"Khalifa w Dosze to fajny stadion". Profesor Kszczot zaczyna sezon. "Liczą się tylko MŚ"

Wreszcie się doczekaliśmy! Adam Kszczot stanie jutro pierwszy raz w tym roku na starcie biegu na 800 metrów. Profesor biegów średnich, aktualny wicemistrz świata, multimedalista MŚ i ME na tym dystansie, tym  razem zrezygnował ze startów w hali i postanowił skupić się na zawodach wyłącznie w sezonie letnim, na otwartym stadionie.

[AKT.] Rusza Diamentowa Liga 2019. Adam Kszczot gotowy na Dohę. Caster Semenya po raz ostatni?

Inauguracja tegorocznego sezonu Adama Kszczota nastąpi w piątek 3 maja, na pierwszym mityngu Diamentowej Ligi 2019 w Dosze. Stadion Khalifa w stolicy Kataru będzie na przełomie września i października areną mistrzostw świata, które są dla Adama startem docelowym.

Z gwiązdą polskiej królowej sportu rozmawialiśmy w przeddzień mityngu, po treningu na stadionie w Dosze. Adam wyjaśnił najpierw, dlaczego zrezygnował z występów w hali, które niemal co roku przynosiły mu medale.

– W hali startowałem od lat i przyznam, że połączenie ze sobą sezonu halowego z występami na otwartym sezonie było dużym wyzwaniem. W tym roku dzięki rezygnacji z hali mogłem, co bardzo mnie cieszy, więcej czasu poświęcić rodzinie, zwłaszcza w spokojnych miesiącach zimowych. Przygotowania zacząłem w połowie stycznia, dopiero luty przyniósł treningi biegowe i myślę, że da to bardzo dobre rezultaty. Trzeba pamiętać, że ten sezon jest wyjątkowo długi i formę trzeba rozkładać inaczej, być gotowym dopiero na koniec września. Do tej pory formę utrzymywałem najdłużej do połowy września, za to wcześniej miałem sezon halowy. W sumie działa to więc na moją korzyść.

– Zmieniłeś także swoje treningowe „miejscówki”, pracowałeś głównie w Portugalii i Maroku. Jak te lokalizacje obozów się sprawdziły?

– Ten rok to faktycznie nowe przygotowania, bo nie miałem obozu w Republice Południowej Afryki. Byłem natomiast na Teneryfie, w Portugalii i w Maroku. Miasto Ifrane w środkowym Atlasie to bardzo ciekawy kierunek, leży na wysokości 1670 metrów n. p. m. To jest wysokość idealna do budowania dobrego obrazu krwi.

Moje przygotowania przez to, że nie miałem sezonu halowego, przebiegały inaczej. Całkiem inaczej „wkręcają się” nogi na obroty, zupełnie inaczej buduje się krew. Po badaniach krwi, które ostatnio zrobiłem, widać, że bardzo dobrze posłużył mi ten wyjazd. W Maroku zrobiliśmy tylko największą bazę treningową, no i miałem bardzo fajnego sparingpartnera. Węgier Tamas Kazi to świetny zawodnik, którego znam od lat, bo od roku 2012 widujemy się na obozach. Tutaj udało się potrenować razem.

W Portugalii i Maroku byli ze mną trener Zbigniew Król i fizjoterapeuta Jakub Dukiewicz, zaś na Półwyspie Iberyjskim, gdzie zaczęliśmy przygotowania „z grubej rury”, nie obyło się też bez psychologa. Jeszcze jedną, ważną osobą w moim teamie był trener przygotowania motorycznego Michał Adamczewski, z którym spędziłem miesiące zimowe na rozciąganiu i budowaniu podstaw treningu siłowego.

– Czy wprowadziłeś jakieś zmiany także do swojego treningu i przygotowań do sezonu na otwartym stadionie?

– Nowości treningowych było kilka, m. in. dzięki wspomnianemu Michałowi Adamczewskiemu. Mogliśmy spokojnie przygotować bazę siłową, dużo większy nacisk kładziemy na badanie treningu siły dzięki urządzeniu pomiaru mocy. Ciekawym rozwiązaniem jest zwiększenie liczby kilometrów oraz ilości pracy w trzecim zakresie intensywności. To naprawdę przyniosło świetne efekty, przede wszystkim znakomitą krew. Ale te zmiany dadzą o sobie znać dopiero na następnym zgrupowaniu, które rozpocznę 11 maja w Sankt-Moritz. W Szwajcarii znowu będą ze mną trener i fizjoterapeuta, będzie Tamas Kazi, więc pełna „paczką” będziemy szlifować formę już typowo pod kątem 800 metrów.

