"Triathlon najważniejszy, ale bardzo lubię biegać w górach. Kusi mnie Krynica". Michał Rajca, 3-krotny zwycięzca ZUK

Michał Rajca to triathlonista ekstremalny, zwycięzca SWISSMAN Xtreme Triathlon i uczestnik MŚ IronMan na Hawajach, ale jak co roku pokazuje Zimowy Ultramaraton Karkonoski – także znakomity biegacz górski, świetnie radzący sobie w trudnych warunkach na trasie. ZUK wygrał właśnie po raz trzeci z rzędu, tym razem na trasie znacznie skróconej (do zaledwie 21 km) z powodu ekstremalnych warunków atmosferycznych, przede wszystkim huraganowego wiatru, na grani.

ZUK 2018: dwa pogodowe światy. Rajca i Solińska ponownie najlepsi

29-letni Michał Rajca pochodzi z Głuchołaz, a mieszka we Wrocławiu. W Karkonosze nie ma więc daleko i zna te góry dobrze. A jednak… – Warunki były ekstremalne, w Karkonoszach jeszcze takich nie doświadczyłem – powiedział nam po biegu. – Nie tylko zresztą w tych górach. Mam doświadczenie w chodzeniu po górach wysokich, przeszedłem kilka lodowców, byłem na 5 tysiącach metrów na Kazbeku i Mt. Blanc, ale w tak ekstremalnych warunkach jeszcze nie było mi dane rywalizować – przyznał.

Banda szaleńców na grani Karkonoszy. ZUK ekstremalny, choć bardzo skrócony. Hattrick Michała Rajcy i Katarzyny Solińskiej

– Był bardzo silny, huraganowy wiatr, przeszywający i lodowaty, do tego marznący deszcz, który atakował nierzadko od czoła, prosto w twarz. To było niesamowite.

– Na większości trasy wiało od prawej strony, jak dostawaliśmy tym bocznym wiatrem, to trzeba było mocno balansować ciałem, żeby nie upaść albo nie dać się zepchnąć ze szlaku. Ja nie jestem najlżejszym zawodnikiem, więc jakoś sobie z tym radziłem. Kiedy jednak zmieniał się kierunek wichru, to przy wietrze czołowym musiałem po kilka metrów pokonywać na czworaka, bo kompletnie nic nie widziałem. Tak było na przykład przy Śnieżnych Kotłach – musiałem zejść do parteru, z głową w dół i kawałek „przeczworakować”, bo inaczej nie byłem w stanie: ból w oczach i na całej twarzy był nie do zniesienia.

– Najbardziej doskwierało mi to, że jako lider byłem tam sam, zdany tylko na siebie. Z tyłu ludzie zbierali się mniejsze czy większe grupki, każdy miał jakiegoś człowieka koło siebie, przed czy za sobą, wiedział, że jak się coś stanie to ma kogoś kto pomoże. Ja tak nie miałem: widoczność dookoła na 2 metry, huraganowy wiatr i marznący deszcz powodowały, że czułem się jak w huczącej pustce, to było bardzo ciekawe doznanie.


– Wrażenie było takie, że odkąd wbiegłem na Szrenicę i ruszyłem na grań, wydawało mi się, że jestem jedynym wariatem, który przemierza trasę dalej, bo wszyscy inni dawno zrezygnowali i wrócili do schroniska na Hali Szrenickiej. Dlatego mam ogromny szacunek do wszystkich zawodników, bo naprawdę duża grupa dobiegła do Odrodzenia i ukończyła bieg, mimo ekstremalnych warunków.

– W odróżnieniu od niektórych uczestników, którzy o tym mówili, ja się nie bałem. Miałem w głowie tylko jeden cel: jak najszybciej dotrzeć do Schroniska Odrodzenie. Wiedziałem, że jak wejdę do środka, to będzie ciepła herbata i będę mógł się ogrzać.

Sportowe życie Michała Rajcy to jednak ciągle przede wszystkim triathlon. I to ten w wydaniu górskim.

– Zafiksowałem się na triathlonie ekstremalnym, który jest dyscypliną dopiero rozwijającą się, tak jak biegi górskie kilkanaście lat temu. Sprawia mi to dużo przyjemności i będę szedł w tym kierunku.

– Najwięcej frajdy ze wszystkich triathlonowych konkurencji sprawia mi bieganie. Jazda na rowerze jest ok, ale w bieganiu górskim bardzo fajne jest to, że zawsze można sobie pojechać i wystartować w jakichś zawodach, których teraz nie brakuje. W kolarstwie jest z tym trochę trudniej, a pływanie to, przyznaję, robię tylko po to, żeby wszystko skleić w całość triathlonu. Ale muszę powiedzieć, że treningi rowerowe bardzo dobrze wpływają na moją dyspozycję biegową i starty w górach, bo na rowerze buduje się siłę mięśni czworogłowych, która jest niesamowicie ważna na zbiegach.

– Będziemy zatem na pewno spotykać się na górskich trasach i zawodach biegowych, a ZUK jest dla mnie atrakcyjny dodatkowo przez swój termin: na początku marca nie ma jeszcze imprez triathlonowych. Potem, w pełni sezonu tri, jest mi już trudniej wcisnąć starty w biegach górskich, ale i tak planuję kilka na biegowe przetarcie. Chciałbym gdzieś wystartować w  czerwcu i 2 razy lipcu. Myślałem o Biegach w Szczawnicy i Mistrzostwach Polski na długim dystansie na Wielkiej Prehybie, ale w końcu kwietnia będę już na zgrupowaniu. Bardzo żałuję, bo rok temu biegałem tam półmaraton (Chyża Durbaszka 20 km – red.) i bardzo mi się podobało, to jest super impreza.

– Kusi mnie też Festiwal Biegowy w Krynicy, cały czas chodzi mi po głowie, myślałem o starcie już rok temu, ale wtedy się nie udało. W drugi weekend września mam wprawdzie start w Nicei w mistrzostwach świata na dystansie połowy Iron Mana, ale to tydzień po Festiwalu i któryś z biegów górskich w Krynicy mógłby być świetnym przetarciem. Myślę, że niedługo będziemy mogli o tym porozmawiać w sposób już bardziej wiążący.

z Michałem Rajcą rozmawiał Piotr Falkowski

zdj. Beata Oleksiewicz - Foty Beaty