Czwarty Zimowy Bieg Orzeski był edycją rekordową pod każdym względem: był najliczniejszy, najbardziej błotnisty i najszybszy. Frekwencja wzrosła ponad dwukrotnie w stosunku do ubiegłego roku i pomimo tego, że zawodnicy docierali do mety pokryci błotem aż po czubki głów, padły rekordy trasy, zarówno kobiet, jak i mężczyzn.
Zwycięzca, Dawid Klaybor z Żagania dotarł do mety z czasem 22:47, zaskakując wszystkich. Gonił go Mateusz Wolnik, który do drugich miejsc w Orzeszu ma wyjątkowe szczęście. Poza pierwszą edycją, rozegraną na dłuższej, bo mierzącej 9 km trasie, trzykrotnie stawał na drugim stopniu podium. Dzisiaj zrobił to z czasem 23:18, najlepszym dotychczas. Tempa nie ocenił jednak jako szybkiego.
– U mnie wyszło 3:20, to nie było ani szybko, ani wolno. Ale tak się biega w takich warunkach. W lesie było dużo błota, trzeba było uważać, żeby się nie pozabijać. To tylko mocny trening – mówił Klaybor za linią mety. – Bardzo mocny był Dawid Klaybor. To zawodnik, który biega 10 km w 31 minut, więc wiedziałem, że nie mam z nim szans. Trzymałem spokojnie drugie miejsce i jestem zadowolony – podsumował. Podium dopełnił Jan Marian Wróblewski z czasem 23:58.
Szans rywalkom nie dała dzisiaj etatowa zwyciężczyni Zimowego Biegu Orzeskiego, czyli Michalina Mendecka, która wygrała wszystkie cztery edycje imprezy. Dzisiaj uzyskała najlepszy wynik 27:12, ustanawiając rekord trasy. Na podium po raz trzeci stanęła też jej siostra Daria Mendecka, która uzyskując wynik 29:13 zajęła trzecie miejsce. Siostry rozdzieliła Monika Bielińska z Przyszowic (28:27), która wróciła do Orzesza po dwóch latach przerwy.
Bieg cieszył się w tym roku wyjątkowym zainteresowaniem. Po raz pierwszy brakło miejsc a limit uczestników został wyczerpany jeszcze w zapisach elektronicznych. Na zapisanie się w dniu biegu tym razem nie było szans. Wyjątkowego pecha miała rodzina Węglerów. – W momencie zapisów starczyło miejsca dla mnie i dla córki a żona już się nie zmieściła. Lista była zamknięta. Ale pobiegła z nami a na mecie dostała ode mnie medal – opowiadał pan Jarosław. – Jestem tutaj drugi raz. Miałem rok przerwy. Wystartowałem dzięki żonie, to ona mnie namówiła. Kontuzja sprawiła, że na rok pożegnałem się z bieganiem a kiedyś jeździliśmy po przeróżnych biegach. Teraz wracam i bardzo się z tego cieszę.
Wyjątkową radość na mecie wywołały Ola Spała i Aneta Brandys, które bieg ukończyły z psem… na rękach: - Nuka zawsze musi być na pierwszym planie. Jeśli to się nie udaje dzięki prędkości, musi to zrobić w inny sposób. To nie tak, że nie dała rady, ona była motorem podczas biegu – mówiła Ola. – Dzisiaj było mokro, z elementami biegów przeszkodowych i błotem prawie po pas. No, może trochę przesadzam… Ale organizacja ekstra. Kameralne biegi są najlepsze, bo jest tak naturalnie – podsumowała. – Tak, dzisiaj było dużo błota a rok temu dużo śniegu. Każde warunki mają swój urok. Dzisiaj było elegancko! – zgadzała się Aneta. – Biegło się fantastycznie i chyba zrobiłam życiówkę dzięki temu psu.
Bieg ukończyło 358 osób. Pełne wyniki są dostępne TUTAJ.
KM