Od samego początku jeździmy na Festiwal Biegowy w Krynicy. Od zawsze biegamy tam 10 km. To łatwe i przyjemnie, bo z górki. Tak przynajmniej nam się wydaje.
O swojej wyprawie szlakiem festiwalowego ultramaratonu piszą Irina Hulanicka, Joanna Wróblewska, Andrzej Kuciński, Andrzej Hulanicki, Ambasadorzy Festiwalu Biegowego.
W zeszłym roku kolega (Andrzej Q) spróbował pokonać 36 km i... dopiął celu. Był tak zachwycony, że w tym roku zapisał się na 100 km i zaraził koleżankę Asię, która zapisała się na 36 km. Andrzej H, który kiedyś biegał maratony w czasie 3:08, nie zapisał się na Bieg 7 Dolin, ale chce spróbować w ciągu 3 dni przebiec 5, 10, 15 i 21 km. Ja, Irina, jak zwykle jestem za leniwa i zostałam przy 10 km.
Do naszych startów przygotowujemy się bardzo aktywnie. W zimie w Warszawie regularnie biegaliśmy górki na Moczydle. A jeszcze w listopadzie zeszłego roku postanowiliśmy pojechać do Krynicy i przejść te 100 km w 3 dni, żeby wiedzieć jak wygląda trasa. Wybraliśmy termin, Asia, która jest specjalistką w planowaniu górskich wędrówek, zrobiła plan.
A było to tak...
Termin: 31 maja-2 czerwca (sobota-poniedziałek). Przebieg trasy: Krynica – Jaworzyna Krynicka – Rytro – Prehyba – Radziejowa – Piwniczna – Krynica. Długość trasy i czas: 100 km w 3 dni (36+30+34 km). Założenia: Niezależnie od pogody, minimalny ciężar plecaka, tempo marszowe, na trasie przerwy 10-15 minutowe i 1 przerwa godzinna na posiłek, SPA codziennie.
Do Krynicy jedziemy autobusem (Polski Bus). Jeszcze w trakcie jazdy chłopaki nastawiają się, czy nie iść szybciej (ale Asia ustawia ich – idziemy razem). Wieczorami planują SPA i może jakiś wypad do klubu. Już w autobusie widzimy, że mamy za duże plecaki i chyba nie uda się nam szybko iść.
I dzień. Krynica-Jaworzyna-Runek-Hala Łabowska-Cyrla-Rytro.
31 maja. O godz. 8:20 jesteśmy w Krynicy. Na dworcu PKP przebieramy się na sportowo i wyruszamy. Już na 1 km nie zauważyliśmy skrętu trasy w prawo i musieliśmy zawrócić (tym sposobem na dzień dobry nadłożyliśmy 2km). W Czarnym Potoku robimy postój z kawą w tle. Ostatnie ustalenia i idziemy.
Z Andrzejem H czujemy się jak ryby w wodzie na tym pierwszym odcinku. Czarny Potok i Jaworzynę znamy na pamięć. Pogoda idealna. +13C i słoneczko. Do Runka droga jest bardzo dobra. Andrzej Q przypomina sobie trasę i opowiada jak to było rok temu. Gdzie jeszcze było ciemno, a gdzie już coś widział. Na szlaku mamy powalone drzewa. Na razie nie zwracamy na to dużej uwagi.
Hala Łabowa – obiad. Zjadamy jeszcze domowe kanapki, które zostały nam z podróży. W schronisku spotykamy harcerzy, którzy szły z Krynicy żółtym szlakiem. Opowiedzieli o utrudnieniu na tym szlaku – dużo powalonych drzew. Ruszamy dalej. Droga jest różna. Czasami kamienie, czasami bardzo przyjazna do biegania.
Dochodzimy do Cyrli i tu zaczyna się mocno w dół. Już widać Rytro, ale idziemy bardzo po woli. Ja mam wątpliwości, że na tym zbiegu można coś więcej niż tylko maszerować. Już jesteśmy w Rytrze. Kropi deszcz. Zakładamy kurtki i peleryny. Andrzej Q opowiada, że w Rytrze do Hotelu „Perła Południa” (tam mamy nocleg i tam była meta 36 km) kawał drogi. „A, buja” – pomyślałam. Byłam w Rytrze w 1987 roku na obozie sportowym w Hotelu „Perła Południa” i nie pamiętam, żebyśmy narzekali na odległość. Też jest faktem, że 27 lat temu byliśmy młodzi i piękni. Ale… Te 30 minut (3 km) do Hotelu to była męka do kwadratu. Sklep „Groszek” też nie pomógł. Po 12 godzinach w drodze byliśmy w Hotelu. Szybko na basen i do Karczmy na kolację. Wszyscy ledwo chodzą. Idziemy spać.
