Od sobotniego przedpołudnia do niedzielnego poranka, zgodnie z zapowiedziami na Rudzkiej Górze na południowych przedmieściach Łodzi miała miejsce próba przebiegnięcia 100 kilometrów połączona ze zbiórką karmy dla zwierzaków ze zgierskiego schroniska „Medor”. Nieplanowana była natomiast ilość głównych bohaterów wydarzenia. Do pomysłodawcy Marcina Mikołajczyka dołączył bowiem jego kolega Sławomir Pasikowski, który potraktował bieganie jako... wymówkę od skręcania mebli! Ale o tym za chwilę…
Setka na Rudzkiej Górze. Łódzki biegacz dla bezdomnych zwierzaków
W sobotę 28 września po południu rodzina Marcina i przyjaciele z drużyny Droga Do Ultra rozstawili na polance pod szczytem Rudzkiej Góry punkt odżywczy w postaci namiotu, stołu i ławek. Marcin w towarzystwie kilku osób o 17:00 rozpoczął kręcenie kółek po urozmaiconym i stromym okolicznym terenie.
– Nastawienie mam bardzo bojowe – zadeklarował nam przed startem – i stówkę trzeba zrobić, tym bardziej, że cel jest szczytny. Na pierwsze 20 km mam prosty plan, już mam ułożoną trasę. A później będę już po drodze wymyślał na bieżąćo, tak żeby głowa trochę odpoczywała, bo te pętelki będą trudne psychicznie. Mam już na tyle doświadczenia w górach, żeby nie zaczynać za szybko. Podchodzę do tego jak do zawodów i przygotowywałem się równie poważnie – zakończył finiszer m.in. Biegu 7 Dolin i Biegu Granią Tatr.
W międzyczasie schodzili się biegowi znajomi, by przynieść worki karmy dla zwierząt lub pobiegać razem z ultramaratończykiem. Dotarli między innymi Asia, Paweł i Michał Spułtowscy z trójką psów adoptowanych właśnie z „Medora”.
Na początku biegaliśmy urozmaiconą pętlą z kilkoma bardzo stromymi podejściami i zbiegami, dwukrotnie zahaczającą o szczyt góry. Po zapadnięciu zmroku w ruch poszły czołówki. Wspomniany Sławek, który najwięcej jednorazowo pokonał 28 km na treningu, przyjechał zrobić sobie 20-kilometrowe wybieganie. Apetyt jednak rósł mu w miarę jedzenia, tzn. biegania...
Po około 30 km Marcin zrobił pierwszy z zaplanowanych czterech postojów odżywczych. Nieco później zaczął walczyć z odnawiającą się kontuzją kolana, która go znacznie spowolniła. Jego żona Agnieszka i przyjaciel Grzesiek całą noc dyżurowali na przepaku. Niezmordowany Sławek wciąż napierał z Marcinem.
Rano znów przyjechało więcej ludzi do pomocy, w tym ponownie Marta Długosz, która zabrała karmę do „Medora”. Ze względu na kontuzję, na końcowych kilometrach biegacze starali się już w miarę możliwości unikać większych przewyższeń, co w tym terenie jednak nie było proste.
Wyzwanie zakończyło się na szczycie Rudzkiej Góry. Na płaskim wierzchołku rozegrała się scena jak z więziennego spacerniaka, czy też „Ministerstwa głupich kroków” Monty Pythona, kiedy wykończeni ultrasi dokręcali końcowe kilkaset metrów małymi kółeczkami. Po 18,5 godzinach napierania, o 11:30 zegarek Marcina pokazał setkę i 4200 m przewyższenia, co pokazuje skalę trudności terenu.. Medal został przez przyjaciół z drużyny przygotowany tylko jeden, więc biegacze otrzymali go wspólnie.
– Chciałem uniknąć skręcania mebli – śmiał się Sławek Pasikowski – bo żona właśnie kupiła zestaw i stwierdziłem, kurczę, co tu zrobić żeby się wykręcić? I z nieba spadła mi ta okoliczność!
A naprawdę to chciałem dotrzymać towarzystwa przyjacielowi. Takie bieganie sprawdza człowieka fizycznie i mentalnie, ale weryfikuje też relacje międzyludzkie. No i właśnie Marcin jeszcze przedtem namówił mnie na wspólny start w Rzeźniku i chciałem się przedtem sprawdzić. Poza tym od przyszłego tygodnia będę miał mniej czasu na bieganie prze pracę i teraz chciałem się wyżyć...
– Ciężko było, bo na około 32 km złapała mnie kontuzja, ta sama co na zeszłorocznym Rzeźniku, czyli prawe kolano, i zaczęła się walka – relacjonował Marcin Mikołajczyk. Przez to nie zmieściłem się w założonych 17 godzinach, ale głównym celem była setka. Dla mnie największym bohaterem jest Sławek, który przyszedł tylko pobiegać 20 km, a został do samego końca. Od 80 km miał kryzys, z moim kolanem też było coraz gorzej, więc końcówka to już był dramat. Poza tą kontuzją to fizycznie i psychicznie czuję się świetnie, tylko noga musi odpocząć. Bardzo dziękuję wszystkim za wsparcie.
Z przyczyn formalnych zbiórki finansowej dla „Medora” na razie nie udało się uruchomić, ale cały czas można do schroniska przynosić karmę dla zwierząt, jak również wyprowadzać psy na spacery i przebieżki do okolicznego lasu w ramach akcji „Bieg na 6 Łap”. Załoga „Medora” bardzo prosi o konkretne marki karmy dla psów: Britt, Bosch, Animonda, Rocco, a także specjalistycznej karmy Intestinal dla chorych i zagłodzonych psów (takie też trafiają do schroniska), suszonego mięsa i gryzaków, jak również suchej i mokrej karmy dla kotów.
Adres schroniska: Zgierz, ul. Urocza 9.
Już w najbliższą sobotę na Rudzkiej Górze kolejna akcja – tym razem wielkie biegowe zbieranie śmieci, czyli jak mówimy w Łodzi, „śmieganie”. Początek 5 października o 12:00. Będziemy na miejscu i zdamy relację.
KW