Pierwszy poznał się na nim Józef Pawlica. Znany biegacz górski nie miał wątpliwości, że jego kolega będzie odnosił w bieganiu sukcesy. Nie pomylił się. A kolega został wicemistrzem Baikal Ice Marathonu i Ultra Trail Hungary. A to jego pierwszy sezon startów na świecie!
Nam Łukasz Zdanowski – bo właśnie o nim mowa – dał się poznać jako poukładany, utalentowany biegacz z planem na życie. Zapytaliśmy go o plany biegowe i przeanalizowaliśmy jego drogę od rozczarowania boksem, po radość biegania na ultra dystansach.
Twoja kariera sportowa zaczęła się od biegania na bieżni. Ale porzuciłeś bieganie dla boksu, a później boks dla biegania i gór...
Łukasz Zdanowicz: Był taki moment, że w ogóle byłem obrażony na sport, ale pojawiła się nadwyżka kilogramów i boks wydawał się idealnym sposobem na to. Wiązałem z nim również pewne nadzieje. Prowadziła mnie mistrzyni świata w paru federacjach. Chciałem dążyć do zawodowstwa, ale nie do końca wyszło to tak, jak sobie zaplanowałem. I właściwie nie ma co się nad tym rozwodzić. To już przeszłość.
Pojawiły się góry i biegi…
Tak, lubiłem wyjeżdżać w góry. Dowiedziałem się o biegu Granią Tatr i wymarzyłem sobie, że będę w nim uczestniczył. Ten plan zrealizowałem. Bieg ukończyłem na 10. miejscu. Boks dał mi podstawy do takiego biegu. Trening boksera jest ogólnorozwojowy, a nacisk położony jest na wytrzymałość i siłę. Sporo dała mi też bieżnia. Ciało jednak zapamiętuje technikę. To wszystko złożyło się na bazę, z której mogę korzystać w biegach górskich.
Na jakiej trasie zadebiutowałeś?
Właściwie to były dwa debiuty. Pierwszy bieg, do którego się przygotowywałem to Bieg Rzeźnika. Moje pierwsze przygotowane ultra, ale nie poszło najgorzej. Zajęliśmy tam chyba 13. miejsce. Jednak wcześniej odbywał się Maraton Bieszczadzki, w którym wziąłem udział bez przygotowania i mimo tego, uważam, że też było fajnie. Byłem tam w czwartej dziesiątce. Tak to się zaczęło.
Jak przeżyłeś ultramaraton bez przygotowania? Domyślam się, że to było raczej bolesne doświadczenie.
To prawda (śmiech). Od 30. kilometra chciałem zejść z trasy. Miałem ścianę, której nie zapomnę do końca życia. Organizm nie był przygotowany na ten poziom wysiłku, a ja nie miałem doświadczenia i za mocno zacząłem. Z tego, co pamiętam ruszyłem za Bartkiem Gorczycą, więc po 5 kilometrach, zaczęło mi się odechciewać tego biegania. Ale bieg ukończyłem. Później oczywiście zacząłem trenować, myśleć o tym, jak się przygotować, jak uzyskać lepsze rezultaty.
Nad rezultatami pracujesz sam, czy może korzystasz ze wparcia trenera?
Przygotowuję się sam. Nikt mnie nie prowadzi. Sam nad tym myślę, analizuję, szukam wiedzy, biorę pod uwagę wskazówki doświadczonych biegaczy, dużo czytam. No i sam już jakieś tam doświadczenie w biegach górskich zebrałem i znam swój organizm. Na razie to wszystko procentuje i jest progres.
To jak wygląda ten trening?
Mój trening bazuje na górach i na drugim zakresie. Biegam nie na maksa, a jedynie w tej strefie dyskomfortu. Staram się nie zajeżdżać na treningach, ale wszystko zależy od okresu przygotowawczego. Teraz akurat jest sezon startowy, więc kilometraż jest mniejszy. Przygotowuję się z myślą o konkretnych startach.
Odnosisz sukcesy i odważnie wchodzisz na arenę biegów międzynarodowych, ale biegacze górscy są w pewnym stopniu zawsze amatorami. Boks to sport cieszący się dużą popularnością, przynoszący medale, tytuły i pieniądze. Skyrunning, do którego dążysz, jeszcze ma długą drogę do przebycia, zanim stanie się tak rozpoznawalną dyscypliną. Czy trochę cię to nie martwi?