II dzień. Rytro-Prehyba-Radziejowa-Wielki Rogacz-Obidza-Eliaszówka-Piwniczna Zdrój
Żadnego rozruchu i trochę jogi. Śniadanie. I ruszamy. Początek trasy prowadzi po drodze asfaltowej. I znów wspomnienia z 1987 roku. Tą drogą biegaliśmy co wieczór trening – wybiegania.
Po drodze spotykamy biegacza. Po 3 km niebieski szlak mocno idzie do góry. I tak do Wietrznych Dziur. Kamienie duże, małe. Widoki niesamowite. Przy Wietrznych Dziurach odpoczynek i dalej. Sprawnie dochodzimy do Hali Przehyba. Obiad. W schronisku dużo ludzi. Spotykamy grupę biegaczy, którzy wbiegli drogą asfaltową i rowerzystów, których widzieliśmy wczoraj. Ładujemy GPS i jemy obiad.
Po posiłku ruszamy w dalszą drogę. Na Złomistym Wierchu mamy na szlaku duże utrudnienia. Drzewa zwalone jak zapałki. Próbujemy ominąć przeszkody. Andrzej Q gubi część kijka. I tak do Wielkiego Rogacza. Tempo spada. Mamy w nogach 50 km. Hurra!
Na Obidzy musimy zrobić przerwę, która trochę się przedłuża. Zaczyna kropić deszcz. Ale od Obidzy do Piwnicznej Zdrój gmina ucywilizowała szlak. Są plakaty, ławeczki, schody, wieże widokowe i szlak wyłożony betonowymi płytami. Ale po kolejnej godzinie płyty dają o sobie znać. Podziwiamy widoki. Z góry widok wieczornej Piwnicznej.
O 20:30 jesteśmy w Piwnicznej. Znajdujemy Willę „Świetlaną”, gdzie mamy nocleg. Gospodarz już zwątpił, że przyjdziemy i na nas nie czekał. Dostajemy pokoje. Zamawiamy śniadanie na 7:15. Jemy kolację i idziemy spać.
III dzień. Piwniczna-Łomnica-Wierchomla Wiełka-Wierchomla Mała-Szczawnik -Bacówka nad Wierchomlą-Runek-Krzyżowa-Krynica
Rano śniadanie, mała narada. Rozmowa z gospodarzem. Podziwia nasz marsz. Przy okazji reklamujemy bieg i Festiwal Biegowy. Znajdujemy wspólnych znajomych – Zygmunt Berdychowski, pomysłodawca biegowego zamieszania w Krynicy. Tego dnia mamy główny nieprzekraczalny termin – godzina odjazdu autobusu z Krynicy do Warszawy.
Znów pod górę, ale dziś mamy mniejsze górki. Tempo początkowe niezłe. Idziemy żwawo. Łomnica Zdrój. Wierchomla Wielka. Wierchomla Mała. Przed sobą mamy stok narciarski. Prosta droga, ale deszcz i wiatr robi swoje. Jesteśmy zmarznięci. Na szczycie trochę rozglądamy się. Nie ma nikogo. Teraz stokiem w dół do Szczawnika. W nogach robiło się miękko. Najlepiej było zbiegać.
W Szczawniku mały odpoczynek i drogą do Bacówki nad Wierchomlą, którą dobrze znamy z zeszłego roku.
Obiad. Odpoczynek i w drogę. Dobrze znamy ten odcinek trasy do Krynicy. Idziemy szybko, ale jakoś kilometry wolno schodzą. Na Krzyżowej mamy 100 km (!!!) drogi (to wszystko przez to, że pierwszego dnia nadłożyliśmy). Do końca idziemy trasą biegu. Planowaliśmy zaliczyć basen, ale już nie mamy czasu. Idziemy na dworzec. I na żółtym szlaku już w Krynicy – ups!!! Powalone drzewa. O tym mówili pierwszego dnia harcerze. Kilka minut strachu, czy zdążymy na autobus. Szukanie możliwości obejścia tych powalonych drzew.
Już udało się. Po drodze sklep „Żabka”. Na dworcu przebieramy się w czyste rzeczy. I wsiadamy do autobusu. Do Warszawy jedzie tylko 10 osób. Chyba nikt normalny nie wyjeżdża z Krynicy w poniedziałek wieczór. O 4:28 jesteśmy w Warszawie.
