Polskie bieganie nieprzepisowe. „Ludzie robią nieprawdopodobne rzeczy”

Za co można zostać zdyskwalifikowany na zawodach? Mało który biegacz wie, że oprócz stosowania dopingu, skracania trasy, czy niedozwolonego wsparcia z zewnątrz może to być np. używanie podczas rywalizacji słuchawek. Paleta nieprzepisowych zachowań polskich biegaczy jest ogromna. Reakcja organizatorów - znikoma. 

Niewiedza czy ignorancja?

Od kilku lat obserwujemy w Polsce nieprzemijającą modę na bieganie. Coraz więcej osób regularnie trenuje, coraz więcej startuje w zorganizowanych zawodach. Jedni traktują tego typu imprezy bardzo poważnie, mając aspiracje, by walczyć o czołowe lokaty lub o pobicie rekordu życiowego. Inni chcą się jedynie dobrze bawić, wygrać pamiątkowy medal, lub spotkać ze znajomymi. Niestety zarówno pierwsza jak i druga grupa biegaczy bardzo często zapomina (albo nie chce pamiętać) o tym, że podczas zawodów obowiązują pewne zasady. Określa je zarówno regulamin imprezy jak i przepisy Międzynarodowej Federacji Lekkoatletycznej (do pobrania TUTAJ).

Większość biegaczy zapewne tych zasad zwyczajnie nie zna. Zdarzają się też przypadki, gdy celowo się je łamie. W przypadku zawodowców, walczących o zwycięstwo może to być nawet w jakiś sposób zrozumiałe, choć oczywiście nie do zaakceptowania. Gdy jednak amator podczas zawodów ścina zakręty, by zająć na mecie nie setne, a dziewięćdziesiąte miejsce może to budzić jedynie politowanie.

W zmianie tych nagannych postaw mogłaby pomóc edukacja, ale przede wszystkim konsekwentne egzekwowanie przepisów. Podczas imprez biegowych w Polsce praktycznie nie zdarzają się dyskwalifikacje. Nie do pomyślenia są sytuacje, które maja miejsce np. w triathlonie. Przypomnijmy, w zeszłym roku podczas Ironman Kopenhaga Jakub Gebhardt został przez sędziego ściągnięty z trasy tylko dlatego, że podał (gdy było mu za gorąco) stojącej przy trasie zawodów żonie swoją bluzę. Uznane to zostało za niedozwolone wsparcie.

Bezkarni biegacze

U nas normą jest, że startuje się z numerem lub chipem kolegi (nie sądziliśmy, ze skala tego typu wykroczeń jest taka duża, ale odkąd mierzymy czas na imprezach biegowych nie mamy złudzeń – oszustów nie brakuje). Widzimy też zmierzających przed biegaczami rowerzystów czy rolkarzy, którzy pomagają biegaczom osiągnąć wymarzony wynik (nasza wcześniejsza publikacja w temacie na facebooku wywołała sporo ciekawych głosów):

Co z tym supportem? Zającami? Zapraszamy do dyskusji ;)

Posted by Festiwal Biegowy on 18 styczeń 2016

Są też przypadki ekstremalne.

– Kiedy trzy lata temu podczas ORLEN Warsaw Marathonu organizator zawodów przygotował dla tysiąca pierwszych biegaczy na mecie talon na paliwo, ludzie robili nieprawdopodobne rzeczy, by zdobyć tę nagrodę – mówi Jarosław Żórawski, przewodniczący Okręgowego Kolegium Sędziów w Warszawie. – Pamiętam biegacza, któremu towarzyszył rowerzysta. Gdy tylko opadał z sił natychmiast przesiadał się na dwa kółka. W ten sposób nie tylko odpoczywał, ale pokonywał kolejne kilometry – wskazuje nasz rozmówca. 

Zdaniem Żórawskiego przyczyną lekceważenia przez biegaczy przepisów jest brak świadomości, ale też poczucie bezkarności. Do czasu? – Podczas OWM na trasie zawodów jest ok 100 sędziów, często ustawionych nawet co 200-300 metrów. Niemal na każdym zakręcie. To umożliwia pełną kontrolę nad przebiegiem imprezy – zauważa sędzia. – Dzięki temu w zeszłym roku przyłapaliśmy i zdyskwalifikowaliśmy 10-15 łamiących przepisy biegaczy.


