Zwycięzcy maratonu w Amsterdamie walczyli z chłodem, deszczem i wilgotnością. Warunki do biegania były ciężkie, mimo to poprawili swoje życiówki.
Od startu bieg prowadziła grupa 18 mężczyzn, która powoli się wykruszała. Część biegaczy znacznie zwolniło z powodu skurczów mięśni. Część, w ogóle odpadła z rywalizacji zmęczona deszczem. W grupie liderów od początku utrzymywał się Bernard Kipyego. Obrońca tytułu w zeszłym roku narzekał, że zbyt późno wyszedł na prowadzenie. Teraz nie powtórzył swojego błędu. Objął prowadzenie na wysokości Rijksmuseum i na metę zlokalizowaną na stadionie olimpijskim wbiegł jako pierwszy z czasem 2:06:19. Swój dotychczasowy rekord życiowy poprawił o 4 sekundy. Dziennikarzom mówił, że w bardziej sprzyjających warunkach pogodowych mogło być jeszcze szybciej, jako że w tym roku startuje z lepszą formą.
Gorzej z warunkami na trasie poradził sobie rekordzista i wielokrotny zwycięzca Amsterdam Marathon. Wilson Chebet z czasem 2:08:45 zajął dopiero 5 miejsce.
Wśród pań to Joyce Chepkirui miała najwięcej powodów do radości. Dla triumfatorki biegu na 10km podczas Commonwealth Games, był to piąty maraton w życiu. Pomimo warunków odniosła swoje pierwsze zwycięstwo w maratońskiej karierze, przekraczając metę z czasem 2:24:10. Swój rekord życiowy poprawiła o niemal 5 minut. Jej poprzednia życiówka pochodziła z maratonu w Bostonie, gdzie zajęła 9 miejsce.
W Amsterdam Marathon wzięło udział 44 000 biegaczy. W samym maratonie wystartowało 16 000 uczestników. Wśród nich byli również Polacy. Najwyżej sklasyfikowanym polskim zawodnikiem był Paweł Góralczyk, który z czasem 2:37:19 zajął 71 miejsce.
IB
Fot. Franklin Heijnen