Maraton w Genewie nie ma szczęścia do pogody. W zeszłym roku wiatr utrudniał zrobienie dobrych wyników. W tym roku o wszystkim zdecydował deszcz. Chwilami był tak dokuczliwy, że zamieniał typowy maraton po asfalcie w walkę z błotem i śliską nawierzchnią. Zdaniem zawodników z elity, bieg przypominał bardziej przełaje.
Trudne warunki nie powstrzymały jednak uczestników maratonu ani siedmiu (!) towarzyszących mu biegów. W całej imprezie wzięło udział 16 107 osób i dzięki temu padł nowy rekord frekwencji. Poprzedni został ustanowiony w 2014 r., gdy na listach startowych wszystkich dystansów znalazło się 14 050 osób.
W minioną niedzielę na trasie najdłuższego dystansu stanęło 2200 maratończyków. Wśród nich był m.in. Victor Kiprirchir. Kenijczyk jest rekordzistą Półmaratonu Warszawskiego, jego zwycięzcą z 2014 r. i czwartym zawodnikiem tegorocznej edycji. W Genewie mimo zaciętej walki również zakończył rywalizację na 4 miejscu. Zwycięzcą został Peter Kiplagat.
Kenijczyk rozpoczął swój finisz 5 kilometrów przed metą i wkrótce skutecznie oderwał się od grupy pięciu liderów. Pomimo zacinającego deszczu na mecie pojawił się po 2 godzinach, 11 minutach i 18 sekundach. Swój rekord życiowy poprawił o 19 sekund.
- Jestem szczęśliwy, że udało mi się wygrać. W zeszłym roku byłem tu drugi i dzięki temu czułem, że dobrze znam trasę - mówił zwycięzca na mecie.
Szczęśliwa była również zwyciężczyni. Jane Kiptoo linię mety na moście Mont Blanc przekroczyła z czasem 2:35:45.
- To było dla mnie trudne. Miałam kłopoty z utrzymaniem właściwego rytmu. Deszcz utrudniał mi bieg, dlatego jestem zadowolona, że udało mi się go tak rozegrać - powiedziała dziennikarzom Jane Kiptoo.
Tegoroczni uczestnicy reprezentowali 110 krajów, w tym również Polskę. Najwyżej sklasyfikowanym Polakiem został Krzysztof Rozmus, który z czasem 3:16:55 zajął 134. miejsce. Gratulujemy!
IB
fot. twitter Genève Marathon