Beata Adamczyk-Nowak jest psychologiem, trenerem biznesu i coachem, zajmuje się psychologią w biznesie. Wykłada, prowadzi szkolenia oraz konsultacje dla przedsiębiorców i właścicieli firm. Po godzinach biega, z sukcesami startuje w zawodach. Jest współzałożycielką Miechowickiej Grupy Biegowej – jednej z najprężniej działających na Śląsku i najbardziej rozpoznawalnych drużyn. Swoją wiedzę wykorzystuje w prowadzeniu tej grupy a doświadczenie w niej zdobyte… w pracy. Nam zgodziła się opowiedzieć o roli lidera w grupie biegowej i o swoich doświadczeniach z nią związanych.
Kto to jest lider?
Beata Adamczyk-Nowak: Lider to ktoś, kto wyznacza kierunek. Nie mówi co i kiedy trzeba robić, ale pokazuje, co jest wartością i w którą stronę warto pójść. To ktoś taki, kto swoją postawą pokazuje to, co mówi. Jest uważny na to, co dzieje się wokół, jak reagują ludzie, którzy mają za nim iść.
Czyli możemy użyć tego określenia w odniesieniu do osób prowadzących grupy biegowe?
Zdecydowanie.
Czym różni się lider w biznesie od lidera grupy sportowej?
Lider to musi być ktoś wyrazisty, kto porwie grupę. Wydaje mi się, że w grupie biegowej to dzieje się naturalnie, nie tak jak w pracy. Tam jest łatwiej być liderem, bo każdy wie, po co przyszedł, jaką ma rolę i można mu o tym przypominać różnymi sposobami. Taki lider na pewno się nie obroni w grupie społecznej, gdzie ludzie są, bo chcą tam być a jeśli nie chcą, to w każdej chwili mogą się wycofać.
No właśnie… po co nam te wszystkie grupy biegowe, które ostatnio wyrastają jak grzyby po deszczu? Właściwie nie dają wymiernych korzyści, zazwyczaj nie finansują startów, nie sponsorują obozów treningowych…
Te grupy powstają, bo dają nam dobre relacje z innymi. Nie ma żadnych barier, łączy nas tylko bieganie, nie jest ważne kto co robi w pracy, ile ma lat i jaką przeszłość za sobą. Ważne jest tylko to, żeby wspólnie pobiegać. Ludzie chcą się czuć dobrze. Jest moda na to, żeby być szczupłym, zdrowym i wysportowanym. A bieganie jest najprostsze, nie wymaga specjalistycznego sprzętu, kart wejściowych. Można to robić zawsze, wszędzie, o każdej porze roku. Wartości materialnych bieganie faktycznie nie daje, ale one dzisiaj są powszechnie dostępne…
Dlaczego zatem wolimy biegać w grupach niż sami?
Myślę, że niektórzy nawet nie widzą wartości w samym bieganiu, ale w tym, że przyjdą, zrelaksują się, pośmieją, skupią tylko na chwili, która jest tu i teraz. Niektórzy przychodzą, bo są fajni ludzie, z którymi można spędzić czas - mili, uśmiechnięci, którzy się nie czepiają. Nikt nie oczekuje od nas konkretnych osiągnięć. Żyjemy w takich czasach, że wszędzie cisną nas jakieś „targety”, cele, oczekiwania w rodzinie i w pracy. A tutaj mamy coś naszego, gdzie możemy sami ustawić poprzeczkę, bez ciśnienia.
Po co nam te wszystkie klubowe koszulki, flagi, naklejki na samochody, obwieszczanie całemu światu, że biegam z tymi a nie z tamtymi?
To jest zupełnie naturalne. Grupy się tworzą nawet w przedszkolach. Był eksperyment: wystarczy, że podzielimy dzieci na biedronki i stokrotki a dzieci już czują, że moje biedronki są lepsze od tamtych stokrotek. To jest uwarunkowane biologicznie, chcemy pokazać, że jesteśmy stadem. I to lepszym od innych. Stąd silna potrzeba, by pokazać, że należę do danej grupy. Jeśli cenię tę grupę, to przez to podnosi się moja wartość. Grupa staje się częścią mojej tożsamości.
