Czy istnieje w ogóle recepta, by pokonać Afrykanów? - pyta w felietonie trener Karol Nowakowski, ekspert Festiwalu Biegów.
Jednym się udaje, inni wciąż próbują. A jeszcze inni rezygnują w przedbiegach i akceptują ten stan rzeczy, bez wiary podchodząc do rywalizacji ramię w ramię. Zresztą sama sytuacja na światowych stadionach i trasach ulicznych coraz bardziej zaczyna przypominać serial, w którym grają ci sami aktorzy. Co gorsza, patrzysz i wiesz co się wydarzy, znasz scenariusz….
Czasem tylko bywasz mile zaskoczony. Najczęściej jednak do końca nie wiesz co się wydarzy, bo nie znasz zawodnika. Bo niby skąd masz znać, skoro on pierwszy, drugi czy trzeci raz startuje na „dużej” imprezie, a i tak potrafi ograć mistrza?
O ile jeszcze z dobre 5 czy 10 lat temu byłem pochłonięty mityngami Golden League (od 2010 roku prestiżowe zawody rozgrywane są pod nazwą Diamentowa Liga) i przeżywałem wszystkie konkurencje biegowe, potrafiłem rozpoznać każdego zawodnika - nawet po sylwetce, technice poruszania się, a czasem i koszulce (wtedy jeszcze nie wszyscy mieli jednakowe stroje), tak teraz oglądam te mityngi bardzo rzadko i już nie z takim entuzjazmem, jak kiedyś.
Od kilku lat „problem” ten zaczyna dotyczyć także biegów ulicznych. Na czoło wysuwa się maraton w Paryżu, który przebija chyba wszystkie imprezy. Coraz częściej interesują mnie głównie statystyki, suche wyniki. Czy ten sezon przyniesie jakieś zmiany? Wątpię. Nie winię za ten stan nikogo, a na pewno biegacze z czarnego lądu są tu najmniej winni, bo o nich rzecz jasna mowa. Ubolewam jedynie nad coraz mniej atrakcyjną stroną rywalizacji na ulicy czy stadionach.
Dla nas, białych biegaczy i trenerów ich dominacja wydaje się krzywdząca - zabierają „chleb” naszym. Na pewno jest to temat dyskusyjny. jednak gdy spojrzeć na to w ujęciu globalnym i tak naprawdę uczciwym – chyba nie mamy racji w tej kwestii. Często jednak dajemy upust swoim emocjom i rzucamy niezbyt parlamentarne słowa w kierunku samych zawodników. Czy to jest sprawiedliwe? Oni przecież wykorzystują swoją życiową szansę i robią to możliwie najlepiej jak potrafią. Zdominowali konkurencje długodystansowe tak jak biali zdominowali tenis ziemny (siostry Williams to wyjątek potwierdzający regułę) czy Azjaci tenis stołowy, a biali kolarstwo, rugby, siatkówkę, pływanie i wiele innych dyscyplin. Czy czarnoskórzy tenisiści (których zresztą można policzyć na palcach jednej dłoni) podnoszą raban i głoszą, że czują się dyskryminowani w środowisku? Nie.
Kenijczycy czy Etiopczycy w bieganiu są nacją, która znalazła w sporcie miejsce dla siebie. Po prostu górują nad innymi i zwyczajnie wykorzystują swoje naturalne możliwości środowiskowe i predyspozycje psychofizyczne… by przetrwać, by zapewnić lepsze życie sobie i swojej rodzinie. Motywacja i determinacja jest kluczem! Jeśli może być mowa o jakiejkolwiek „winie”, to ewentualnie możemy się „czepiać” menadżerów i organizatorów imprez, że zapraszają na swoje biegi nieprzebrane hordy głodnych sukcesów Afrykańczyków, całe to „zjawisko” napędzając.