Sędzia zbędnym wydatkiem?

Większość organizatorów w imię oszczędności zatrudnia na swoje imprezy jedynie po 3-4 osoby odpowiedzialne za sprawy sportowe. Sędziowie pracują głównie na mecie. Wpisują dane biegaczy, mierzą czas. – Ja nie podpisałbym się pod wynikami imprezy gdybym nie wiedział, co się działo na trasie zawodów – mówi Żórawski. Niestety polska praktyka jest inna...

Jest to o tyle dziwne, że koszty nie są znowu aż takie wielkie. Sędziowie to w większości pasjonaci. Są w stanie przyjechać na zawody za 70 zł.

Polskie biegi masowe są ciągle na początku drogi. Musimy się jeszcze wiele nauczyć. Chodzi tu zarówno o samych zawodników jak i organizatorów. Otwarte jest pytanie, jak wielu naszych dyrektorów zawodów miałoby odwagę – jak szefowie Louisiana Marathonu – zdyskwalifikować zwyciężczynię biegu za nielegalny support. Przypomnijmy chodziło w tamtym przypadku jedynie o podanie jedzenia oraz płynów.

Case study

Jeszcze cięższy problem mieli do rozstrzygnięcia organizatorzy maratonu w Honolulu. Pięć lat temu stanęli oni przed dylematem, co zrobić z wnioskiem o dyskwalifikację zwyciężczyni zawodów Etiopki Belainesh Zemedkun Gebre. Tu też chodziło o nielegalne wspomaganie. Historia jest niesamowita.

Gebre wygrała zawody mimo tego, że nie startowała razem z elitą. Przypomnijmy najlepsi – zdaniem organizatora imprezy – biegacze mają podczas rywalizacji pewnego rodzaju przywileje. Nie tylko startują z pierwszej linii, mają do dyspozycji pacemakerów, ale również korzystają z własnych żeli i napojów izotonicznych rozłożonych w określonych miejscach.

Na takie przywileje nie mogła liczyć Etiopka. Jedynym wsparcie był dla niej chłopak - Sisay, który również pobiegł w imprezie. I to właśnie owe wsparcie sprowadzające się do podawania podczas biegu niezbędnych płynów miało być przyczyną dyskwalifikacji. Ostatecznie organizatorzy uznali, że skoro Gebre nie miała dostępu do specjalnego serwisu z napojami dla najlepszych zawodników, skorzystanie z pomocy Sisaya tylko wyrównało jej szanse. Kolejność na podium zawodów nie uległa więc zmianie.

Pobierz, zapisz, przeczytaj, zastosuj

Na świecie – a w szczególności w Stanach Zjednoczonych – szefowie zawodów nie boją się podjąć radykalnych decyzji. Zdarzają się np. dyskwalifikacje w oparciu o przepis IAAF-u zabraniający używania podczas zawodów słuchawek.

W tym przypadku nie chodzi nawet o to, że osoby słuchające muzyki biegną szybciej. Najważniejsza jest kwestia bezpieczeństwa. Często blisko trasy zawodów jeżdżą samochody. Osoba ze słuchawkami na uszach nie jest w stanie w porę zorientować się za nią jedzie auto. Nie usłyszy klaksonu. W ten sposób dochodzi np. do potrąceń. 

Oczywiście na większości zawodów ruch jest całkowicie wyłączony. Ale osoba skoncentrowana na muzyce nie jest też w stanie ustąpić miejsca zawodnikowi, która ją wyprzedza. Może też nie usłyszeć jakiegoś ważnego komunikatu organizatora.

– Oczywiście bardzo trudno wyegzekwować zakaz noszenia słuchawek podczas zawodów, gdy robi to np. kilka tysięcy osób – mówi sędzia Żórawski. – Zacznijmy, więc choćby o tego, by organizatorzy wpisali takie zalecenie wraz z uzasadnieniem do regulaminu imprezy.

Warto, nawet jeśli organizujemy imprezę stricte amatorską i nie zgłaszamy jej do IAAF czy PZLA. Bo gdy nasi uczestnicy zechcą wystartować w Orlen Warsaw Marathonie czy dowolnej imprezie certyfikowanej przez IAAF (Gold, Silver, Bronze Label), wcale - ku swojemu zdziwieniu - nie muszą jej ukończyć. 

MGEL