Rekordziści, medaliści i hazardziści – 2. Indoor Track Run w Łodzi [ZDJĘCIA]


Minął rok od pierwszej edycji Indoor Track Run – zawodów jak żadne inne. Zachęcony jej sukcesem, trener i popularyzator lekkiej atletyki Radosław Sekieta wraz z Łódzkim Okręgowym Związkiem Lekkiej Atletyki urządził je ponownie w hali Rudzkiego Klubu Sportowego na południowych przedmieściach Łodzi.

Amatorzy i weterani ponownie mieli okazję sprawdzić się na rzadko dla nich dostępnych dystansach na halowej bieżni. Nową atrakcją były rozegrane po raz pierwszy konkursy skoku w dal i wzwyż. Zawody miały rangę Otwartych Halowych Mistrzostw Województwa Łódzkiego Weteranów i Amatorów. Zawodnicy urodzeni po 1983 roku mogli startować poza konkurencją.

W programie imprezy były dystanse nieolimpijskie, rozgrywane zwykle w hali: 60, 300, 600, 1000 i 3000m. Rozpoczęło się od sześćdziesiątki. Ze względu na ilość zawodników trzeba było rozegrać aż dziewięć serii eliminacyjnych – większość poza konkursem, czyli z młodszymi uczestnikami. Najszybszą z pań została biegnąca we własnej hali Aneta Grot z RKS Łódź (8.14). Wśród panów w kategorii starszych weteranów zwyciężył Wojciech Seidel (8.17), a w młodszej kategorii Łukasz Sobora (7:41).

– Życiówki nie było, bo ta bieżnia jest dosyć trudna i jest chłodno – powiedziała Aneta Grot – ale i tak jestem zadowolona z czasu. Za dwa tygodnie biegnę w MP weteranów w Toruniu, więc to był dobry sprawdzian. Sezon halowy mamy już w pełni, później niektórzy lecą do Daegu w Korei na MŚ Weteranów – opowiadała zwyciężczyni sprintu, która później wygrała również konkurs skoku w dal.

Wojciech Seidel (rocznik 1950!) wygrał swoją kategorię w sprincie z imponującym czasem 8.17. – Od zeszłorocznego wywalczenia mistrzostwa świata w Perth na 100 metrów tej formy specjalnie nie ubyło – stwierdził zwycięzca – ale jestem dopiero w trakcie przygotowań do najważniejszych imprez w Toruniu i w Daegu, gdzie pobiegnę na 60 i 200 m. Teraz mam większe obciążenia treningowe, przed docelowymi startami przyda się trochę świeżości, a jest jeszcze co poprawiać i może znów uda mi się coś uszczknąć z puli medalowej – opowiadał nam utytułowany weteran.

O 3.5 sekundy od zeszłorocznej edycji poprawiła się na dystansie 600 metrów Aneta Kaczmarek, osiągając wynik 1:38.49 i ogrywając w swoim biegu wszystkich mężczyzn! – Gratuluję chłopakom – odpowiedziała dyplomatycznie na pytanie, jakie to uczucie dokopać facetom – jestem bardzo zadowolona, forma zwyżkuje, a w Toruniu czekają mnie starty na 400 i 800 m. Aneta chętnie wróciła do hali RKS ze względu na miłą atmosferę i dobrze zorganizowane zawody.

Trenowany przez nią Grzegorz Piliszek wygrał swój bieg, a ostatecznie zajął 3. miejsce w kategorii „poza konkursem” na 1000 m (2:54.63). Najpierw w startowej przepychance potknął się o nogę współzawodnika i upadając boleśnie stłukł rękę. Na szczęście dał radę pobiec w następnej serii. Jak przyznał, kontuzja mogła go kosztować kilka sekund – liczył na wynik 2:45, który dałby mu ogólne zwycięstwo.

Wśród weteranów na tym dystansie najszybszy był zawodnik, który choć jest wybitnym amatorem, swą rozpoznawalność zawdzięcza nie tylko wynikom sportowym – muzyk Jacek „Mezo” Mejer. Wykazał się godną podziwu wszechstronnością, gdyż jego czas 2:49.77 nasuwa skojarzenia z jego zeszłoroczną maratońską życiówką 2 godziny i 48 minut. W późniejszym biegu na 300m, jak sam przyznał, nie poszło mu już aż tak łatwo, choć uzyskał bardzo dobry czas 42.65. Jak nam powiedział, w halowych zawodach wystąpił po raz pierwszy w życiu. Dłuższa rozmowa z Mezo wkrótce na naszym portalu.

Na wspomnianym dystansie zwyciężył natomiast... trener Jacka Marcin Nagórek, z wynikiem 40.19, choć jak sam przyznał, wystartował po chorobie. Oprócz znanego podopiecznego, na zawody przyjechało jeszcze kilka osób z trenowanej przez niego grupy. Ogólnie był z nich zadowolony, choć w takich zawodach bywa trudno, gdyż często nie zna się poziomu konkurentów, a przy odpowiednim rozstawieniu wyniki mogłyby być jeszcze lepsze. Jacka szczególnie pochwalił, ponieważ od początku do końca swojego biegu musiał sam narzucać sobie tempo i do tego dublować na ciasnych wirażach. – Jego możliwości na stadionie w optymalnych warunkach oceniam na 2:40 – powiedział trener – a takie zawody jak dzisiejsze dla niewyczynowych zawodników są bardzo potrzebne, żeby się sprawdzić na krótszych dystansach.