Trend w Europie i na świecie jest jednak taki, że każdy żąda rekordów. Mowa o rekordach świata, Europy czy najczęściej trasy danego biegu. A kto, jak nie Afrykańczycy mogą to zapewnić, i to w niemalże 80-95%, jeśli nie oni pojawiając się na starcie?
Mimo jednak, że cyferki się zgadzają, kibice są ostatecznie coraz bardziej znudzeni widowiskiem nikomu nieznanych szybkobiegaczy. Bo w sporcie, a zwłaszcza w bieganiu oprócz samych wyników chodzi także o emocje, głównie te dostarczane kibicom. Potencjalny kibic w lekkiej atletyce to zaznajomiony ze specyfiką dyscypliny fan, z sentymentu były zawodnik, działacz, trener czy „wplątany w środowisko” przez rodzinę i znajomych sympatyk królowej sportu.
Takich jest - niestety, w porównaniu z innymi dyscyplinami zespołowymi - garstka. By trafić do rzeszy nowych odbiorców, przyszłych angażujących się kibiców, potrzeba stworzyć produkt z prawdziwego zdarzenia, fajne widowisko oparte nie tylko na stronie wynikowej, ale także emocjonalnej, rozrywkowej, edukacyjnej. Monotonia tego nie gwarantuje. Do sukcesu przyczynić się może przywiązanie fanów do zawodników, ich rozpoznawalność, towarzyszące uczucie pewnej jedności, wnikliwe obserwowanie poczynań sportowych, które to właśnie przyciąga za zawody. My jednak jesteśmy po jednej stronie barykady i mam świadomość, że prezentowane odczucia i argumenty inaczej odbierane są przez organizatorów. Choć nie zawsze tak jest...
Powoli w niektórych rejonach świata zaczyna się to zmieniać i z pełną świadomością piszę, że biali zawodnicy, ci szybko biegający, będą niebawem bardziej „atrakcyjni” aniżeli czarnoskórzy dobrzy biegacze. Lub nie przesadzając - bardziej atrakcyjni niż ma to miejsce teraz. Może porównanie będzie nie do końca adekwatne, ale podobny trend obserwuję od kilku lat w koszykówce i prestiżowej lidze NBA. Takie „rozwiązania” panują już na wielu prestiżowych biegach na Wyspach Brytyjskich i w innych zakątkach starego kontynentu czy Azji, gdzie wyraźnie preferuje się łączenie w imprezie strony czysto wynikowej i dbałość o o tzw. „różnorodność rywalizacyjną”.
W XXI wieku rywalizacja na ulicy i stadionach pomiędzy białym i czarnym biegaczem przypomina coraz bardziej biblijną walkę Goliata z Dawidem. Z tym, że tych Goliatów są setki, a w zasadzie już tysiące na świecie i każdy kolejny wydaje się być podrasowaną, a nawet ulepszoną wersją swojego poprzednika, a Dawidów jakby coraz mniej.
Przykład „złotego dziecka” USA – Galena Ruppa, a wcześniej popisy Pauli Radcliffe wydają się potwierdzać moją tezę. Kilka miesięcy temu we wspaniałym stylu w mityngu Diamentowej Ligi w Sztokholmie błysnęła „milerka” Jennifer Simpson. Wykorzystała taktyczne potknięcie koleżanek z Etiopii i Kenii, które w biegu na 1500m obrały mordercze tempo na rekord świata, w konsekwencji go nie wytrzymując. W kolejnej edycji mityngu z tej serii, po tygodniowej przerwie, tym razem w Zurichu rozstrzygnięcie było podobne.
W Polsce trzyma się jeszcze mocno pokolenie lat 90. Mają oni przed sobą jeszcze kilka ładnych lat biegania i - oby - rozwoju. Następców i zaplecza jakby brak…. W Stanach Zjednoczonych kadra biegaczy średnio i długodystansowych na światowym poziomie jest większa niż u nas niż reprezentacja z wszystkich konkurencji razem wzięta. Tylko nie mówmy, że nie mamy takich możliwości jak Amerykanie. Możliwości mamy, tylko konkretnych rozwiązań na dzień dzisiejszy jakby brak. Nie wierzę, że polski biegacz czy polska biegaczka jest mniej utalentowana i zmotywowana do ciężkiej pracy od tego/tej zza oceanu.
