Przez Góry Świętokrzyskie do Nepalu. Ambitni Ambasadorzy

  • Biegająca Polska i Świat

Irina i Andrzej Hulaniccy w Górach Świętokrzyskich

W ramach przygotowania do wyjazdu do Nepalu odwiedzamy Góry Świętokrzyskie ? informują Irina i Andrzej Hulaniccy. I opisują szczegółowo swoje przygody na Wyżynie Kieleckiej.

I wyjazd: 29-30 czerwca 2013

29 czerwca 2013

Na początku planowaliśmy pojechać na 3 dni, ale sprawy zawodowe i zdrowotne pozwolą nam tylko na 2 dni. Ruszamy w sobotę o 7 rano. Nocleg mamy w Porąbkach, gdzie docieramy o godzinie 11:00. Odpoczynek, mała kawa ? niektórzy z ?grubasów?  po cichu zjedli kanapki ? i wyruszamy. Mamy plan trasy, ale nie do końca jesteśmy pewni warunków na szlakach.  

Zaczynamy od skrótów, co nie było jednak dobrym pomysłem. Wkrótce okazuje się, że tak będzie cały dzień. W Porąbkach oglądamy skutki ulew i podtopień.  Najpierw wchodzimy na Przełęcz Kakonińską, skręcamy w lewo i czerwonym szlakiem przez górę Łysica docieramy do Świętej Katarzyny. Tam wchodzimy do knajpy ? jemy zupę.  Pada deszcz, ale my mamy peleryny, w związku z tym idziemy z powrotem na czerwony szlak.

Na początku chcieliśmy biec, ale teren i pogoda nie za bardzo nam to ułatwiały. Na szlaku było dużo kamieni i powalonych drzew. Po kilku godzinach mijając górę Łysica, Agata, Przełęcz Kakonińską, Przelecz Św. Mikołaja, górę Sztymber, Księża i Hucką, docieramy Huty Szklanej. Tam w ?Jodłowym Dworze? bierzemy pierogi. Andrzej jak zwykle ma pecha ? brakuje mu jednego pieroga! Musi reklamować. Udało się.

Po 40 min wyruszamy z powrotem do domu. Mamy już trochę za dużo w nogach, dlatego planujemy skrót w końcowej części drogi. Idziemy czerwonym szlakiem skrajem Świętokrzyskiego Parku Narodowego, wzdłuż pól truskawek. Próbujemy, bez rewelacji. Musimy spieszyć się z powrotem i wyjść z lasu  przed zapadnięciem zmroku, bo nie mamy ?czołówek?.

Blisko miejscowości Polesie mamy upragniony skrót. Zamiast iść drogą do góry lub na dół, wybieramy jednak drogę prosto przez pole. I to był błąd. Nihil novi ? można by rzec. Nagle ścieżka kończy się i przed nami kałuża, gdzie jest bardzo dużo wody. Musimy iść na przełaj w dół, po drodze nie widzimy szlaku rowerowego, który według mapy tu musi być. Zwalamy się do Bielin i idziemy wzdłuż drogi 753. Niby chodnik szeroki, ale tiry zasuwają tak, że muszę trzymać się Andrzeja. Jesteśmy zaskoczeni długością Bielin. Na końcu Bielin skręcamy w prawo i ulga ? już nie ma takiego ruchu ? i zdziwienie: droga jest oświetlona i ma chodniki! Już spokojnie docieramy do miejsca noclegu.

Mamy w nogach 38 km (Irka zapisuje 42) i 10 godzin. Szybko idziemy spać , żeby jutro rano przed wyjazdem zrobić trening.

30 czerwca 2013

Wstajemy o 8 rano. Płatki, kawa i jedziemy do Nowej Słupii. Tam na parkingu zostawiamy samochód i tym razem z kijkami podchodzimy na Łysą Górę do Klasztoru Świętego Krzyża. Trochę pobyliśmy na Górze i czerwonym szlakiem zeszliśmy z Góry szukając drogi/ścieżki na skraju lasu. Nie udało się i wylądowaliśmy na prywatnych polach truskawkowych. Już niczego nie próbujemy. Z trudem udało się wybrać się na drogę i do Nowej Słupii dotarliśmy drogą 753. Wyszło nam 10 km. Nieduży obiad, powrót do domku i pakowanie do Warszawy. Każdy był zmęczony. Wieczorem byliśmy w Warszawie. Asia jeszcze miała wieczorem zawody, a my nie.

 

II  wyjazd: 20 lipca 2013

Tym razem wybieramy się tylko na jeden dzień. Razem z nami jedzie Jang. Z Warszawy wyruszamy tuż przed siódmą. Po drodze zgarniamy towarzysza i jedziemy do Paprocic. Około godz. 10 jesteśmy na miejscu. Samochód zostawiamy pod kościołem. Bezpieczne miejsce. Tym razem Jang biegnie do Świętokrzyskiego Parku Narodowego. My wybieramy się do Pasma Jeleniowskiego. Tym razem robimy marszobieg na czerwonym szlaku. Zaliczamy Górę Jeleniowską, Przełęcz Jeleniowską, Górę Szczytniak i docieramy do Przełęczy Karczmarka.

Po trasie bardzo dużo innych dróg, co utrudnia trzymanie się szlaku. Ale staramy się. Po drodze Asia próbuje uruchomić swojego Camelbaka. Po kilku minutach udało się. Na Przełęczy Karczmarka robimy przerwy na odpoczynek i wyruszamy z powrotem. Idziemy na pamięć, ale w którymś momencie tracimy szlak, kierujemy się kompasem i w związku z tym omijamy Górę  Szczytniak. Dzięki temu z czasem jesteśmy do przodu.

Umówiliśmy się z Jangiem przy samochodzie o 16:00. Na szlaku nie ma żadnych turystów w od różnieniu od Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Tylko dwa razy spotkaliśmy turystów.

Za jakiś czas przybiegł Jang. Swoją trasą był zachwycony. Opowiadał i opowiadał. Zrobił ponad 40 km.

W ramach odpoczynku pojechaliśmy nad wodą, po drodze zjedliśmy pizzę za 25 zł w rozmiarze 50cm.

Była smaczna. Polecamy.

Irina I Andrzej Hulanicccy ? Ambasadorzy Festiwalu Biegowego w Krynicy