Chyba najbardziej utytułowaną uczestniczką imprezy była wicemistrzyni olimpijska z Moskwy z 1980 roku w skoku wzwyż, Urszula Kielan. Dzisiaj wygrała z wynikiem 1.30 m, pokonując dużo młodsze zawodniczki startujące poza konkursem. Jak przyznała, przyjechała do Łodzi bo kocha skakanie i chce dalej uprawiać swoją konkurencję. W najbliższych planach ma atak na rekord świata w swojej kategorii wiekowej. – Ciężko znaleźć drugie takie halowe zawody w Polsce – powiedziała nasza olimpijska medalistka – a taka inicjatywa jest bardzo potrzebna, żeby reaktywować weteranów, którzy dzięki temu zamiast siedzieć w domu i martwić się swoim zdrowiem, mogą nadal zdobywać medale...



Reporter też znalazł czas, by po raz pierwszy w życiu sprawdzić się na halowej bieżni. Mimo totalnego zajechania siłowym i wytrzymałościowym treningiem, zakwasów i uczucia ołowianych nóg, postanowiłem wystartować na dystansie 15 okrążeń, czyli 3000 metrów. Zacząłem się rozgrzewać w przerwach między robieniem zdjęć i wywiadów. Kiedy wszyscy spodziewaliśmy się, że najpierw według planu rozegrany zostanie bieg kobiet, okazało się, że... mam pobiec w pierwszej, mieszanej serii. Nie zdążyłem się dobrze rozciągnąć, a już musiałem stanąć na linii startu...

Licząc z mojej życiówki na „piątkę” AD 2015 (20:50), mógłbym łamać 12 minut. Teraz nie wiedziałem, czego się spodziewać, lecz za granicę przyzwoitości uznałem 13. Czyli 52 sekund na okrążenie – średnia 50 dałaby 12:30. Po starcie większość oczywiście wyrwała do przodu, a ja się starałem biec swoje. Pierwsze kółko jednak i tak przepaliłem, zupełnie nie mając wyczucia – weszło w jakieś 45 sekund. Prrrr, idioto! Następne już szły planowo, średnio po 51-52, na coraz większym zmęczeniu. Co jednak znaczy wrodzony dobry finisz – przedostatnie mocno przyśpieszyłem, a ostatnie udało się docisnąć w 37 sekund! Wynik 12:21.43 jest dużo lepszy od spodziewanego. Zawsze powtarzam, że jestem sprinterem wśród ultrasów.

Bezdyskusyjnie najszybszy był Maciej Jagusiak, który nie dość że o 23 sekundy poprawił zeszłoroczny rekord zawodów Pawła Kopaczewskiego, to jeszcze pobił własną życiówkę wynikiem 9:28.32. – To był tylko sprawdzian, jeszcze nie mam najlepszej formy – powiedział znany łódzki amator – szczyt ma być za dwa tygodnie w Toruniu, tam chcę zaznaczyć swoją obecność. Teraz się skracam, czyli robię to, w czym się czuję najlepiej, choć z dłuższych dystansów też nie rezygnuję i liczę, że wiosna będzie moja! – opowiedział nam „Jagoda”. Tak jak inni uczestnicy, podkreślił że jest zapotrzebowanie na takie zawody, co pokazuje ilość startujących.

Do zapowiadanego ataku na rekord świata kategorii M35 w sztafecie 4x800 metrów nie doszło, ponieważ jednego z zawodników zatrzymały radosne sprawy rodzinne – ma właśnie zostać tatą. Na sam koniec zawodów rozegrana została natomiast inna konkurencja, prawdopodobnie po raz pierwszy na świecie: sztafeta... hazardowa. Jej pomysłodawcą był Dominik Kowalewski z klubu Szakale Bałut, stąd jej oficjalna nazwa Sztafeta Hazardowa Szakala. Jak przyznał, taki bieg mu się kiedyś przyśnił, a później już na jawie wraz z kolegami dopracował jego reguły.

Startowały w niej drużyny składające się z dwóch mężczyzn i kobiety, przy czym każdy biegł po dwie zmiany. Zawodnik przed swoją zmianą rzucał kostką – nieparzysta ilość oczek oznaczała jedno okrążenie, a parzysta dwa. Spośród czterech drużyn miejsca na podium zajęły ekipy Cel Ironman I, Cel Ironman II i Jagodzianki. Szakale Bałut niestety przegrali we własnej grze. – To był gest dobrej woli wobec innych uczestników – śmiał się Dominik. Naprawdę jednak pomysłodawcy po prostu mieli pecha wyrzucając najwięcej parzystych oczek i musieli ganiać dwa kółka więcej od pozostałych drużyn... Wszyscy „hazardziści” otrzymali na pamiątkę drewniane medale w kształcie kostek do gry, równie pomysłowe co sama sztafeta.

Pełne wyniki wszystkich konkurencji można zobaczyć TUTAJ.

– Jestem zadowolony jako zawodnik, bo nabiegałem co planowałem (3. miejsce na 300 metrów z wynikiem 40.37 i zwycięstwo wśród weteranów na 600 m – 1:31.37) – powiedział nam Radosław Sekieta – a jako organizator chyba jeszcze bardziej, niż w zeszłym roku. Teraz zawody były jednoczęściowe, dzięki czemu łatwiej było pozyskać partnerów i przybyło więcej uczestników.

Byli wśród nich utytułowani lekkoatleci z całej Polski, medaliści MŚ weteranów, rekordziści Polski i świata w swoich kategoriach wiekowych, medalistka olimpijska, praktycznie reprezentacja Polski weteranów – cieszył się organizator. Wystartowało prawie 150 zawodników, co dało ponad 250 osobostartów, gdyż większość z nich wzięło udział w przynajmniej dwóch konkurencjach. Radek sam zamierza za dwa tygodnie wystartować w MP w Toruniu, gdzie mierzy w zwycięstwo na 400 i 800m. Wszystkim spotkanym weteranom życzymy powodzenia, jednocześnie czekając na więcej takich inicjatyw dla amatorów.

Kamil Weinberg