I tu dochodzimy do sedna: jaka jest rola lidera w takiej grupie?
Ojej, to najtrudniejsze pytanie. Po pierwsze: nie przeszkadzać. Być wyrazistym na tyle, żeby grupa trzymała się razem i umieć ją scalać. Ale nie można być na tyle silnym liderem, żeby tłamsić aktywność, która wychodzi z grupy. Kiedy dołączają nowi członkowie, grupa się trochę zmienia. Lider musi mieć po prostu oczy szeroko otwarte i reagować. Patrzeć, czy ciągle kierujemy się wartościami, które były dla nas ważne wcześniej. Lider musi wiedzieć, co połączyło grupę i starać się to pielęgnować. Ale nie może być zbyt silny, narzucający się. Lider to także ktoś, z kogo grupa jest dumna. Ma pokazywać sobą i swoją postawą to, co jest dla grupy ważne. Powinien reagować, jeśli wartości są łamane.
Jakie są granice takiej ingerencji?
Bardzo trudno to określić. Niereagowanie jest bardzo złe, bo psuje morale grupy. Jeśli ktoś łamie wartości, które są dla niej ważne a nikt nie reaguje, to szybko okazuje się, że coś straciliśmy. Nie mamy już tego, co nas połączyło. Więc na pewno trzeba zwracać uwagę. Ale nie wolno ingerować w życie osobiste ludzi, nie narzucać światopoglądu, sposobu rozumienia pewnych spraw. Lepiej tez nie wchodzić w spory w spory między członkami grupy, chyba, że ktoś sobie wyraźnie zażyczy naszej roli jako mediatora. Trzeba patrzeć na grupę na dużym poziomie ogólności a nie na pojedynczych członków.
Czy lider powinien być jeden?
Wersja, w której jest jeden wódz i stado, które za nim idzie, jest bardzo dopieszczająca ego lidera. Jest też idealistyczna. Tak jest zwykle na początku istnienia grupy. Ale to bardzo niebezpieczne. Po pierwsze relacje się zmieniają i bardzo trudno utrzymać taki status, że jest jeden lider a wszyscy klepią go po plecach. Jestem przekonana o tym, że rolą lidera jest wyłapanie w grupie kolejnych liderów. To nie znaczy, że to musi być osoba taka sama jak ten lider, ale taka, która jest dobra w czymś, z której ludzie też są dumni. To wielka wartość, jeśli lider potrafi znaleźć takie osoby. Wtedy mniej się męczy, mniej ma na swoich barkach i mniej przeżywa porażki. Im więcej jest w grupie takich znaczących osób, tym więcej powodów, by trwać w grupie mają jej członkowie. Jest więcej osób, którymi można się inspirować, którzy coś zrobią dla grupy i za którymi można pójść. Wtedy trudniej jest zboczyć z trasy, jeśli są inni, którzy też ciągną te sznurki i w razie czego powiedzą: hej, to nie w tę stronę! Grupa powinna być kuźnią liderów.
A co się dzieje, jeśli lider zniknie z grupy, z przyczyn osobistych, losowych, z powodu wypalenia?
No to jest właśnie ryzykowne. Jeśli jest w grupie ktoś, kto jest widoczny i przejmie rolę lidera, to prawdopodobnie nic się nie stanie. Wszystko też zależy od tego, jak silne są relacje w grupie. Nam się czasami wydaje, że jeśli lider wypadnie, to wszystko runie, ale okazuje się, że wcale tak nie jest. Mamy takie myślenie, że to „nasze dziecko” i co się stanie, jeśli to oddamy. Nie wolno tak myśleć. Jeśli coś budowało się coś przez wiele lat i sporo nas łączy, to to przetrwa. Nie bałabym się takich sytuacji. Jeśli grupa jest silna, to przetrwa. Jeśli nie… to tak naprawdę nic się nie stanie. Myślę, że przyjaźnie, które się zawiązały w grupie i tak zostaną. Ona się nigdy nie rozsypie tak do końca.
