery dni (wszystko w ramach wpisowego) pojęcie „integracji biegaczy” nabiera innego wymiaru. Wszystkie atrakcje zapewnił uczestnikom organizator z pomocą sponsorów i licznych przedstawicieli władzy, z Prezydentem Miasta Zamość i parlamentarzystami włącznie.

Pomimo tak dużego zaangażowania frekwencja nie była duża. Być może dystans 100 kilometrów niektórych przeraża. W mojej ocenie rozłożony na cztery dni nie jest wcale straszny. Może promocja biegu w nowoczesnych mediach trochę kuleje. Impreza ma swoją stronę internetową ale jej profilu na Facebook już nie znalazłem. Nad tym warto popracować.

Tym, którzy nie byli polecam zamojską etapówkę. To cztery dni naprawdę fajnej, biegowej przygody. Warto!

Paweł Pakuła