Z Krynicy wywozi się coś więcej niż medale i nagrody

Przed nami piąty, jubileuszowy Festiwal Biegowy. Wszystko wskazuje na to, że rekordowa liczba biegaczy ściągnie do krynickiego uzdrowiska, by rywalizować i dobrze się bawić i wypoczywać. To nie nadużycie, bo imprezę odbywającą się w pierwszy weekend września można uznać za doskonałe przedłużenie wakacji.

O Festiwalu Biegowym i swoim pobycie w Krynicy pisze Robert Zakrzewski.

PZU Festiwal Biegowy zdecydowanie różni się od większości imprez biegowych. Uczestnicy mają do wyboru pełną paletę dystansów. Ponieważ zjeżdżają się tu biegacze z różnych stron kraju, często wybierają kilka konkurencji, żeby w pełni wykorzystać te trzy dni. Bywa, że są to połączenia bardzo barwne jak np. Bieg 7 Dolin i Bieg Przebierańców.

Rok temu będąc pierwszy raz w Krynicy-Zdrój miałem napisać krótką relację z Biegu Przebierańców. Wśród wielu uśmiechów, pozowania do zdjęć, wyłonił się poważny Indianin. Nie był to żaden Winnetou tylko pan Janusz Kochman, który bieg potraktował bardzo serio. Chciałem uczcić pamięć Stanisława Supłatowicza, którego starsi widzowie pamiętają z „Teleranka”. Była to wspaniała postać. Syn zesłanki na Sybir, która uciekła przez Kamczatkę do Kanady. Tam wyszła za mąż za wodza jednego z plemion (Szaunisów – przyp red.) z tego związku narodził się Supłatowicz, który w wieku kilkunastu lat przyleciał do Polski, walczył w Partyzantce. Odznaczony był krzyżem walecznych – opowiadał na mecie wzruszony biegacz.

W Krynicy-Zdrój nigdy nie wiadomo kogo się spotka i co kogo spotka. Impreza jest doskonałym miejscem dla integracji środowiska biegaczy, poznania wielu osób, wymiany doświadczeń biegowych i życiowych. Jest to pewien paradoks, bo bieganie kojarzy się z samotnością długodystansowca a nie wspólnym spędzaniem czasu. Jednak zarówno Emilia Zielińska jak i Tomasz Osmulski, wybitni specjaliści od biegania wśród amatorów, z którymi rozmawiałem w ostatnich dniach, mieli podobne spostrzeżenia. Festiwal Biegowy kojarzył im się z cudowną atmosferą i możliwością spotkania osób z całego kraju, z którymi rywalizuje się na innych zawodach, lub zmagało się kiedyś.

Z perspektywy reportera bardzo inspirujące są rozmowy z uczestnikami Festiwalu. Oczywiście część z nich jest o tym, że zacząłem biec a po kilku (kilo)metrach finiszowałem. Często trafiają się jednak takie historie jak Ani Arseniuk i Witka Orcholskiego z fundacji „Zabiegamy o Dorotkowo”, z którymi spotkałem się tuż po Biegu 7 Dolin. Wywiad trwał może 15-20 minut, ale drugie tyle rozmawialiśmy o bieganiu, barierach i planach, życiu siedząc na schodach przed zamkniętym sklepem już z wyłączonym dyktafonem. Gdyby nie fakt, że musiałem wracać do obowiazków i przygotowywać relację z marszu nordic walking, to pewnie posiedzielibyśmy tam o wiele dłużej.

W przeciwieństwie do wielu innych zawodów, krynickie biegi nie kończą się wraz z rozdaniem pucharów i ceremonią na scenie. Wiele osób, które przyjeżdżają tu po raz kolejny, ma swoje ulubione karczmy i regionalne dania. Syty posiłek oraz dobra zabawa jest dla nich często taką samą nagrodą jak przyjemność z przekroczenia linii mety. Ktoś może nie mógł wziąć w pracy urlopu, żeby wyjechać do takich kurortów jak Szarm el-Szejk. Na pewno nie stracił, bo Krynica-Zdrój to perła na mapie polskich uzdrowisk.

Najgłośniej na deptaku robi się zawsze podczas biegów dla dzieci. Decybele porównać można jedynie do tych podczas koncertów muzycznych. Młodzi adepci biegania dopingowani są gorąco przez swoich rodziców, którzy także nie oszczędzają gardeł i podpowiedzi. Mali sportowcy wkładają w swój start wiele emocji. Jest śmiech, pasja ale także łzy gdy któreś dziecko biegnie na końcu. Na mecie jednak czekają rodzice które pocieszą i potraktują jak zwycięzcę. Może kiedyś któreś z dzieci wspomni o PZU Festiwalu Biegowym jako o swoich pierwszych zawodach?

Szybko płynie czas. Rok temu w niedzielę zmęczeni po trzydniowej pracy siedzieliśmy w karczmie w wąskim gronie i rozmawialiśmy o wrażeniach. Obok siedzieli biegacze z Czech oraz Portugalii. Co chwilę któraś z nacji wznosiła toast w ojczystym języku i pokazywała zdobyte medale jak wojenne łupy. W tym roku podobnych emocji z pewnością nie zabraknie. Z Krynicy bowiem wywozi się coś więcej niż medale i nagrody.

Robert Zakrzewski