Pojedynek zwycięzców – 3. Ultra Kamieńsk [ZDJĘCIA]

Góra Kamieńsk, czyli hałda bełchatowskiej odkrywki, to treningowa Mekka nizinnych górali ze środkowej Polski, gdzie próżno szukać większego przewyższenia. W niedzielę 6 sierpnia po raz trzeci stała się areną biegu Ultra Kamieńsk – zawodów reklamujących się jako górski bieg w centrum Polski. Uczestnicy mają w nim wybór między pokonaniem jednej albo dwóch pętli (25 albo 50 km).

Trasa jest bardzo urozmaicona. Pętla zaczyna się stromym podbiegiem i zbiegiem po narciarskim stoku (125 m w górę na 750 metrach), by od razu wrócić na szczyt hałdy rowerową ścieżką zjazdową. Później prowadzi wokół całej Góry Kamieńsk już bez takich stromizn, lecz praktycznie bez płaskich odcinków po bardzo zmiennej nawierzchni – szutrowej, ziemnej, piaszczystej, asfaltowej – by zakończyć się stromym podbiegiem przez las i zbiegiem po narciarskim stoku.

Limit zapisów na 300 osób wypełnił się już trzy tygodnie przed biegiem, a ostatecznie na starcie stanęła rekordowa ilość 278 zawodników. 67 z nich zdecydowało się pobiec dwa okrążenia. Po kilku wyjątkowo upalnych dniach pogoda się nad nimi zlitowała, przynosząc ochłodzenie, wiatr i chmury.

Na metę 25 km w kilkuminutowych odstępach pierwsi dobiegli Piotr Bętkowski z Warszawy (1:43:40) oraz dwaj łodzianie: Maurycy Oleksiewicz (1:46:19) i Michał Stawski (1:53:51). Czwarty natomiast zjawił się... lider dystansu ultra, Janusz Cłapiński, by od razu ruszyć na drugie koło.

– Przyjechałem tu bo lubię tu trenować, mam z Warszawy bliżej niż w góry – przyznał zwycięzca – ale na zawodach jestem tutaj pierwszy raz. W połączeniu z dobrą organizacją spodziewałem się fajnego biegu. Poza tym wiedziałem od organizatora, że będą mocni zawodnicy, więc chciałem się z nimi sprawdzić. Starałem się uciekać od początku, ale na piąty kilometrze Maurycy mnie doszedł. Jednak potem zaczął się mój ulubiony fragment, czyli trzykilometrowy podbieg. Tam go ostatecznie urwałem i dowiózł prowadzenie do mety – opowiedział nam Piotrek.

Dzisiejszego zwycięzcy nie miałem okazji wcześniej poznać – powiedział Mauro – ale wiem, że wygrał Chudego Wawrzyńca, od dawna biega po górach i ma imponującą życiówkę w ulicznym maratonie. Wiedziałem więc, że wysoko zawiesi poprzeczkę. Po Maratonie Karkonoskim (Maurycy go wygrał – red.) zrobiłem sobie tydzień laby, a później zakasałem rękawy i trenowałem dalej. Mam jeszcze kilka biegów górskich, a docelowy start to Łemkowyna 48 km w połowie października. Góry mnie wciągnęły, żałuję że tak późno. Nie sądzę, żebym miał jeszcze ochotę ścigać się poważnie na ulicy, szkoda mi trochę zdrowia żeby się żyłować na treningach by urywać minutę czy dwie z życiówek. Pewnie dla wielu taka deklaracja może być zaskoczeniem. Może na ulicy jeszcze parę razy się pojawię, ale to nie będzie ściganie na maksa – stwierdził jeden z najszybszych łódzkich maratończyków.

Jako pierwsza z pań na 10. miejscu przybiegła Martyna Wiśniewska z Warszawy (2:04:50), z dużą przewagą nad łodzianką Kasią Wolską (2:13:07) i Magdaleną Woźną z Brójec (2:19:42). – Niedawno byłam na rekonesansie trasy, więc wiedziałam co mnie czeka i nic mnie nie zaskoczyło – opowiadała Martyna – dobrze rozłożyłam siły i wszystko przebiegło po mojej myśli. Chłopaki z dłuższego dystansu trochę pomogli na końcówce, zawsze łatwiej się za kimś biegnie, to bardziej motywuje!

Na podwójnym dystansie prowadzenie dowiózł do mety ubiegłoroczny zwycięzca, łodzianin Janusz Cłapiński (4:18:11), bijąc przy okazji rekord trasy. O trzy minuty udało mu się pokonać... zwycięzcę pierwszej edycji z 2015 roku, Andrzeja Miedziejewskiego z Pruszkowa (4:21:36). Na najniższym stopniu podium miejsce zajął Piotr Jasiński z pobliskiego Bełchatowa (4:30:41), za trzecim podejściem spełniając swoje marzenie o stanięciu na pudle pod bełchatowską hałdą – wcześniej raz był piąty w Ultra Kamieńsku i również piąty w zimowym biegu Trail Kamieńsk.

