Jaro i VII Bieg Marszałka. "Synoptycy jednak się mylą"
Opublikowane w wt., 17/06/2014 - 12:02
Połowa czerwca, upał 35 stopni, Sulejówek, 10km, doping miejscowych, smalec i ogórki na mecie – to wszystko co roku składa się na Bieg Marszałka. Startowałem już 4 razy tam i za każdym razem było tak samo. W tym roku tylko jeden składnik się zmienił – nie było upału. Mało tego prognozy były jak na jesieni – 10 stopni i deszczowo. Na szczęście rano nie padało i zaryzykowałem wycieczkę motocyklem.
Byłem po nocnej zmianie w pracy i miałem dość mało czasu na wszystko. Wróciłem do domu szybkie pakowanie i w drogę. W Sulejówku od razu udałem się do biura zawodów. Odebrałem pakiet. W tym roku zmienił się krój i grafika koszulki, moim zdaniem na lepsze.
Spotkałem Anetę i Jacka ale szybko oddaliłem się do bazy, czyli babci która mieszka kilka kroków od startu. Tam się przebrałem i w sumie od razu popędziłem bo czas gonił. Praktycznie bez rozgrzewki ruszyliśmy. W tym roku jakby więcej zawodników (prawie 500). Po pierwszym okrążeniu wykruszył się Jacek, który postanowił biec tylko na 3km. Plotki chodzą, że bał się że zupy nie starczy ;)
W połowie dystansu wyszło słońce i zrobiło się na prawdę gorąco – synoptycy lekko się jednak pomylili. Jak zwykle podobał mi się doping mieszkańców, szczególnie, że część z nich to moja rodzina, która licznie zjawiła się na starcie. Mimo zmęczenia biegło mi się całkiem ok i zameldowałem się na mecie po 52 minutach.
Reszta atrakcji tak jak na początku - pyszne jedzenie (chlebek ze smalcem nie jest za zdrowy ale pychota). Organizacja jak co roku bez zastrzeżeń - no może po za niedziałającym megafonem Wasyla :) Poudzielałem się towarzysko, zjadłem i trzeba było ruszać do domu. Ledwo wyjechałem z Sulejówka i dorwała mnie ulewa – jednak tego dnia nie udało mi się uniknąć deszczu.
Jarosław Rupiewicz, Ambasador Festiwalu Biegowego w Krynicy-Zdrój
http://runjarorun.com
