Poszedł na żywioł. Melbourne Marathon Wojtka Kopcia

– Zaryzykowałem, nie wytrzymałem. Ale nie mam sobie nic do zarzucenia – mówi maratończyk Wojciech Kopeć, trzeci zawodnik Biegu 7 Dolin 100 km z 2018 r., który w sobotę podczas maratonu w australijskim Melbourne zajął 19. miejsce z czasem 2:27:04.

Maratończykowi z Olsztynka przyszło zapłacić za braki w przygotowaniu. Swoje zrobiła też choroba i osłabienie organizmu. Początek biegu był jednak dobry. Pierwsze 10 km Wojtek pokonał w 32:40. Natomiast półmaraton w 1:08:26, co jego najlepszym wynikiem na tym dystansie w sezonie. Później jednak tempo zaczęło spadać.

Biegowy obieżyświat udał do Australii po przygodę i... na brak wrażeń nie mógł narzekać. Od początku podjął odważną decyzję, by ruszyć z liczną grupą rywali wspieranych przez pacemakerów. W praktyce oznaczało to atak na rekord życiowy 2:17:22 z 2014 roku.

– Na spotkaniu elity dyrektor maratonu powiedział mi, że jest ekipa Australijczyków oraz Nowozelandczyk, którzy chcą biec na wynik 2h16’-18’. W sumie było aż ośmiu chętnych na taki bieg, dlatego organizatorzy opłacili pacemekera. Powiedziano mi też, że albo zdecyduje się lecieć z tą grupą, albo będę biegł sam – opisuje maratońską kuchnię w Melbourne Wojciech Kopeć.

Decyzję o taktyce nasz biegacz miał podjąć o poranku, po przebudzeniu. – Ewidentnie choroba mnie osłabiła, ale zdecydowałem, że polecę z grupą. Obawiałem się tego, bo przecież to tempo było dla mnie, w tym konkretnym momencie, za szybkie...

Mimo ryzykowanej decyzji, biegł układał się dobrze. Zwłaszcza na początku.

– Czułem się dobrze, więc mówię - idę na żywioł. Z pacemakerem biegło się znakomicie, tempem ok. 3:15 min./km. Teraz wiem, że taki człowiek, o odpowiedniej klasie sportowej, robi ogromną robotę. Nie trzeba się niczym przejmować, tylko się go trzymać – zaznacza Wojtek, który z zającem chciał dobiec co najmniej do 15. kilometra. – Dawno tak nie biegałem, nawet na 10 km. Ale… leciałem jak na skrzydłach, czułem się znakomicie - bez problemów oddechowych czy mięśniowych – dziwi się biegacz z Mazur.

Pierwsze problemy pojawiły się na 23. kilometrze trasy.

– Nagle coś tąpnęło. Zaczęły mnie boleć „czwórki” i „dwójki”. Odcięło mnie mięśniowo... Grupa powoli mi odjeżdżała. Łapałem jeszcze kontakt, ale było coraz ciężej. W końcu puściłem kolegów i dalej walczyłem już sam…

Na mecie Wojtek zameldował się po 2 godzinach 27 minutach i 4 sekundach.

– Przegrałem, bo nie wytrzymałem mięśniowo. Wyszły braki treningowe i niedostateczny kilometraż. Wiem, że choroba też mnie osłabiła, od środka. Maraton to taki dystans, w którym podczas przygotowań musisz być w optymalnej kondycji zdrowotnej – podkreśla Wojtek Kopeć, który wiosną ma wystartować w Maratonie Bostońskim.

Maraton w Melbourne wygrali Kenijczycy Isaac Birir (2:16:31) oraz jego rodaczka Naomi Maiyo (2:35:34). Zwycięzcy otrzymali po 20 tys. dolarów australijskich, czyli ponad 52 tys zł. Łącznie w imprezie wzięło udział 37 185 osób, na czterech dystansach - od 5 km do maratonu.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

There goes 10,000 of our @asics 10km runners on their journey to the MCG #melbmara

Post udostępniony przez Melbourne Marathon Festival (@melbmara)

Wysłuchał RZ