Inna sprawa - jeśli kierujemy „kosmiczne” środki na tworzenie warunków na najwyższym poziomie w grach zespołowych, to dlaczego nie można tego samego zrobić w konkurencjach biegowych? Na samych ambicjach nie wytrenuje się zawodników walczących o najwyższe laury. Temat jest wałkowany przez ostatnie lata i nadal bez wymiernych efektów, poza kilkoma epizodami, błyskami wyników, nie widać by cokolwiek uległo zmianie.
Z konkurencji biegowych na świecie jedynie biegi średnie „bronią” się dziś przed Afrykanami. Głównie te męskie, ale od niedawna także te, wspomniane wcześniej, kobiece. Od pewnego czasu mamy zaciętą rywalizację na wysokim poziomie, gdzie możemy mieć swojego ulubieńca. Także z Polski. Nie chcę nikogo obrażać, rasistą też nie jestem i szanuję wszystkich zawodników bez względu na kolor skóry, wyznanie czy też pochodzenie. Ale w tym wszystkim konkretnie brakuje mi widowiskowości, jaką obserwowaliśmy jeszcze trzy, dwie, a nawet jedną dekadę temu.
Poza tym, do całej dyskusji można by podłączyć kolejne niekończące się wątki - debata na temat braku skutecznych czy jakichkolwiek kontroli antydopingowych w Afryce czy też bardzo kontrowersyjne wyrabianie szybkobiegaczom nowych paszportów przez państwa krajów zachodnich. To trochę czyni ten nasz biegowy sport mniej przejrzystym, stwarzającym pozory, że przecież wszystko jest porządku bo mamy znakomitych zawodników z Europy – Mo Faraha, Sifan Hassan, Abebę Aregawi, Meraf Bahtę, Isaaca Kimeli... Bez względu na nasze poglądy, nie należy odbierać czarnoskórym zawodnikom zasług oraz inspiracji.
Wracając do tytułu - wiecie kto to był Frank Horwill? To legendarny szkoleniowiec z Wysp Brytyjskich, trener biegaczy. To między innymi u niego szukał wiedzy i porad trener Sebastiana Coe, czyli jego ojciec. Bardzo podoba mi się jego filozofia i często niektóre jej elementy sprawdzam, a inne stosuję z powodzeniem w swojej pracy szkoleniowej.
Dlaczego przywołałem to nazwisko? O przewadze fizycznej czarnoskórych biegaczy krąży tyle mitów, legend i opowieści, że wystarczyłoby spokojnie na zapełnienie stron pokaźnej książki. Frank pracował w Afryce. Przebywał przez długi czas w RPA i innych krajach. Z tamtego okresu przywiózł spory bagaż wiedzy, opartej na czystej fizjologii treningu czarnoskórych biegaczy i ich filozofii. Obserwował ich i badał i - myślę - dzięki temu wielu Brytyjczyków w latach 80. i 90. znakomicie spisywało się na bieżniach całego świata. Być może gloryfikuję jego zasługi, ale bez wątpienia zapisał się złotymi zgłoskami na kartach historii angielskiej królowej sportu. Frank Horwill miał swój przepis na skuteczną rywalizację z czarnoskórymi biegaczami.

Prezentowane podejście (niektóre elementy zmieniłem i dostosowałem do współczesnych i polskich realiów) w wielu punktach może wydawać się mocno naciągane, humorystyczne czy nawet rygorystyczne, ale... właśnie w tym tkwi przewaga zawodników z Afryki. Coś, co dla nas jest abstrakcją, dla Kenijczyków czy Etiopczyków to chleb powszedni.
