„No, co Ci mogę powiedzieć... To jest Falenica” - skomentowała z uśmiechem moje rozważania o trudnych, bardzo zróżnicowanych i zmiennych już w trakcie zawodów warunkach do biegania Małgorzata Krochmal, organizatorka cyklu Zimowe Biegi Górskie.
Fakt, zimowe bieganie po wydmach odbywa się już po raz piętnasty i co roku, jadąc do parku krajobrazowego w warszawskiej Falenicy, nigdy nie można być pewnym warunków, w jakich odbędzie się rywalizacja. Tym razem, jeszcze kilkanaście minut przed startem, świeciło piękne słońce. Zaraz się schowało, ale było dość ciepło, powyżej zera i spodziewaliśmy się „rozciapcianego” śniegu i sporej chlapy.
Po rekonesansie trasy wielu biegaczy, tych bardziej przezornych, którzy wzięli ze sobą różne buty, wróciło do bazy biegu po kolce. Trasa okazało się sporymi fragmentami śliska i nakładki na buty lub wręcz buty ze stałymi kolcami zdały egzamin, zwłaszcza na niektórych podbiegach.
Gdzie indziej był ten spodziewany topniejący, wodnisty śnieg, a na niektórych zbiegach – mnóstwo kopnego piachu przemieszanego ze śniegiem. Z każdym ponad 3-kilometrowym kółkiem (choć jakiej ono jest nie długości... hmmm... nie wie nikt, bo na falenickich wydmach gps wariuje i na oficjalnie 10-kilometrowym dystansie potrafi wskazać od 8 do 10 km) pogarszał się stan podłoża przemielonego kilkuset parami butów.
A żeby biegacze zbytnio się na trasie nie nudzili, po kilkunastu minutach zaczął padać śnieg najpierw drobny, bardzo przyjemny, potem coraz gęstszy, nawet utrudniający widoczność (zwłaszcza biegaczom w okularach, byli tacy, co ściągali z nosa szkła i biegli „na azymut”).
Nie przeszkodziło to jednak niektórym biegaczom prawdziwie poszaleć. Bieg na 10 km, z udziałem 342 osób, wygrał Łukasz Baranow w czasie 37 minut 27 sekund! W podsłuchanej (przyznaję się bez bicia) rozmowie z kolegami wspomniał, że na ostatnim kółku „leciał po 4 minuty na kilometr”. No to nic dziwnego, że drugiemu na mecie wytrawnemu biegaczowi Tomaszowi Lipcowi, byłemu mistrzowi chodu sportowego, "dołożył" aż 47 sekund, a trzeciemu Tomaszowi Mikulskiemu jeszcze minutę więcej.
Wśród kobiet główny bieg wygrała Ewelina Pisarek (równe 43 minuty), szybsza o 45 sekund od triumfatorki ostatniego Spartathlonu Patrycji Bereznowskiej i ponad 2 minuty od Moniki Mosiołek.
Piękną walkę stoczył duet najlepszych w biegu na 6 km. Przez pierwsze i początek drugiego okrążenia prowadził Stefan Wnorowski, reprezentant Polski na mistrzostwa świata w canicrossie. – Nie jestem jednak przyzwyczajony do prowadzenia biegu bez Neli (pies Stefana - przyp. aut.) – powiedział Stefan i w końcu na podbiegu minął go Krzysztof Śliwa. Wyprzedzony gonił, trzymał się blisko, ale na ostatnim podbiegu lider odskoczył i finiszował z 3-sekundową przewagą (trzeci, też z niewielką stratą, był Mateusz Iracki).
W rywalizacji biegaczek – całe podium dla Żórawski Teamu, choć różnice między koleżankami były spore. Wygrała Marta Głodowska przed Anną Piotrowską i Katarzyną Górecką.
Najkrótszy bieg to jedno falenickie kółko czyli 7 górek, około 3 km i 79 biegaczy. Bracia Tomasz i Bartłomiej Grabowscy zdystansowali Tomasza Sositkę, a Małgorzata Niedziołka – Barbarę Zienkiewicz i Maję Grabowską.
Kolejna „Falenica”, druga z czterech biegów punktowanych w cyklu, za 2 tygodnie, 3 lutego. Bieg piąty, finałowy, 10 marca, nie liczy się do klasyfikacji generalnej ZBG, wchodzi za to w skład Ligi Festiwalu Biegowego.
Wyniki pierwszego etapu: TUTAJ
Piotr Falkowski
zdj. Piotr Siliniewicz - Silne Studio, Anna Matysiak