Przedmuchać słonika! – Bieg Łupaszki w Łodzi


Specjalnie udostępniony na tę okazję stary bunkier oraz rundka w maskach przeciwgazowych były głównymi atrakcjami Strzeleckiego Biegu Komandosa o Puchar mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. Trzy rundy z tymi i kilkoma innymi przeszkodami, o łącznej długości ok. 10 km, zostały przebiegnięte w łódzkim Parku im. ks. J. Poniatowskiego. W sobotnie popołudnie 7 maja pamięć o skazanym do niedawna na zapomnienie słynnym partyzancie niepodległościowego podziemia uczcił w ten sposób Związek Strzelecki Rzeczypospolitej, który zorganizował zawody.

Ze względu na ograniczoną przepustowość przeszkód, byliśmy wypuszczani w pięcioosobowych falach co 30 sekund. Już pół kilometra dalej dobiegliśmy do stanowiska z maskami. Przedmuchać słonika! – instruował przedstawiciel organizatorów. No to przedmuchałem, ale biegnąc pod słońce i tak ledwo widziałem przez resztki talku. Rundka okazała się całkiem długa. Utrudnione oddychanie mnie zupełnie dobiło. Nie oszukiwałem i nie uchylałem ręką krawędzi maski. Drugi i trzeci raz poszło trochę łatwiej. Prawdziwy trening hipoksyjny, tak zachwalany przez niektórych profesjonalistów!

Potem biegło mi się już tylko gorzej. Odczuwałem jeszcze skutki srogiego łomotu, który dostałem na myślenickim Runmageddonie. Było czołganie pod drutami i dywanem. Na łódzkim maratonie i towarzyszącej dyszce co roku wbiegamy po czerwonym dywanie na metę. Tutaj przyszło nam... wąchać go od spodu. Lepiej dywan, niż kwiatki...

Długie parkowe alejki, po drodze górka z kilkoma małymi podbiegami i zbiegami. W końcu rowerowy tor z hopkami, a za nim zapowiadany bunkier. Zejście po schodach w ciemność, rozświetlaną gdzieniegdzie świeczkami. Na podpuchę prowadziły one w ślepy korytarz, a do wyjścia skręcić trzeba było w inny, zupełnie nieoświetlony. Na wszystkich okrążeniach trafiałem tam w grupce i za każdym razem od nowa go szukaliśmy. Z powrotem ku gorącemu majowemu słońcu wyprowadzała ośmiometrowa, pionowa drabina w wąskim szybie.

Drugie i trzecie kółko były podobne z tą różnicą, że za maskami wolontariusz kierował nas na dodatkowe czołganie pod ławkami i skok przez murek. Z tego co wiem, niektórzy zawodnicy nie ze swojej winy załapali się na te atrakcje dopiero na trzeciej pętli, na czym zapewne skorzystali czasowo. Ktoś zmierzył, że runda miała prawie 3.5 zamiast zapowiadanych 2.5 km. Na metę wpadłem na dalekim miejscu, zmęczony i z brzuchem wciąż obolałym po ześliźnięciu z poręczy na Runmageddonie. Tak oto zostałem przeczołgany drugi raz w tym tygodniu. W nagrodę mam otrzymaną na mecie ładną pamiątkową koszulkę.

Najszybszy spośród 54 uczestników był Łukasz Kotarski (47:37), wyprzedzając Kamila Mirowskiego (48:53) i Tomasza Zjawionego (50:23). Ten sam czas miał Aleksander Lisowski i dopiero dokładny pomiar wykazał 0.3 sekundy na korzyść Tomka, który zdobył puchar za trzecie miejsce. Bezpośrednio nie dało się tego zauważyć, ponieważ zawodnicy wystartowali w różnych falach. Najlepszą z pań okazała się Anna Patura (59:32), przed Martą Pawlik i Igą Zaleśkiewicz (obie 1:03:05). Tu również rozstrzygnęła różnica 0.3 sekundy, lecz tym razem w bezpośrednim finiszu. Choć sądząc po międzyczasach pętli, może był to finisz pokojowy? Trochę szkoda jedynie, że puchary otrzymali tylko najlepsi panowie...

Pełne wyniki TUTAJ.

Zwycięzcy bardzo się spodobały przeszkody z bunkrem na czele. Był to jego pierwszy bieg przeszkodowy – zwykle startuje w „normalnych” piątkach i dychach, w tym roku zaliczył pierwszy półmaraton. W najbliższym czasie nie wyklucza jednak spróbowania swoich sił w Runmageddonie.

Znacznie obniżona frekwencja w stosunku do ilości zapisanych wynikła z przesunięcia terminu zawodów o dwa tygodnie, związane z opóźnieniem w udostępnieniu bunkra. Jak opowiedział współorganizator biegu Radosław Sekieta (time4s.pl), pomysł z bunkrem wyszedł od Strzelców i okazał się tym, co najbardziej przyciągnęło uczestników. Zostanie on wkrótce na stałe otwarty dla zwiedzających przez Centralne Strzeleckie Muzeum Czynu Niepodległościowego.

Bieg Łupaszki był pierwszym z cyklu biegów przygodowych Extreme Łódź Cup – Cztery Pory Roku. W jego skład wejdą też obie znane już Bitwy o Łódź: letnia i zimowa, a także zupełna nowość – Misja Brus. Regulamin i harmonogram całego cyklu można przeczytać TUTAJ.

Misja Brus zostanie rozegrana jesienią, też we współpracy ze Strzelcami. Formuła będzie pościgowa: druga runda ze startem z różnicami czasów na podstawie wyników z pierwszej. Jej areną będzie dawny poligon na Brusie, dziki i rzadko odwiedzany. Mogę dodać, że to jeden z moich treningowych mateczników, w związku z czym zaproponowałem Radkowi pomoc w ułożeniu trasy. Mam kilka pomysłów na wykorzystanie terenu i istniejących konstrukcji, na których sam przygotowuję się do przygodówek. Drodzy uczestnicy, już możecie się bać!

Kamil Weinberg