"Najtrudniejszy bieg w moim życiu. Nigdy tak się nie zajechałam!". Magdalena Łączak, dwukrotna triumfatorka Transgrancanaria-128

  • Biegająca Polska i Świat

Wywiad z Magdaleną Łączak po jej spektakularnym, drugim z rzędu triumfie w biegu Transgrancanaria-128 km (czas 16:22:56), udało nam się przeprowadzić dopiero nazajutrz po zawodach, należących do prestiżowego cyklu UTWT (Ultra-Trail World Tour).

W sobotni wieczór okazało się to niemożliwe: Magda napisała w smsie, że ma problemy z mówieniem i odezwie się w niedzielę, jak wróci „do żywych”.

Po raz drugi z rzędu! Magdalena Łączak mistrzynią Transgrancanarii!

Mistrzyni dotrzymała słowa. Następnego dnia zawodniczka Salomon Suunto Teamu sama zadzwoniła.

– Przepraszam, ale wczoraj nie byłam w stanie rozmawiać, bo miałam problem z artykułowaniem słów. Zajechałam się kompletnie, wyjechałam do zera, na mecie walczyłam o to, żeby nie stracić przytomności. To były dla mnie strasznie ciężkie zawody! Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek się tak skrajnie wymęczyła.

To dotknęło zresztą nie tylko mnie. Chinka Miao Yao, która długo prowadziła, ale zeszła z trasy około 80 km, moim zdaniem ruszyła za ostro, bo gdy ją mijałam na 40 którymś kilometrze, nic już nie miała „pod butem”. Wprawdzie jak mnie zobaczyła, to próbowała jeszcze uciekać, ale więcej się oglądała, niż biegła.

– Chinka zrezygnowała ze ścigania, ale mocnych i bardzo groźnych rywalek Ci nie brakowało.

– Najbardziej – i jak się okazało, słusznie – bałam się Amerykanki. Kaytlyn Gerbin była druga w Western States 100 i to jest najlepsza rekomendacja. Wiedziałam, że świetnie biega, a przede wszystkim świetnie biega w dół. Na trasie TGC jest dużo dłuższych zbiegów, gdzie się można zamordować.

– I rzeczywiście to z zawodniczką teamu La Sportiva ścigałaś się prawie do końca.

–  Ona też zaczęła bardzo szybko, ruszyła od startu za Miao Yao i jak ją mijałam około 20 kilometra, również wyglądała na trochę zmordowaną. No, ale potem się odbudowała, długi dystans ma ten urok, że jest czas się wykończyć i jest czas się podnieść jak Feniks z popiołów. Ona to zrobiła i super powalczyła. Bardzo fajna, nota bene, dziewczyna, szalenie sympatyczna.

– Magdo, ale zacznij wreszcie opowiadać nam o sobie na trasie. Jak Tobie się biegło, jak się czułaś od początku zawodów?

– Kompletnie nie spodziewałam się, że rywalizacja będzie taka ciasna. Spodziewałam się, szczerze mówiąc, że szybko zostanę odsadzona i będzie po sprawie, a ja będę mogła spokojnie „kulać się” do mety. Straszliwie bolały mnie łydki (śmiech). Już od pierwszych kilometrów dokuczały tak, że chwilami miałam ochotę odmawiać modlitwy! Kompletny horror! Ale powiedziałam sobie, że muszę się jakoś dotoczyć do mety.


Co jeszcze gorsze, pogubiłam się na starcie. Stanie z przodu ma to do siebie, że jak chłopaki ruszają, to idą bardzo mocno i robi się ogromny tumult. I nagle... znalazłam się daleko z tyłu. Z plaży wybiegałam na jakiejś n-tej pozycji. Obok miałam zupełnie nieznane sobie dziewczyny, a główne rywalki straciłam z oczu. Ale potem jakoś powoli przesunęłam się do przodu. I zaczęło się ściąganie…

– Dlaczego ten bieg był dla Ciebie tak trudny?

– Bardzo trudny! Przede wszystkim było kosmicznie gorąco! Rok temu było bardzo ciepło, ale teraz mówiłam Patrycji (siostra Magdy, wspierająca ją na zawodach – red.), że czułam się jak garnek z wrzątkiem, który dymi. Wydawało mi się, że się zapalę z gorąca! (śmiech).  Ja lubię wysokie temperatury, ale tym razem upał trochę mnie przerósł. Patrycja mnie nawet napryskiwała olejkami, żebym nie spłonęła.

