Dominika Wiśniewska-Ulfik i Piotr Łobodziński obronili tytuły zwycięzców Grand Prix Polski, które po raz drugi w ramach Pucharu Świata w biegach po schodach rozegrano dziś w warszawskim biurowcu Rondo 1. Prócz elity impreza zgromadziła blisko pół tysiąca amatorów biegania po schodach, dla których organizatorzy przygotowali odrębne i bardzo atrakcyjne klasyfikacje.
Do stolicy zjechali dziś niemal wszyscy najlepsi towerrunnerzy w Europie, w tym wicelider światowego rankingu Słowak Tomas Celko oraz triumfator styczniowego finału cyklu (edycji 2014/15) Christian Riedl. Wśród Pań mocne postanowienie wygranej miała Maria Theresa Handlbauer (Austria) oraz wiceliderka światowego rankingu, Lenka Svabikova z Czech.
Emocje jak mundialu!
Ścigano się na dystansie 37 pięter. Zawodnicy mieli do pokonania 836 schodów i 76 efektownych - jak mieliśmy się okazję przekonać - nawrotów. Już bieg eliminacyjny potwierdził widowiskowość konkurencji - różnice między poszczególnymi zawodnikami były minimalne (Piotr Łobodziński wyprzedził Christiana Riedla zaledwie o 2 sekundy), a doping kibiców zachwycający. Rozbłyskające regularnie flesze fotoreporterów i lampy kamer telewizyjnych, a także odegrane na finał zawodów Mazurki Dąbrowskiego podkreślały wyjątkowość tego wydarzenia.
Finałowy bieg, do którego liderzy ruszali z czasowym handicapem, to już doznania niemal mundialowe. "Jedziesz Dominika", "Dawaj ognia Piotr" - krzyczeli kibice w strefie startu zlokalizowanej nieopodal recepcji wieżowca, by po chwili ściskać kciuki przed ekranami telewizyjnymi rozstawionymi w holu budynku, na których można było podglądać wydarzenia z kluczowych fragmentów trasy. A tu działo się sporo.
- Te dwie sekundy to w zasadzie żadna przewaga, więc w finale ruszyliśmy w zasadzie razem z Christianem. Do 10. piętra czułem jego oddech na plecach, gdy tylko odstawiałem rękę z poręczy Niemiec przykładał tam swoją. To były centymetry. Potem poczułem się już bezpiecznie, bo zacząłem uciekać. Na mecie zrobiło się z tego 12 sekund przewagi - relacjonował wydarzenia z miejscami klaustrofobicznej klatki schodowej Piotr Łobodziński. - Po zeszłorocznym zwycięstwie ciążyła na mnie spora presja, ale poradziłem sobie z nią i udało się powtórzyć sukces - cieszył się Łobodziński, który w Warszawie odgryzł się niemieckiemu rywalowi za porażkę w styczniowym finale cyklu (za sezon 2014) w Wiedniu.
Sam Christian Riedel był zadowolony ze swojego startu. - Dopiero przed dwoma tygodniami wróciłem do treningu po chorobie, którą złapałem w lutym. Odczuwałem jeszcze tamtą przerwę, szczególnie w biegu eliminacyjnym. Już wtedy wiedziałem, że Piotr jest poza moim zasięgiem. Gratuluje mu zwycięstwa. - stwierdził na mecie nowy wicelider Pucharu Świata. - Cieszę się z wyniku, bo mogłem tu nie wystartować. Spodziewamy się dziecka i chce być przy żonie. Z tego powodu nie lecę za dwa tygodnie do Doha na MŚ - dodał niemiecki zawodnik, dziś drugi w Rondo 1.
Bezapelacyjny triumf!
Pasjonującą walkę w finale zaserwowały też kibicom Panie. Druga po eliminacjach z ośmiosekundową stratą Lenka Svabikowa mocno naciskała na starcie Dominikę Wiśniewską-Ulfik, ale w końcu musiała się poddać. Opadła z sił na tyle, że dała się wyprzedzić Annie Ficner oraz Zuzannie Krchovej i nie zmieściła się nawet na podium. Sama Dominika Wiśniewska-Ulfik była dziś nie do ugryzienia - w finale pobiła rekord trasy!
