SciaccheTrail 2017 - ultra po włosku [ZDJĘCIA]

W niedzielę 2 kwietnia w Parku Narodowym Cinque Terre na wybrzeżu włoskiej Ligurii odbyła się trzecia edycja SciaccheTrail - kameralnego biegu ultra, w którym dane mi było uczestniczyć – pisze Tomasz Porzycki, Ambasador Festiwalu Biegów, autor bloga Nunteferma.

Na wstępie kilka technicznych informacji na temat biegu:

  • Dystans: 47km
  • Przewyższenia: 2600m (wg organizatorów - mój zegarek pokazał 2400m)
  • Charakterystyka: większośc trasy starymi ścieżkami łączącymi wioski Cinque Terre i okoliczne winnice, spore kawałki po schodach (wg organizatorów na trasie znajduje się ponad 10 tysięcy schodów)
  • Limit czasowy: 10h (z dwoma punktami pośrednimi 5h na 26km i 7,5h na 35km)

Na początku relacji muszę zaznaczyć, że żaden ze mnie biegacz ultra, a start w SciaccheTrail był tyle celem sportowym co przygodą i połączeniem kilku pasji - biegania, gór, podróży i miłości do Włoch. Warto zaznaczyć, że podobnie do biegu podchodzą jego organizatorzy, którzy na każdym kroku podkreślali przede wszystkim przywiązanie do tradycji i kultury regionu. Widać to również było choćby w pakiecie startowym, w skład którego wchodziła między innymi butelka wina i kilka innych specjałów lokalnej kuchni.

Sam bieg jest jedną z większych imprez jakie odbywają się w ciągu roku w malutkim (ale bardzo turystycznym) Monterosso al Mare. Stara wioska rybacka mająca niewiele ponad tysiąc mieszkańców na weekend przekształca się w raj dla biegaczy i wielbicieli miejscowej kuchni. Uliczki mieściny zostają udekorowane zdjęciami z poprzednich edycji biegu, a na głównym placu powstaje miasteczko ze straganami, na których można zaopatrzyć się w sprzęt sportowy, ale również poznać lokalne wina czy inne specjalności. Już w sobotnie popołudnie organizowane są biegi dla dzieci (tutaj ciekawostka - najlepszy czas wśród dzieci miała McKenzie McRae, córka znanej amerykańskiej biegaczki ultra, która dzień później zajęła drugie miejsce w biegu głównym).

Również w sobotę odbywa się biegowe aperitivo, na którym wszyscy mają kolejną okazję do spróbowania miejscowych dań i win.

Rozdawanie pakietów startowych jak i odprawa techniczna przed biegiem odbywają się w ratuszu.

Dzień przed biegiem wszystkim towarzyszyły spore nerwy, nie tyle związane z czekającym następnego dnia wyzwaniem, co z obawami o pogodę. W prognozach na niedzielę zapowiadane były duże opady deszczu, które sprawiłyby, że fragmenty trasy poprowadzone starymi, kamiennymi ścieżkami stałyby się istnym lodowiskiem. Na odprawie organizatorzy ostrzegali wręcz, że nawet w trakcie biegu, mogą zmienić drugą połowę trasy w taki sposób, żeby ominąć najbardziej niebezpieczne fragmenty.

W nocy wszystko wskazywało na to, że czarny scenariusz się sprawdzi. Lało mocno i nie zapowiadało się na to, że ma przestać. Jeszcze na kilka minut przed startem trochę kropiło, ale przestało jak na zamówienie, prawie dokładnie o 7:30, kiedy około 300 zawodników wyruszało na trasę. Co jednak ważne prawie przez cały dzień na niebie utrzymały się chmury nie pozwalając słońcu na dogrzanie zawodników na długich nieocienionych fragmentach trasy.