– Poprawiłem rekord o minutę – opowiadał Janek – może pogoda coś pomogła, ale też zrobiłem jakiś progres od zeszłego roku, bo się bardziej przykładałem do treningów. Od zeszłorocznego zwycięstwa tylko raz przyjechałem tu wiosną trenować, to jest taka mała namiastka gór pod Łodzią...

– Przyjechałem tu z zamiarem poprawy wyniku sprzed dwóch lat (4:25) – przyznał Andrzej Miedziejewski – a po cichu liczylem na 4:19, ale się nie udało. Janka zobaczyłem dopiero na ostatniej prostej, wcześniej pewnie miałem prawie 10 minut straty, trochę nadgoniłem. Ale nie liczyłem na zbyt dużo, bo tydzień temu biegłem Ultramaraton Powstańca w Wieliszewie na 63 km. Nie wiedziałem jak się zachowają nogi po 1 okrążeniu, ale było bardzo dobrze. Pogoda dopisała, więc leciałem spokojnie drugą pętelkę. To było takie moje osobiste wyzwanie, chciałem zobaczyć jak to jest przebiec obie te imprezy w odstępie tygodnia. W Wieliszewie była patelnia, jakby teraz było tak samo to nie wiem, czy bym dal radę...

Na dystansie ultra pobiegły cztery panie. Jolanta Kamińska z Marek (5:38:05) wyprzedziła łodziankę Kamilę Kwiecień-Lipińską (6:15:24). Obie zawodniczki nie są nowicjuszkami, mają już na koncie tegoroczny Bieg Rzeźnika. Trzecie miejsce zajęła Bożena Jakóbczyk z Bełchatowa (6:54:02), która jak nam opowiedziała, przez 5 km uciekała przed czwartą zawodniczką z pomocą dwóch spotkanych na trasie nowych znajomych, broniąc miejsca na podium. Ta, która ją goniła, to Monika Hetmanek z Pabianic (6:58:07), która ukończyła ultrabieg w... sandałach!

Pełne wyniki obu dystansów można zobaczyć TUTAJ.

Jak co roku, na Górze Kamieńsk spora ilość zawodników zaliczyła swój pierwszy raz na ultradystansie. Jednym z nich był Tomek Krawczyk z Dobronia, który ostro wystartował i na początku drugiej rundy był nawet czwarty. Później jednak zaliczył potężny kryzys i do mety dotarł na 22. miejscu. Warto dodać, że Tomek tydzień wcześniej ukończył trzy górskie dystanse Spartan Race w Krynicy – w sumie około 48 km – zajmując 5. miejsce w kategorii Trifecta (ukończenie Spartan Sprint, Super i Beast).

Organizatorzy skrupulatnie egzekwowali posiadanie wymaganego regulaminem sprzętu – jak ultra, to ultra. Przekonał się o tym m.in. biegnący na 25 km łodzianin Kuba Hendzlik, który zapomniał telefonu, za co otrzymał 30 minut kary. Na ostatnich kilometrach udało mi się przyspieszyć, zyskałem kilkanaście miejsc, byłbym w trzeciej dziesiątce, ale wszystko na nic – opowiadał, zły na siebie.

Miejsce w ścisłej czołówce na krótszym dystansie przez pomylenie trasy stracił natomiast jeden z faworytów, Krzysztof Pietrzyk z Koluszek. Nie był on jedynym, któremu się to zdarzyło. Jak jednak przyznawali zawodnicy, oznaczenia trasy były dobre, a pomyłki wynikały wyłącznie z ich zagapienia się w ferworze walki.

– To jedna z nielicznych organizowanych przez nas imprez, w której sam mogę pobiec – powiedział nam Bartek Sobecki z firmy inesSport. – Bardzo lubię ten bieg i myślę, że to też fajne dla zawodników, że nie tylko dla nich to robimy, ale też mogą nas spotkać na trasie czynnie biegających, jak się męczymy – śmiał się. – Zainteresowanie imprezą wzrosło dosyć mocno, trzy tygodnie przed biegiem zapisy się zamknęły i na starcie stanęła rekordowa ilość osób. W pierwszej edycji mimo października był upał, tak samo jak w zeszłorocznej sierpniowej. Teraz mimo lata jest chłodniej. Pewnie dzięki temu mamy rekordową liczbę finiszerów 50-tki, chociaż był piaszczysty pustynny odkryty odcinek, gdzie słońce mogło się dawać we znaki – opowiadał organizator.

Ultra Kamieńsk wchodzi w skład cyklu Łódzkie Ultra, wraz ze wspomnianym zimowym biegiem Trail Kamieńsk, wiosennym Supermaratonem Ozorków, wrześniowym Ultramaratonem Sulejów oraz tegoroczną nowością – październikowym 24-godzinnym biegiem Leśna Doba.

Kami Weinberg