1. Pozbądź się telewizora. Wiadomości na ekranie i tak są coraz bardziej przygnębiające i zmanipulowane (zwłaszcza ostatnio). Zamiast oglądać jak inni „bawią się nami”, powinniśmy bawić się z aktywnością fizyczną. Jeśli nie wytrzymujesz bez oglądania telewizji, połącz te dwie rzeczy – jeśli oglądasz serial, film lub wiadomości to nic nie stoi na przeszkodzie by w tym samym czasie np. wykonać duża serię wzmacniania mięśni brzucha lub grzbietu, stabilizację lub kilkadziesiąt pompek itp. Zwłaszcza w przerwach reklamowych. Czy wiesz, że w Kenii tylko 26 osób na 1000 posiada telewizor, a w Etiopii – UWAGA – 6?!
2. Sprzedaj swój samochód! Kup rower. 5-6 km jazdy na rowerze jest równa 1 kilometrowi pokonanemu na biegiem. Kenijczycy wszędzie chodzą pieszo - do szkoły, do sklepu, na targ, lub jadą rowerem.
3. Gotuj własne jedzenie. Odżywiaj się zdrowo. Unikaj przetworzonego jedzenia. W Afryce jest bardzo mało fast-foodów. Do tego w Kenii czy Etiopii nie lubią jeść smażonego jedzenia. Najwięcej gotuje się i piecze. Otyłość w Kenii dotyczy tylko 5 osób na 1000! W Polsce czy Wielkiej Brytanii stosunek ten wynosi 125 na 1000 osób z nadwagą. I liczba ta niestety idzie w górę.
4. Ograniczmy wszelkie świadczenia, które pomagają bezrobotnym. W Kenii praktycznie nie ma bezrobocia lub jakichkolwiek świadczeń opiekuńczych. Mieszkańcy Afryki nauczyli się, że przeznaczeniem człowieka na ziemi jest praca.
5. Nie kupuj dzieciom gier komputerowych. Mniej czasu spędzonego przed komputerem czy telewizorem to więcej czasu na wszelaką aktywność. Aktywność fizyczna jest największym dobrodziejstwem jakie rodzic może w wieku dorastania dać swojemu dziecku.
6. Szkoły powinny zmienić system nauczania: do 4-5 godzin nauki rano - między 7:00 a 12.00, a później jeszcze 2 godziny zajęć sportowych w godzinach popołudniowych. I tak każdego dnia w tygodniu. Nasze organizmu nie są predysponowane do pracy umysłowej przez 5-7 godzin na okrągło, zwłaszcza w wieku szkolnym.
7. Nie oglądaj sportu w telewizji lub na stadionach. Zamiast tego wykorzystaj czas na swój trening!
8. Zlikwidujmy sklepy, które sprzedają tytoń i alkohol dla nieletnich (Frank Horwill podszedł trochę brutalniej do tego punktu: pisał o.... spaleniu ich).
12. Pozbądźmy się zbyt trudnego nazewnictwa i wszelkiej otoczki teoretycznej w prowadzeniu szkolenia, która tylko przeszkadza w treningu. Jest tego coraz więcej. Odchodzi się od prostoty. W Kenii myślą, że mikrocykle, makrocykli i mezocykle to różne rodzaje japońskich motocyklów.
13. Trenujmy na wysokości przynajmniej przez 3-5 tygodni 3 razy w roku.
14. Nie bójmy się wykonywać treningów szybkościowych. To one pozwalają wejść na wyższy etap.
15. Przynajmniej raz w tygodniu zmęczmy się do upadłego!
To co? Do dzieła!
Karol Nowakowski
fot. B. Zborowski / Live dla ORLEN Warsaw Marathon / "Frank Horwill - British Athletics Coach" by PJLT - Own work. Licensed under CC BY-SA 3.0 via Wikimedia Commons.