Dla Haile Gebrselassie niedzielny Great Manchester Run był ostatnim startem w 25-letniej karierze zawodowego biegacza. Słynny Etiopczyk o emeryturze wspominał już 5 lat temu, gdy nabawił się bolesnej kontuzji stopy, jednak wtedy wrócił do rywalizacji.
Tym razem zdecydował, że pożegna się z kibicami podczas 10-kilometrowego biegu, w którym zwyciężał czterokrotnie. W niedzielę nie wygrał - zrobił to w rekordowym czasie 27:30 Kenijczyk Stephen Sambu - dla wiernych kibiców nie miało to jednak większego znaczenia. Zwłaszcza, że Gebrselassie po zakończeniu swojego biegu nie zszedł z trasy. Dołączył do biegaczy spoza elity i dokończył z nimi bieg.
Podobnie jak Paula Radcliffe podczas maratonu w Londynie, także on podkreślił, że koniec kariery zawodnika, nie oznacza rezygnacji z biegania.
- Idę na emeryturę jako zawodowy biegacz, a nie jako zwykły biegacz. Nigdy nie przestanę biegać i nadal będę ambasadorem biegania - powiedział Gebrselassie, który jest znany z dyscypliny i codziennym treningów. Taka postawa szybko przyniosła fantastyczne mu wyniki.
Pierwszy tytuł mistrza świata zdobył w wieku 20 lat, a potem dodał do kolekcji jeszcze 7 (!) takich sukcesów. Ponadto ponad 60 razy zostawał rekordzistą swojego kraju, zdobywał złoto na dwóch olimpiadach i 27 razy ustanawiał nowe rekordy świata. Był m.in. rekordzistą w maratonie. Obecnie należą do niego dwa rekordy: na 20 000m i w biegu 1-godzinnym.
Mimo biegowej emerytury Gebrselassie nie będzie narzekał na brak zajęć. Jak zapowiedział, nie zrezygnuje z codziennych przebieżek i nadal będzie udzielał się charytatywnie. Skupi się również na swoim biznesie, bo ikona biegów długodystansowych, to także odnoszący sukcesy przedsiębiorca.
IB
fot. wikimedia