Whiteface Skyrace, 25-kilometrowy bieg, w którym trzecie miejsce zajęła mieszkająca w Nowym Jorku Polka Joanna Krawczuk-Mrówka, zakończył się tragedią.
Ten uchodzący za wymagający bieg górski, rozgrywany w pętlach poprowadzonych stromymi podejściami, był w tym roku dodatkowo utrudniony przez pogodę. Upał i wskazania termometru na poziomie 32 stopni Celsjusza spowodowały, że z 83 biegaczy którzy stanęli do rywalizacji, do mety dotarło jedynie 48. Niestety wśród nich nie było Nicka Marshaka.
30-latek z Merrick miał przed sobą końcówkę pętli. Do mety zostało mu mniej niż kilometr. Gdy nagle upadł bez przytomności, zajmował 30 miejsce. Organizatorzy dowiedzieli się o całym zajściu od osób przekraczających linię mety, ale Nick Marshak nie był w tym czasie pozostawiony sam sobie. Wokół niego zatrzymała się grupa biegaczy, którzy próbowali udzielić mu pierwszej pomocy.
Na miejsce przyjechała karetka i resuscytacja była kontynuowana przez służby medyczne na trasie i później w karetce. Został również umieszczony w wannie z lodem. Niestety, mimo tych wszystkich zabiegów, biegacz zmarł w szpitalu.
Prawdopodobną przyczyną śmierci biegacza był udar cieplny. Temperatura jego ciała w momencie przejęcia przez ratowników wynosiła 40 stopni, później wzrosła do poziomu ponad 42 stopni. W ocenie organizatorów, zmarły był doświadczonym biegaczem. Miał też przy sobie butelkę z napojem, choć nie wiadomo czy pełną i czy był prawidłowo nawodniony. Na trasie były rozstawione punkty z wodą.
To przykre wydarzenie wstrząsnęło organizatorami, którzy zastanawiają się, czy organizować kolejną edycję Whiteface Skyrace.
IB