>> Bieg 7 Dolin 100 km - medal, koszulka finiszera... <<

Pierwsze kilometry biegu faktycznie były nieco śliskie (co sam przypłaciłem niewielką ilością krwi po wywrotce w okolicach 10 km), ale trasa szybko została wysuszona przez wiatr. Dodatkowo, przed bardziej niebezpiecznymi fragmentami zawsze stał ktoś z obsługi i ostrzegał (po włosku), że jest ślisko, wąsko, czy stromo. Pierwsza połowa trasy, po początkowym sporym podbiegu prowadzi granią wysoko ponad wybrzeżem i pojawiającymi się w dole wioskami. W dużej części przebiega ona lasem, ale za każdym razem gdy otwiera się panorama zapiera ona dech w piersiach - wspaniałe skaliste wybrzeże opadające do morza tarasami, na których uprawiane są winogrona i cytrusy.

Punktów odżywczych na trasie było nawet więcej niż zapowiadali organizatorzy, a wszystkie z nich bardzo dobrze zaopatrzone - sporo jedzenia (na słodko i na słono), a do picia woda (w wersji gazowanej i niegazowanej), cola, izotoniki i piwo. Największy z punktów znajdował się na 26 kilometrze (Colle di Telegrafo), był to też pierwszy z dwóch punktów na trasie, gdzie obowiązywał limit czasowy. W tym miejscu większość zawodników zatrzymywała się na trochę dłużej uzupełniając wodę w bidonach i prowadząc ożywione rozmowy. Atmosfera bardziej przypominała tam włoską kawiarnię niż połowę dystansu długiego biegu górskiego.

Druga połowa dystansu mimo teoretycznie mniejszych przewyższeń była dużo trudniejsza niż pierwsze 26 kilometrów. Musieliśmy teraz wrócić do Monterosso biegnąc niżej i zahaczając o wszystkie pięć wiosek, które wcześniej oglądaliśmy z góry. Największym wyzwaniem były tu ogromne ilości schodów, i nie były to piękne, równe schody spełniające wszystkie możliwe normy, a stare, nierówne i często śliskie skalne stopnie zbudowane setki lat temu. Najdłuższy fragment takiej przyjemności (w okolicach 36. kilometra) liczył blisko 2 km długości, cały czas w górę, cały czas po schodach.

Kolejnym wyzwaniem były fragmenty prowadzące tarasami uprawnymi - jako że taras taki, jak sama nazwa wskazuje, służy uprawie roślin, to jedynym miejscem gdzie można poprowadzić ścieżkę jest sam jego skraj. Nie byłoby w tym nic problematycznego (ścieżka nadal miała jakieś pół metra szerokości, a niższy poziom był jedynie jakieś 2 metry niżej) gdyby nie wspaniałe widoki, które cały czas skutecznie odciągały wzrok od patrzenia pod nogi.

Nie trzeba chyba dodawać, że na te trudności nakładało się zmęczenie, które narastało w zastraszającym tempie, za każdym razem gdy pojawiała się przed nami kolejna porcja schodków.

Po ostatniej górce nastąpił zbieg do Monterosso, gdzie na mecie w najlepsze trwała wspaniała impreza. Miejscowe dzieci czekały na biegaczy na początku wioski i razem z nimi biegły do mety mając czasami więcej z tego radości niż niektórzy umęczeni zawodnicy. Na wszystkich twarzach bardzo szybko jednak pojawiał się uśmiech i satysfakcja, wspomagana jeszcze wspaniałym, kilkudaniowym posiłkiem regeneracyjnym podawanym (a jakże!) z miejscowym winem.

Podsumowując trzeba napisać, że w tym biegu warto by było wystartować dla samych widoków, a dodając do tego jeszcze bardzo dobrą organizację i świetną atmosferę otrzymujemy bieg, który polecam wszystkim!

Wyniki:

Podium kobiet:
1. Cinzia Bertasa (ITA) 5:44:22
2. Sally McRae (USA) 6:01:38
3. Giulia Botti (ITA) 6:08:34

Podium Mężczyzn:
1. Fulvio Dapit (ITA) 4:47:54
2. Simone Corsini (ITA) 4:50:06
3. Giovanni Paris (ITA) 4:55:44

Miejsca Polaków (open):
94. Jacek Bordych 7:00:23
95. Grzegorz Kowalski 7:00:23
199. Tomasz Porzycki 8:18:25
212. Anita Gurbisz 8:33:57
213. Tomasz Duda 8:33:57

Pełne wyniki: TUTAJ

Tomasz Porzycki, Ambasador Festiwalu Biegów, autor bloga Nunteferma