Mamy w nogach 103 km !!!
Podsumowanie, autorstwa Asi.
Codziennie wieczorem odczuwamy duże zmęczenie, ale rano jesteśmy jak nowo narodzeni. I stopniowo z każdym dniem czujemy się mocniej.
Jesteśmy trochę zdziwieni, że spotykamy niewiele ludzi, ale dowiadujemy się, że to jeszcze nie sezon – dziwne, bo pogoda jest doskonała, a przyroda w pełnym rozkwicie.
Polecamy tę trasę każdemu, biegiem, pieszo lub na rowerze, to tylko kwestia rozłożenia jej na etapy. Dla biegaczy świetny trening i strategiczne zapoznanie się z trasą, dla turystów możliwość podziwiania przyrody Beskidu Sądeckiego, dla kibiców B7D okazja do docenienia wysiłku biegaczy. Są też elementy orientacji w terenie z kompasem i mapą na odcinkach nie wyznaczonych przez szlaki turystyczne.
Logistycznie można wykorzystać liczne schroniska na trasie, na postój lub nocleg. My obiecujemy sobie, że kiedyś wybierzemy się na podobną trasę z nocowaniem w schroniskach górskich, to niepowtarzalna atmosfera i też bez obciążającego mięśnie schodzenia na koniec dnia. Oprócz tego jest możliwość noclegu we wszystkich miejscowościach uzdrowiskowych, a także korzystania z dobrodziejstw tych uzdrowisk, no co my w naszym wariancie nie mieliśmy czasu.
Mamy nadzieję, że leśnicy uporządkują szlaki. Tymczasem zabrakło chociaż informacji o wiatrołomach, widzieliśmy, jak trudno było przedostać się przez nie tylko nam, ale przede wszystkim rowerzystom.
Mając już wiedzę jak zaskakująca może być trasa, jej wcześniejsze poznanie wydaje się istotnym elementem przygotowania. W tym wypadku elementem przygotowania psychicznego. Toteż dla mnie głównym celem naszego marszu było spokojne i pogodne poznanie całej trasy Biegu 7 Dolin. Wartość dodatkowa to możliwość zrobienia tego w przewidywalnym i znanym towarzystwie.
Taka wyprawa jest dość trudna do zorganizowania. Po pierwsze trzeba było znaleźć termin, który by wszystkim odpowiadał, po drugie zorganizować transport tam i z powrotem, po trzecie zarezerwować noclegi. Trasy nie musieliśmy ustalać, bo była wiadoma. Niemniej nie obeszło się bez dyskusji dotyczącej przebiegu trasy odbiegającej na kilku odcinakach od szlaków. Oczywiście zwyciężyło stanowisko, że marsz trasą Biegu 7 Dolin musi przebiegać zgodnie z trasą Biegu. Dzięki temu były dodatkowe atrakcje w postaci konieczności ciągłego pilnowania przebiegu marszruty oraz kilku pomyłek w określaniu kierunku marszu. I to właśnie dzięki tym pomyłkom możemy powiedzieć, że zrobiliśmy 103 km w trzy dni.
Dokładny opis wydarzeń znajdziecie wyżej. W trakcie pierwszego odcinka przypominałem sobie zeszłoroczne wrażenia. Szczególnie wschód słońca nad Halą Łabową. Pamiętny tę był ostatnie strome zejście i zasłyszana potem opinię, że na tym odcinku trzeba po prostu balansować ciałem. Pozostała część trasy była dla mnie zupełnie nowa.
To co było przygnębiające, to ilość powalonych drzew na trasie. Efektem tego rodzaju przeszkód było zgubienie przeze mnie części kijka i konieczność pokonania ponad połowy trasy z połową ekwipunktu. Wniosek to pomysł, aby na w workach na przepakach umieścić zapasowe kijki.
Trasę pokonaliśmy w czasie nieco dłuższym niż planowaliśmy. Ale to tylko dlatego, że natknęliśmy się na praktycznie zablokowane przez powalone drzewa zejście do Krynicy. Co ciekawe odczuwaliśmy, że z każdym dniem odczuwaliśmy mniejszy wysiłek w trakcie marszu. Ten wyjazd zaliczam do moich naprawdę udanych wypraw i gorąco dziękuję Irinie, Asi i Andrzejowi.
Irina Hulanicka, Joanna Wróblewska, Andrzej Kuciński, Andrzej Hulanicki - Ambasadorzy Festiwalu Biegowego