– Rozmawiałem telefonicznie z Patrycją, gdy minęłaś 110 kilometr. Twoja siostra powiedziała, że wyglądasz nie najlepiej, na bardzo mocno zmęczoną.

– Tak było. Na szczęście kilkanaście minut później zadzwoniła do mnie i powiedziała, że ścigające dziewczyny, Gerbin i Brazylijka Fernanda Maciel, też nie wyglądają za dobrze (śmiech).

– Miałaś wtedy nad Amerykanką 9,5 minuty przewagi i 18 kilometrów do mety. To była komfortowa różnica, mogłaś już „spać spokojnie”?

– A gdzie tam! Wszystko mogło się zdarzyć! Zostawało jeszcze m. in 20 minut pod górę, gdzie mi się już bardzo nie chciało biec, ale gdy usłyszałam, jak mała jest przewaga, wiedziałam, że jednak muszę podbiegać. Nie było litości! A potem jeszcze niezwykle trudny, 10- kilometrowy zbieg po kamieniach, które masakrują zmęczone nogi i wbiegasz do kanionu czy wąwozu, w którym jest masakrycznie gorąco, słońce pali, a nogi non stop się wykrzywiają na kamieniach. Tam mi się po prostu chciało wyć! Kurczę, w tamtym roku w ogóle tego wszystkiego nie zauważyłam, a teraz ten odcinek dał mi się strasznie we znaki! Kilka razy przeszłam nawet do marszu i pomyślałam, że jeśli Amerykanka da rady tu biec, to niech biegnie, ja nie mogę, nie mam siły. W końcu jednak zebrałam się w sobie i potem trochę pobiegłam. Ale „psycha” mocno mi siadała, strasznie się tam upodliłam! Niby tylko 3 kilometry więcej niż rok temu, ale bardzo mi było ciężko.


– Co w tych najtrudniejszych chwilach trzymało Cię „przy życiu”?

– Bardzo chciałabym podziękować chłopakom z Salco Garmin Teamu za mnóstwo pomocy na trasie. Nowy nabytek tej ekipy, sympatyczny młody chłopak, z którym w ogóle się nie znaliśmy, Kacper Kościelniak pobiegł ze mną kawałek, podbudował psychicznie, bardzo pomógł. Kamil Leśniak pomagał Patrycji w supporcie, kupował picie dla mnie, no i mocno kibicowali mi na trasie. Niesamowita była też ogromna liczba Polaków na mecie! Choć sami mieli swoje starty i byli bardzo zmęczeni, przyszli na metę i tak pięknie kibicowali! Uważam, że to są takie chwile, dla których warto nawet upodlić się, tak jak ja w sobotę.

Do tego jeszcze wszyscy ci, którzy kibicowali przy komputerach. Patrycja często mówiła mi na punktach, że mam ogromne wsparcie i doping kibiców w internecie, to samo pisał w smsach Paweł (Dybek, partner Magdy, biegacz Salomon Suunto Teamu, który tym razem nie mógł wyjechać i startować w Transgrancanarii – red.). To było bardzo wzruszające i ogromnie wszystkim za to dziękuję!

– A powiedz nam jeszcze, jak radziłaś sobie z ciągłą presją rywalek, które były za Tobą stosunkowo niedaleko. Chyba nieczęsto zdarza Ci się na zawodach taka sytuacja?

– Na tak bliskim kontakcie ścigałam się po raz pierwszy! Zdarza się, że koś jest blisko, ale jeśli z punktu na punkt choć trochę powiększasz różnicę, wiesz, że jest dobrze. A tym razem moja przewaga nie dość, że niewielka, to ciągle była taka sama! Potem nawet drastycznie nagle stopniała. Wiedziałam, że tak może być, bo na tym odcinku chciałam pobiec spokojnie i odpocząć, dziwiłam się jednak, że aż tak bardzo. Czułam się wciąż jak szczur, którego wszyscy chcą dopaść. Cały czas czułam presję, wciąż musiałam uciekać! W końcu jakoś zbudowałam te 10 minut przewagi i na nich dociągnęłam do mety, ale to było bardzo trudne. Nigdy jeszcze tak się nie ścigałam. Ciągła ucieczka była dla mnie horrorem.

