24. BPW: „Pamiętajmy o ostatnim kilometrze, wietrze w twarz, właściwym posiłku przed startem”
Opublikowane w śr., 23/07/2014 - 08:59
W najbliższy weekend odbędzie się już 24. Bieg Powstania Warszawskiego. W 2012 roku brałem udział w tym jakże przyjemnym i dobrze znanym wydarzeniu. Był to początek moich biegów i tam pierwszy raz starałem się złamać barierę 35 minut na 10km. To pozostawiam już w przeszłości ponieważ, już za kilka dni ponownie stanę na starcie przy Konwiktorskiej.
W tym roku postanowiłem pobiec na dystansie 5 kilometrów. Dlaczego? Za niecałe 5 tygodni ma miejsce Reykiavic Marathon, w którym zmierzę się z dystansem 10 kilometrów. To będzie bardzo dobre przetarcie przed sierpniowym biegiem.
Według mnie, trasa BPW jest dobra do bicia rekordów życiowych. Poza stosunkowo długim zbiegiem ulicą Karową, na biegaczy czeka doping wielu kibiców jak i wiele punktów, zwzijmy to muzycznych, gdzie łatwiej będzie zapomnieć o zmęczeniu i trudach biegu.
Dodatkowym atutem jest późny start biegu (20:40, dystans 10 km startuje 20 minut później) przez co zawodnicy unikną duchoty panującej obecnie w stolicy. Dopiero na końcu czeka Nas podbieg, dlatego trzeba pamiętać o tym, że finisz będzie pod górkę. Ja na pewno zostawię sobie siły na ten fragment trasy, ponieważ nie raz już przekonałem się ile czasu można zmarnować zaczynając bieg zbyt szybko.
Z mojego punktu widzenia będzie to typowy treningowy start. Kilometraż w tygodniu zostaje ten sam, rano przed biegiem planuję 5-kilometrowy rozruch, a na niedzielę przewiduję podbiegi. Dlatego nie liczę na jakiś niesamowity dla mnie wynik.
Nie będę polecał konkretnej taktyki na bieg, ponieważ to samopoczucie i temperatura zaważy na rozkładzie energii. Jednak zastrzegam aby pamiętać o ostatnim kilometrze. Na początku trasa wydaje się bardzo przyjemna. Piękna ulica Miodowa, zaraz po niej Krakowskie Przedmieście i zbieg, na którym można wiele nadrobić, sprawiają, że nie jeden biegacz zapomni o późniejszym biegu Wisłostradą.
Dopiero od niedawna mieszkam na stałe w Warszawie, jednak biegnąc na północ niemal zawsze czuję na twarzy podmuchy wiatru. Podczas wybiegania to nie jest problem, jednak ostatnie 2 kilometry w powstańczym biegu mogą odciąć siły. Oczywiście nie wspominam tu o dystansie 10 km i konieczności pokonaniu dwóch kółek, gdzie wszystko trzeba powtórzyć dwa razy. Tu z opanowaniem emocji może być łatwiej, bo dystans dłuższy.
Nietypowa pora biegu rządzi się też trochę innymi regułami odnośnie spożycia pokarmów tego dnia. Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że obiad zjem dopiero przed godziną 17. Chyba nie muszę wspominać, że fastfood nie jest dobrym pomysłem na sobotnie popołudnie. Poza tym śniadanie i wypicie dużej ilości płynów nie odróżni się niczym od mojego zwykłego dnia, choć akurat przy wodzie warto się na chwile zatrzymać. Proponuję pić dużo, i to już od piątku. Bieg Powstania Warszawskiego nie jest długim biegiem, jednak brak odpowiedniej ilości wody w organizmie może mieć zgubne konsekwencje. Szczególnie, jeśli walczymy o zyciówkę.
Do zobaczenia na trasie! Powodzenia!
Mateusz Baran, Stowarzyszenie Warszawiaky Athletics Club