"Marzę o hat-tricku, ale mam dużą pokorę". Artur Kozłowski, mistrz Polski 2016 i 2017, przed Orlen Warsaw Marathonem
Opublikowane w pt., 20/04/2018 - 12:04
Artur Kozłowski będzie podczas 6. ORLEN Warsaw Marathonu bronił tytułu mistrza Polski, i to zdobytego w dwóch ostatnich latach (w 2016 wygrał OWM w czasie 2:11:56, a rok temu był trzeci w 2:12:38). Jest niewątpliwie faworytem rywalizacji w 88. Mistrzostwach Polski. Czy w niedzielę pokusi się o hat-trick?
– Kto wygra pokaże dopiero meta. Ja nigdy nie rozdaję miejsc przed biegiem. To jest maraton, a w maratonie czasem jest tak, że nawet jak jestem w super formie to pobiegnę słabiej, a czasem odwrotnie – po gorszych udaje się wykręcić super wynik. Nigdy nie ma pełnego rozpoznania.
– Yared Shegumo ma najlepszą „życiówkę” i jest wicemistrzem Europy, więc na papierze powinien być najgroźniejszym rywalem, ale pozostali zawodnicy też są bardzo dobrzy (elitę stanowią jeszcze Arkadiusz Gardzielewski, Mariusz Giżyński i Emil Dobrowolski - red.), więc z pokorą podchodzę do niedzielnego biegu.
– O Tobie krążą słuchy, że jesteś w znakomitej formie.
– O swoją dyspozycję jestem spokojny, bo przygotowania przepracowałem solidnie, bez żadnych zakłóceń. Ale spójrz choćby na poniedziałkowy maraton w Bostonie. Był cały szereg murowanych faworytów do podium, a finalnie w dziesiątce był tylko jeden Kenijczyk i to z czasem kilkanaście minut słabszym od „życiówki”. Powtarzam więc: mam dużą pokorę do maratonu. Wiem, że jestem dobrze przygotowany, emocje będą duże, bo będę walczył od początku do końca i na pewno nie odpuszczę pierwszej grupy, która ma biec półmaraton na 1:04:50-1:05:00, czyli maraton na 2:10. Ale to są suche założenia, a do tej pory jeszcze nigdy nie wstrzeliliśmy się w te przedstartowe założenia, zawsze coś się dzieje i je mniej lub bardziej weryfikuje. Co roku pierwsza część dystansu jest z dużym wiatrem, a druga pod wiatr, więc coś tam na początku z tych założeń urywamy, żeby minimalnie stracić na drugiej, trudniejszej. Więc... z dystansem i z pokorą (uśmiech).
– Zakładane dla najmocniejszej grupy 2 godziny 10 minut to byłby Twój wymarzony wynik w niedzielę?
– Na pewno tak. Marzę o tym, żeby złamać wreszcie 2:10, bo mój rekord życiowy to 2:10:58, więc brakuje prawie minuty. 2 lata temu, gdy wygrałem Orlen Warsaw Marathon, byłem przygotowany, żeby pobić przynajmniej „życiówkę”, ale od 32 kilometra biegłem sam pod bardzo silny wiatr. To jednak tylko gdybanie i wróżenie z fusów. Co wyjdzie – zobaczymy. A jeśli ktoś oczekuje ode mnie bardzo konkretnych deklaracji wynikowych to... się nie doczeka (śmiech). Mógłbym je składać w biegu na 100 metrów, bazując na rezultatach sprawdzianów, ale w maratonie, nawet na podstawie tego jak tydzień czy dwa przed startem pobiegnę treningu kilometrówki, nie ma żadnego przełożenia. Zapewnić mogę tylko o tym, że jestem dobrze przygotowany i że dam z siebie wszystko.
– Trenowałeś w Albuquerque, jak prawie cała nasza elita?
Tak, pracowałem w Stanach przez 30 dni, jeżdżę na obozy do Albuquerque od 6 lat, z jednym tylko rokiem przerwy na wyjazd do Kenii. Ale Kenia się dla mnie nie sprawdziła, za to Albuquerque – jak najbardziej, bo w 2012 roku właśnie po tamtejszym obozie pobiegłem moją „życiówkę”. Jeśli więc mam miejsce sprawdzone, to warto ten model powtarzać.
– Na ORLEN Warsaw Marathonie możesz osiągnąć 3 cele: wygrać bieg, zdobyć mistrzostwo Polski i pobić rekord życiowy. Gdybyś mógł wybrać tylko jeden z nich, który jest dla Ciebie najważniejszy?
– Ja bym dodał jeszcze jeden cel: kwalifikacja do reprezentacji Polski na sierpniowe mistrzostwa Europy w Berlinie (minimum to 2:13:30, a dla mistrza Polski 2:15-red). Najważniejszy z nich to chyba rekord życiowy, bo jeśli jest „życiówka” to wszystkie pozostałe cele są na wyciągnięcie ręki. Mój rekord życiowy zapewni wysokie miejsca w maratonie i w MP oraz wyjazd na ME. Głównym celem jest zatem rekord życiowy. Aczkolwiek... zwycięstwo w maratonie to coś niepowtarzalnego. Nigdy nie zapomnę szczęścia, które czułem wbiegając na metę i wygrywając Orlen Warsaw Marathon przed 2 laty.
– Obchodzimy w tym roku stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości, na starcie maratonu zostanie odśpiewany hymn narodowy, medal jest w kształcie naszego kraju. Dla Ciebie ważna jest taka otoczka czy stając na starcie wyłączasz się całkowicie i myślisz wyłącznie o biegu?
– Nie da się z tego wyłączyć. Hymn na starcie na wiele tysięcy gardeł jest niepowtarzalny. Już jak przyjeżdża się do Warszawy to wymiar historyczny i niepodległościowy od razu rzuca się w oczy. Jest to bardzo ważne i nadaje dodatkowego smaku rywalizacji. Medal Mistrzostw Polski zdobyty w stulecie odzyskania niepodległości ma na pewno szczególną wartość.
– Życzę Ci zatem takiego osiągnięcia! Powodzenia!
z Arturem Kozłowskim rozmawiał Piotr Falkowski