Karol Bielecki to jeden z najlepszych i najbardziej znanych piłkarzy ręcznych w historii. Nie tylko dlatego, że znakomicie grał w szczypiorniaka, zdobył srebrny i 2 brązowe medale Mistrzostw Świata, jego potężne rzuty z 8-10 metrów straszyły bramkarzy na całym świecie, a w 2016 r. wyprowadził jako chorąży polską reprezentację olimpijską na defiladę podczas ceremonii otwarcia igrzysk w Rio de Janeiro. Także z powodu niesamowitej historii powstania z tragedii.
11 czerwca 2011 r., podczas towarzyskiego meczu z Chorwacją w Kielcach, „Kola” stracił lewe oko w starciu z rywalem. Mimo to, wrócił do sportu na najwyższym poziomie. Niespełna 7 tygodni później zagrał w meczu swej klubowej drużyny Rhein-Neckar Löwen i nawet zdobył bramkę. Potem wygrał Ligę Mistrzów z Vive Kielce, a z reprezentacją Polski zajął 3 miejsce na świecie i 4 na igrzyskach w Rio, gdzie został królem strzelców.
Dziś Karil Bielecki ma 37 lat i po zakończeniu kariery sportowej przekonuje, jako ambasador marki Bridgestone, że warto „podążać za marzeniami – bez względu na wszystko”. Tak jak on robił to przez całe sportowe życie, a zwłaszcza po stracie oka.
Karola przez lata spotykałem w halach sportowych, na meczach i treningach piłki ręcznej. Tym razem rozmawialiśmy na... 41. PZU Maratonie Warszawskim. Trochę, przyznam, byłem tym zaskoczony...
– Ale dlaczego? Przecież ja całe życie biegam. Może nie maraton, ale krótsze dystanse jak najbardziej. A teraz, po zakończeniu kariery, tym bardziej. 10 kilometrów jestem w stanie dla własnego zdrowia spokojnie przebiec.
– Pamiętam z czasów, kiedy byłem bardzo bliski piłkarzy ręcznych, że w kadrze to właściwie tylko Sławomir Szmal lubił bieganie. Reszta was, włącznie z trenerem Bogdanem Wentą, mówiła zawsze: „Sens ma bieganie za piłką. Bieganie dla samego biegania jest kompletnie bez sensu”.
– Jasne! W hali, kiedy masz piłkę w ręku, tak się rzeczywiście myśli. Ale jak już skończyłem grać w szczypiorniaka, to przebiegnięcie paru kilometrów jest bardzo dobrą formą aktywności sprzyjającą zachowaniu zdrowia. Szybko możesz założyć buty i wyjść z domu, zrobić kilka kilometrów. Fajny trening zrobiony, masz mnóstwo endorfin, dużo pozytywnej energii. Same korzyści.
– Często bywasz na imprezach biegowych?
– Jestem ambasadorem firmy Bridgestone i kiedy tylko jest potrzeba uczestniczę w takich wydarzeniach, tak jak teraz na Maratonie Warszawskim razem z Joanną Jóźwik (piąta zawodniczka igrzysk w Rio w biegu na 800 m – red.). Tłumaczę i przekonuję, pokazuję na własnym przykładzie, że warto podążać za marzeniami bez względu na wszystko. A dodatkowo, w ramach projektu „Nadzwyczajni”, motywujemy ludzi do przełamywania własnych słabości. Zwykły człowiek ma mnóstwo problemów, te problemy często go w życiu hamują, przytłaczają, a jeśli umie ustawić sobie właściwie priorytety pokazuje się, że jest w stanie wiele dla siebie zrobić.
– A jak podoba Ci się atmosfera wśród biegaczy, na masowych imprezach biegowych?
– Bardzo się cieszę, że jestem na Maratonie Warszawskim, bo to kultowy polski maraton. Biegacze są ludźmi z pasją, robią coś dla siebie, a często też dla innych, pokonują własne słabości, żeby być zdrowym, lepiej się czuć i mieć satysfakcję z przebiegnięcia tak dużego dystansu. Świetne towarzystwo, fajni ludzie. Zachęcam wszystkich do biegania i dołączenia do tego środowiska!
– A sam uczestniczyłeś kiedyś w zawodach biegowych?
– Jeszcze nie, ale... nadchodzi mój debiut! Już za tydzień 6 października wezmę udział w Bridgestone Great 10K Berlin. Dystans 10 kilometrów nie jest mi obcy, niejednokrotnie tyle biegałem dla przyjemności, więc i w zawodach sobie poradzę (śmiech).
– A jaki czas obstawia Karol Bielecki w swoim debiucie na „dychę”?
– Żaden. Ja to chcę po prostu przebiec, ukończyć. Powtarzam sobie zawsze, że nie mam potrzeby się z nikim ścigać, walczyć na trasie z czasem. Ma być przede wszystkim przyjemnie.
– Idea i hasła, które głosisz jako ambasador w projekcie „Nadzwyczajni”, doskonale wpisuje się w taką imprezę jak maraton?
– Oczywiście. A do tego jeszcze moja osoba, człowieka i sportowca, który naprawdę przełamał ogromne bariery. Dobrze jest uświadamiać ludziom, że mogą przeżyć swoje życie godnie, pokonać problemy, które często istnieją tylko w naszych głowach. Warto wyjść poza ramy i żyć szczęśliwie.
– Gdzie mogą spotkać Karola Bieleckiego osoby, które chciałyby pobiegać wspólnie z ikoną polskiej piłki ręcznej?
– Pod Kielcami, tam gdzie mieszkam. Cedzyna, Masłów – to moje rejony, gdzie wytyczam sobie fajne przełajowe trasy wśród domków, nad jeziorko. Bardzo miło, cicho, spokojnie.
– A jakieś zawody, bieg masowy w Polsce?
– Na razie jeszcze nie. Nie chcę się napinać na żadne starty w zawodach. Ja mam czas poważnej rywalizacji już za sobą, teraz już nie jestem jej głodny.
Rozmawiał Piotr Falkowski
zdj. autor, ZPRP