Są przyjaźnie, relacje, grupa z czasem zaczyna przypominać sektę. Co z nowymi osobami, które chciałyby dołączyć? Jaka jest tutaj rola lidera?
Lider sam nic nie zrobi. Osobie, która przychodzi, kiedy grupa już jest skrystalizowana, zawsze jest trudniej. Wiele zależy od nastawienia grupy, od tego, czy jesteśmy grupą przyjaciół, czy grupą, która zrzesza ludzi o wspólnych pasjach. O tym trzeba mówić otwarcie. Dobrze, jeżeli członkowie są otwarci na nowe osoby, ale też stawiają im jakieś, nawet drobne wymagania, pewien rodzaj inicjacji. W stylu: ok, możesz być w naszej zamkniętej grupie, ale przyjdź kilka razy na trening, pojedź z nami na zawody, wtedy zobaczymy, czy będzie ci dobrze z nami a nam z tobą. Oczywiście, zwykle się przyjmuje takie osoby i ona zostaną w grupie, jeśli będą dzielić nasze zainteresowania. Tutaj lider powinien informować o tym, jaki jest charakter grupy, czy jest elitarna czy egalitarna, jakie są zasady, co może zrobić, żeby być „bardziej” w grupie. Ale to także rola każdego z członków, nie tylko lidera.
To teraz pozwolę sobie zadać bardziej osobiste pytanie: sama jesteś współzałożycielką i liderką Miechowickiej Grupy Biegowej. Czy w byciu liderem pomaga Ci wiedza zawodowa i odwrotnie: czy doświadczenia liderowania grupie przydaje się w pracy?
To na pewno działa w dwie strony. Wiedza o ludziach, o relacjach i mechanizmach społecznych bardzo mi pomaga. Niektóre rzeczy dzięki temu łatwiej mi wytłumaczyć. Jeśli reaguję na łamanie zasad, to często wiem, z czego ono wynika, jakie ma konsekwencje. Wiedza o człowieku bardzo mi pomaga w prowadzeniu grupy, choć na początku w ogóle tego nie czułam. Zwyczajnie byłam w grupie. Ale ja tak mam, po prostu lubię ludzi, więc to było naturalne. W drugą stronę też to działa: kiedy prowadzą szkolenia, to wiele mechanizmów, które zauważam w grupie, podaję jako przykład. Ale wiedza nie chroni mnie przed popełnianiem błędów. Często też nie pomaga w tym, żeby się z kimś porozumieć. Nauczyłam się pokory. Nie zawsze wiedzę da się przełożyć na praktykę.
Czy bycie liderem jest trudne?
Bardzo. Wiąże się z nieustannymi dylematami, na ile lider powinien ingerować a kiedy odpuścić, na ile się poświęcić a kiedy zadbać o siebie, na ile być kimś, kto pokazuje, co jest nie tak… Cały czas się uczę, gdzie jest ta granica. Na co dzień czuję się po prostu członkiem zespołu, kiedy jesteśmy na treningu albo jedziemy razem na zawody. Ale liderem trzeba być głównie w trudnych sytuacjach.
Korzystając w własnego doświadczenia: co być doradziła nowym liderom?
Jeśli otoczenie uznało was za liderów, to stało się to zupełnie naturalnie. Nie próbujcie niczego na siłę zmieniać, ale raczej pielęgnować to, co spowodowało, że zostaliście liderami. Nie wolno nigdy dopuścić do tego, żeby podzielić grupę: nie budować koalicji. Grupa jest najważniejsza.
Rozmawiała Katarzyna Marondel