Dążę do tego, żeby uprawiać bieganie górskie zawodowo. Chciałbym się z tego utrzymywać i mam nadzieję, że kiedyś mi się to uda. Na razie finansuję to z własnej kieszeni, chociaż mogę liczyć na pomoc mojego sponsora Dare 2be. Jestem im ogromnie wdzięczny. Mam nadzieję, że zwiążemy się na dłużej. Nie będę ukrywał, że jest różnica między zawodowym boksem, a bieganiem. Sporo czasu trzeba poświęcić na sprawy marketingowe, nie można się ograniczyć do treningów i rezultatów.
Wielu zawodników tego próbuje i mimo dobrych rezultatów sportowych nie do końca im się udaje. Wierzysz, że będziesz w tym wąskim gronie zawodowych biegaczy górskich?
Jeśli podchodzi się do czegoś z myślą, że to się nie uda, to na pewno tak właśnie będzie. Trzeba po prostu dążyć do realizacji swoich planów. Mając je na względzie przeprowadziłem się z Siedlec do Zakopanego. W Zakopanem właściwie nikogo nie znałem, a jednak zaryzykowałem i jakoś się udało. Trzeba wierzyć w sukces. Jeśli coś się nie uda w tym roku, to może w następnym, a może jeszcze w następnym. Takie mam nastawienie w życiu i uważam, że się sprawdza. W końcu niczego nie dostałem w życiu za darmo. Musiałem zapracować i jestem przygotowany na dalszą ciężką pracę.
Nadal pracujesz zawodowo i regularnie startujesz. Czym się zajmujesz w pracy?
Jestem przedstawicielem handlowym, co oznacza dużo podróży, dużo siedzenia w aucie, dużo stresu i zaangażowania. Czasami trudno to pogodzić. Wierzę jednak, że kiedyś uda mi się połączyć biegową pasję i pracę w jedno.
To wróćmy do biegania. Po kilku startach na Słowacji, pierwszą dużą imprezą zagraniczną był Baikal Ice Marathon, który zakończył się na podium. Jak wspominasz ten start w ekstremalnej temperaturze i w śniegu na trasie?
Nie biegło się zbyt komfortowo. Do 12. kilometra było w porządku, ale później biegło się w śniegu po kostki. To był bardzo siłowy bieg i myślę, że zajęliśmy z Piotrkiem Hercogiem dobre miejsca, bo wywodzimy się z biegów górskich. Moje nogi były na to przygotowane. Kryzys, który mnie tam dopadł nie był związany z kondycją, a odcięciem energii na ostatnich 3 kilometrach. Nie mogłem sobie poradzić z zamarzniętą torebką żelu.
Krótko po tej mroźnej przygodzie, był start na Węgrzech. Ten bieg też zakończył się na podium. Jak się ułożył ten start?
Na Węgrzech przez pierwsze 50 km biegliśmy w dużej mierze po błocie. Dzień wcześniej padał deszcz. Warunki nie były takie jak na Syberii, ale również wymagały siły. Dla mnie ten bieg to było takie przetarcie, nie startowałem tam na 100%, ale też nie był to start treningowy. Chciałem się sprawdzić na długim dystansie i chyba mogę uznać ten sprawdzian za udany.
Jakie są Twoje biegowe plany?
Najważniejszym biegiem tego roku będzie TDS na szlakach wokół Mont Blanc.
To nie będzie twój pierwszy raz na Mont Blanc. Treningowo byłeś już na szczycie…
W Chamonix będę już trzeci raz. Szlaków nie znam, ale trochę już biegałem w okolicy i przypomina Tatry. TDS jest techniczny, więc w tym pokładam swoją nadzieję. Jeszcze nie jestem przygotowany na UTMB, o PTL nawet nie myślę, a TDS to akurat wyzwanie dla mnie. W zeszłym roku treningowo postanowiłem zdobyć na szybko Mont Blanc i to się udało. Zrobiłem to w 7 godzin i 55 minut w górę i w dół. W górę poszło trochę słabiej przez brak aklimatyzacji i mgłę – 5 godzin i 25 minut.
O jakich biegach marzysz?
Mam nadzieję, że może za rok uda się wystartować w czterech biegach zagranicą. Myślę nad La Palmą, może Zegama-Aizkorri.
Czy po biegu na Mont Blanc, chodzi ci po głowie zrobienie najszybszych polskich czasów na górskich szczytach?
Myślę o takim kierunku rozwoju. Pierwszy szczyt planuje już w tym roku, ale wszystko zależy od możliwości finansowych, urlopowych, logistycznych. Każdego roku spróbuję z kolejną górą na świecie, ale z biegania w zawodach nie zrezygnuję.
Rozmawiała Ilona Berezowska
fot. Archiwum prywatne Łukasza Zdanowskiego