- Na treningach biegałam szybciej niż w tamtym roku i wiedziałam, że poprawię swój wynik. Bardzo się cieszę, że udało się wykręcić rekord kobiet - relacjonowała na mecie Pani Dominika, która w nowym sezonie Towerruning World Cup wystartowała dopiero po raz pierwszy (ale jak zapowiedziała - nie ostatni). Wcześniej sprawdziła formę rywalek w Wiedniu, na rzeczonym już finale cyklu za sezon 2014.
Dobry prognostyk przed MŚ
Oboje dzisiejszych zwycięzców już wybiega myślami do katarskich MŚ. - Wydaje mi się, że pierwsze miejsce jest poza moim zasięgiem, drugie chyba też, ale o trzecie można powalczyć - oceniła Dominika-Wiśniewska Ulfik, wspominając Austriaczkę Andreę Meyr (dziś w Warszawie jej zabrakło).
- Christian nie jedzie do Kataru, czyli jeden rywal mniej. Ale będą za to dwaj mocni Australijczycy i Kolumbijczyk, z którym przegrałem w Bogocie. Z drugiej strony Bogota to 2600m n.p.m i zupełnie inne powietrze. Jestem ciekawy, jak rywal wypadnie na poziomie morza. Plan minimum na mistrzostwa to podium, ale celuję w złoto - ocenił z kolei Piotr Łobodziński.
Dobra zabawa i nowe doświadczenie
Obok rywalizacji elity, bynajmniej jednak nie w jej cieniu, swoje biegi mieli amatorzy. Temperaturę rywalizacji podniosły dwie super premie, które na trasie przygotowali dziś organizatorzy. Sprinterzy mogli wykazać się w lotnej premii firmy 4Flex, zlokalizowanej na 10 piętrze (czas mierzony od startu do tej właśnie kondygnacji), wytrzymałościowcy zaś w premii firmy 4F, wytyczonej na czterech ostatnich piętrach wieżowca (czas mierzony do mety). Najlepiej w tych zmaganiach poradzili sobie Robert Kuźdub i Alicja Luba (4Flex) oraz Jakub Tyczyński i występująca gościnnie kolarka górska Paula Gorycka.
Dla wielu uzyskany czas i miejsce nie miał jednak znaczenia. Dla jednych liczyła się albo dobra zabawa: - Startuje tu już kolejny raz, ale ani razu nie zwróciłem uwagi na swój wynik - śmiał się tuż po swoim biegu znany warszawski biegacz i społecznik Janusz Bukowski. Dla innych - możliwość sprawdzenia się w nowej dyscyplinie.
- Było ciężko. Spuchłem na 10. piętrze - opowiadał zaprzyjaźniony z naszą redakcją Paweł Pakuła, który po raz pierwszy miał okazję pobiegać po schodach. - Myślałem, że będą mnie boleć uda czy łydki, tymczasem miałem problemy z oddychaniem. Nie wiem z czego to wynika - opisywał lubelski ultramaratończyk wyraźnie zaskoczony intensywnością wysiłku na klatce schodowej.
Szeroki uśmiech nie schodził za to z twarzy redaktora Tomasza Sianeckiego, który po raz drugi włączył się w imprezę. - Ja nie wiem po co w ogóle się na to porywam. To nie jest dla ludzi. To był drugi raz i... ostatni - oznajmił nam na mecie dziennikarz TVN.
Swoje zmagania, i to o mistrzostwo Polski mieli w Warszawie strażacy. W pełnym rynsztunku bojowym, przy aplauzie i gorącym dopingu w komplecie wdrapali się na szczyt Rondo 1. Co przeżyli zobaczycie na naszych zdjęciach (powyżej), a także w wideorelacji z imprezy (poniżej). Polecamy!
"Nie ma się czego wstydzić!"
Jak dzisiejsza impreza prezentuje się na tle pozostałych eleminacji cyklu Towerruning World Cup? - zapytaliśmy na koniec Piotra Łobodzińskiego. - Dokładnie tak samo, jak polskie biegi na tle zagranicznych odpowiedników. Naprawdę nie mamy się czego wstydzić, bo organizacja imprez w Polsce stoi na bardzo wysokim poziomie. Wszystko punktualnie, dekoracje, godziny startów. Za granicą zdarza się amatorszczyzna. Warszawa - Tip top - podkreślił. Tak trzymać zatem!
Pełne wyniki Biegu na Szczyt Rondo 1 znajdziecie w naszym KALENDARZU IMPREZ.
GR