Biegami stał pierwszy dzień mistrzostw świata w Londynie, na który sprzedano ponad 55 tys. biletów. Kibiców przyciągnął na stadion początek weekendu i biegowe gwiazdy na czele z Mo Farahem i Usainem Boltem.
Dzień zaczął się od zmagań sprinterów, którzy najpierw rozegrali preeliminacje, a później eliminacje. Wcale nie trzeba było uzyskać kwalifikacji, by sprawić radość kibicom. Przykładem może być kenijski biegacz Odhiambo, który z czasem 10.31 zatrzymał się na fazie eliminacji, jednak budził zainteresowanie kenijskich dziennikarzy, jako że dominująca w maratonach Kenia, nie ma sprinterów światowej klasy. – Mamy nadzieję, że to się w końcu zmieni – mówili kenijscy dziennikarze.
Dla kibiców atrakcyjny okazał się ostatni bieg eliminacyjny, w którym startował Bolt. Przyjęli go entuzjastycznie. Bieg wygrał, chociaż nie był najszybszym sprinterem wieczoru. Odchodzący na emeryturę Jamajczyjk ma już godnego następcę. Julian Forte był jedynym, który zszedł poniżej 10 sekund i uzyskał wynik 9.99. Czy stać go na więcej nie wiadomo. Uzyskany wynik, jest dokładnie taki, jak jego wcześniejsza życiówka.
– Ten czas pokazuje, że jestem w formie i jest we mnie siła - mówił Forte, który w tym roku m.in. zajął piąte miejsce w mityngu Diamentowej Ligii w Paryżu.
Bolt miał po biegu mieszane odczucia. Z jednej strony skarżył się na problem z blokami i konieczność ciśnięcia tempa, żeby nadrobić stratę, z drugiej mówił, że jest zadowolony z biegu, chociaż nie do końca. - Bieg był w porządku. Miałem słaby start i musiałem przyspieszyć w połowie dystansu, ale ostatecznie jestem zadowolony. To nie był wspaniały, wielki bieg, ale czuję się dobrze – ocenił Bolt.
Ledwo opadły emocje po sprintach, a do boju ruszył Mo Farah w jedynym finale wieczoru - biegu na 10 000 m. Mimo dopingu kibiców, ulubieniec brytyjskich kibiców nie miał łatwego zadania, ani komfortu trzymania się swojego tempa. Rywale utrudniali mu zwycięstwo na tyle, że obronę tytułu mistrzowskiego, Farah uznał za jeden z najtrudniejszych biegów w swojej karierze.
– Zwłaszcza ostatnie 1600m było wyzwaniem – mówił Farah, który cieszył się, że dobrze przepracował przygotowania i był wystarczająco silny psychicznie, by temu sprostać. Teraz Farah myśli już o biegu na 5000, a przez kilka dni przerwy musi zregenerować drobne ślady na nodze, które pozostały po wykroczeniu poza tor biegu.
IB