Udział w tym maratonie był niebezpieczny

Bamian leży w środkowym Afganistanie przy Jedwabnym Szlaku. Ważniejsze jest jednak to, że jet to miejsce spokojniejsze i bardziej liberalne niż pozostałe regiony kraju. Wprawdzie to właśnie tutaj Talibowie zniszczyli olbrzymie posągi Buddy, ale nie zabija się tu kobiet za uprawianie sportu. Właśnie dlatego w Bamian organizuje się zawody, a w połowie października odbył się tu pierwszy afgański maraton.

Za jego organizacją nie stały władze kraju, a pasjonaci na co dzień związani z podróżami i ultramaratonami. Przy organizacji maratonu, w którym wzięło udział ponad 60 osób, współpracowali z organizacją Free for Run, która walczy o łatwiejszy dostęp kobiet do sportu. Jest o co walczyć, bo chociaż maraton rozgrywany na wysokości ponad 3200m n.p.m. nie należał do łatwych, to dla kobiet był wyzwaniem ekstremalnym.

Na udział w nim zdecydowały się tylko trzy panie: dwie cudzoziemki i jedna Afganka. Zainab, mieszka w kraju, gdzie trening jest właściwie niemożliwy. Aktywność poza domem przypisywana jest prostytutkom i grozi śmiercią. Mimo strachu, Zainab ma za sobą udział w Gobi March, gdzie pokonała 250 km w 7 dni.

- Gdy moja mama była dzieckiem biegała w Pakistanie po pustyni Lahore. Jej nagrodą była czekolada, moją bycie głosem afgańskich kobiet - mówiła Zainab na mecie Gobi March.

Jej głos brzmiał na tyle donośnie, by 40 kobiet zdecydowało się pobiec w krótszym biegu towarzyszącym. Trenowały w swoich pokojach i na ogrodzonych podwórkach na tyłach domów. To wystarczyło, by ukończyły 10-kilometrowy bieg w trudnym, górzystym terenie.

Dla mężczyzn bieganie w Afganistanie też nie jest codziennością. Niektórzy zawodnicy biegli w swoich codziennych ubraniach i sandałach, ale bieg ukończyli.

Zwycięzcą maratonu w Bamian został Brytyjczyk Keith McIntosh, który linię mety przekroczył z czasem 2h55'.

IB

fot. http://marathonofafghanistan.com/