– Gdy byłaś około 80 kilometra, rozmawiałem z Pawłem Dybkiem. Twój facet powiedział, że kazał Ci wyłączyć się mentalnie z otoczenia, nie zwracać uwagi na konkurentki i skupić się wyłącznie na sobie, patrzeć tylko pod nogi, a nie wokół siebie. „Wtedy będzie dobrze” – powiedział Paweł. Zrobiłaś tak i pomogło?

– Tak. Miałam zamknąć się w sobie i odciąć od bodźców zewnętrznych. Kiedy przewaga bardzo stopniała, a mnie siadła „psycha”, dostałam sms od Pawła, że „sztuką jest wytrzymać do końca” i bardzo fajną wiadomość od Piotrka Hercoga. Powiedziałam sobie wtedy: „koniec oglądania się, koniec myślenia, co będzie, kto jest lepszy. Muszę wykonać dobrze swoją robotę, żebym na mecie wiedziała, że nie spieprzyłam!” Zdarzyło mi się na zawodach narciarskich, że byłam zmęczona i gdy goniąca dziewczyna mnie dojechała, po prostu stanęłam i przepuściłam ją przed siebie. Tutaj nie mogłam tego powtórzyć!  Nikogo nie puszczam i robię swoje, a jeśli któraś z dziewczyn mnie przegoni w godnej walce, trudno! Będzie lepsza i trzeba schylić czoła.


– W którym momencie zaczęłaś myśleć o wygraniu biegu?

– Na ostatnim punkcie, na 110 kilometrze. Wcześniej cały czas było duże ryzyko, że mnie dziewczyny dojadą. A tu już wiedziałam, że jeśli tylko utrzymam swoje tempo, nie powinny mnie dopaść. A w ogóle to starałam się nie myśleć o zwycięstwie i jak najbardziej izolować się od myśli o wyniku. To strasznie spala, tracisz energię na rzeczy, na które nie masz wpływu. Skupiałam się na tym, co zależało ode mnie, a forma innych zawodniczek była poza mną. Dopiero od tego 110 kilometra dopuściłam do świadomości, że musze dociskać i trzymać konkretne tempo, bo skoro do tej pory mnie nie doszły, jest szansa utrzymać prowadzenie. Modliłam się tylko, żeby nie skręcić nogi na kamieniach, bo wtedy nic by mi już nie pomogło.

– Ponad trzy i pół godziny przed Tobą pięknego wyczynu dokonał Pau Capell. Hiszpan po raz trzeci z rzędu wygrał Transgrancanaria-128. Wracasz za rok, żeby powtórzyć jego wyczyn?

– (Śmiech) Nie mam jeszcze planów na przyszły rok. Na razie muszę wrócić do pracy, bo dużo zaległych rzeczy na mnie czeka. Ja lubię tutaj przyjeżdżać i jest bardzo prawdopodobne, że za rok wystartuję jeszcze raz, ale na deklaracje jest jeszcze za wcześnie. Zresztą, mam dużo rzeczy do przeanalizowania z biegu tegorocznego, muszę sobie jeszcze wpisać mnóstwo uwag do mojego zeszytu z notatkami, bo pełno dziwnych rzeczy było na tych zawodach, które na razie nie do końca rozumiem. Na przykład: bardzo wolne tempo naszego biegu. Nie czułam tego, ale jak spojrzałam na zegarek, byłam w szoku.

– Rzeczywiście, pobiegłaś ponad godzinę wolniej niż przed rokiem. To nie tylko kwestia 3 kilometrów więcej.

– Jasne, że nie! Gdyby winna była dłuższa o 3 km trasa, byłoby to widać, od Garanon na 86 kilometrze, gdzie zaczęła się modyfikacja trasy. Nasze międzyczasy były gorsze niż rok temu od samego początku, nawet uciekająca Chinka Miao Yao nie biegła moim ubiegłorocznym tempem.

– Skoro od razu wracasz do pracy w Mielcu, kiedy odpoczniesz po wielkim wyczynie?

– Będzie trochę pracy, ale na początku marca lecimy na 2 tygodnie na Majorkę. Tam chcemy potrenować i także trochę odpocząć. Lecę, oczywiście, z Pawłem, bo przekonałam się, że takie wyjazdy bez niego to porażka (śmiech).

rozmawiał Piotr Falkowski

zdj. Patrycja Łączak, Katarzyna Solińska, Jacek Deneka - UltraLovers