– A co, będąc teraz w Dosze, możesz powiedzieć o miejscu rozgrywania tegorocznych MŚ? Czy masz już jakieś przemyślenia o tym, jak wy, zawodnicy, będziecie czuć się w Katarze podczas najważniejszej imprezy roku? Miałeś okazję wejść na bieżnię mistrzowskiego stadionu, poczuć ją pod butem?

– Ja już biegałem w Dosze, było to przed rokiem, też w Diamentowej Lidze. Działo się to jednak na innym stadionie, więc nie ma czego porównywać.

Na nowym stadionie w Dosze byłem dzisiaj. To bardzo fajny obiekt, w środku klimatyzowany. Odczuwalna jest duża różnica temperatur między stadionami rozgrzewkowym i głównym. W fasadach trybun jest umieszczonych dużo nawiewów i robi to całkiem dobre wrażenie. Obok stadionu znajduje się hala, w której w 2010 roku odbyły się Halowe MŚ, to miejsce bardzo dobrze mi znane na mapie stolicy Kataru.

Wygląda na to, że organizacja tegorocznych MŚ będzie znacznie lepsza niż tych przed 9 laty. Wtedy były na przykład bardzo duże problemy z dogadaniem się w języku angielskim, co wydaje się kuriozalne na imprezie tej rangi, ale tak rzeczywiście było. Teraz to wszystko wygląda fajnie. Katarczycy są już po głównym teście, czyli mistrzostwach Azji, w sobotę robią Diamentową Ligę. Więcej przemyśleń będę miał na pewno po starcie, ale mogę powiedzieć, że stadion główny i kwestie rozgrzewki są bardzo dobrze rozwiązane.


 

– Jaką politykę startową przyjąłeś w drodze do MŚ?

– Startów będzie sporo. Sezon chcę podzielić na dwie główne części. Po obozie w Sankt-Moritz, w czerwcu i lipcu będę biegał na mityngach, potem nastąpi zejście nieco z obrotów treningowych, a następnie powrót do bardzo mocnej pracy pod kątem 800 metrów. Schemat zatem jest taki, jakiego używałem do tej pory: sezon halowy, po nim dwutygodniowy luz i znowu powrót do pracy bazowej, żeby po 2 miesiącach być w bardzo dobrej formie. Powtarzamy ten schemat, tyle że nieco przesunięty w kalendarzu.

– A czego spodziewasz się po swoim pierwszym starcie w roku, o co chcesz powalczyć na "dzień dobry"? Jak oceniasz stawkę rywali w Dosze, kto będzie faworytem - Amos z Botswany i Kenijczyk Korir, którzy tak jak Ty jeszcze nie startowali, czy też może zawodnicy, którzy inaugurację sezonu mają już za sobą i są nieco bardziej obiegani od Ciebie?

– Od Ciebie dowiaduję się, kto ma pobiec w Diamentowej Lidze, bo nie zaglądałem jeszcze w listy startowe. Z Maroka na kilka dni wróciłem do domu, zaś do Kataru przyleciałem w piątek. Jestem więc po jednym dniu w Dosze, a start mam w drugiej dobie pobytu tutaj. Dobrze byłoby wystartować lepiej niż tu w Katarze rok temu, też w inauguracji Diamentowej Lidze. Wtedy otworzyłem sezon wynikiem 1:46:70. Ale prawdziwe przygotowania dopiero się zaczynają. Ci, którzy biegali szybko w hali i tak biegają na początku sezonu „otwartego”, mają raczej marne szanse na dobre bieganie w końcu września, kiedy są MŚ.

– Jak spędzisz czas w najbliższych dniach po Dosze?

– Do kraju wracam zaraz po starcie w Katarze, w sobotę 4 maja ląduję w Warszawie i kilka dni spędzę w domu. Tylko kilka dni, bo, jak mówiłem, już 11 maja wylatuję na zgrupowanie do Szwajcarii. Krótki czas w Polsce spędzę bardzo pracowicie, bo jak najwięcej czasu chcę poświęcić rodzinie: żonie i dziecku, a jednocześnie mam do zrobienia 4 bardzo poważne treningi, które są już częścią przygotowania do naprawdę ciężkiego obozu w St. Moritz.

Z Adamem Kszczotem rozmawiał Piotr Falkowski

zdj. archiwum zawodnika


AKTUALIZACJA

Adam Kszczot w swoim pierwszym starcie w sezonie zajął w Dosze siódme miejsce z czasem 1:45.60. Po szybkim i bardzo wyrównanym biegu wygrał reprezentant Botswany Nijel Amos - 1:44:29.

 

red.