Różne cele, wspólna droga i Włóczykij na trasie 15. Poznań Maratonu
Opublikowane w ndz., 12/10/2014 - 20:22
Dzień przed maratonem
Chciałem przygotować dla dzieci jak najciekawszą relację z biegu maratońskiego, a jednocześnie przedstawić im klimat i tradycyjny przebieg zawodów. Zacząłem podróżować z Włóczykijem już dzień przed maratonem. Dla każdego biegacza wizyta w biurze zawodów to nic nadzwyczajnego, ale czy tak samo myśli pięciolatek? Na wszelki wypadek postanowiłem, że to Włóczykij odbierze za mnie pakiet startowy, przejrzy jego zawartość, zapozna się z mapą trasy. Oczywiście nie mogło nas zabraknąć na Pasta Party. Nie zaznajomieni z akcją biegacze, trochę dziwnie na mnie patrzyli, gdy przed talerzem z makaronem posadziłem pluszowego Włóczykija i wyciągnąłem aparat.
Potem postanowiłem przedstawić Włóczykija Jerzemu Skarżyńskiemu, który był obecny na targach towarzyszących biegowi. Kiedy wytłumaczyłem mu ideę mojego przedsięwzięcia usłyszałem:
Świetny pomysł chłopie, to gdzie mam się ustawić do zdjęcia z tym cudakiem.
No i się udało, przedszkolaki będą mogły obejrzeć swojego ulubieńca na zdjęciach z jednym z największych autorytetów maratońskich w Polsce.
Dzień Maratonu
Od samego rana Włóczykij towarzyszył mi w przygotowaniach do biegu. On miał "biec" w moim plecaku biegowym, na którym umieszczona została karteczka informująca o sensie jego obecności na maratonie. W tym roku hala techniczna dla zawodników, w której się przebieraliśmy, była przygotowana jeszcze lepiej niż w ubiegłym roku. Zamknięte boksy przebieralni, prysznice, masaże, depozyty, wszystko w jednym miejscu. Część hali była również dostępna dla bliskich maratończyków, co było niewątpliwym plusem.
Start tradycyjnie przewidziano z ul. Grunwaldzkiej, na której ustawiło się około 6500 zawodników. Było szeroko i komfortowo, więc ani ja, ani Włóczykij nie mogliśmy narzekać. Obowiązywał tradycyjny podział na strefy czasowe. Ja z maskotą przedszkolną ustawiłem się w strefie C, dla zawodników planujących finisz po ok. 4 godzinach.
Po stracie, który odbył się dokładnie o 9:00, zastanawiałem się i trochę z obawą myślałem, jak będzie wyglądać przebiegniecie przez Stadion Lecha Poznań, który znajdował się już na 6 kilometrze trasy. Miało to być wąskie gardło trasy, w dodatku zaplanowano go dość szybko, gdy stawka biegaczy nie jest jeszcze rozciągnięta. Moje obawy okazały się niesłuszne, brama spokojnie mieściła nawet 10 biegnących koło siebie zawodników, a to wystarczało, by bieg trwał bez zakłóceń. Być może pomocny okazał się umieszczony tuż przed stadionem punkt odżywczy, który dodatkowo rozładował tłok. Część biegaczy zwyczajnie korzystała z niego mocno zwalniając.
Chwilę po wbiegnięciu na płytę stadionową tempo zwolniła większość z nas, włącznie ze mną. Naszym oczom ukazał się niezwykły widok trybun, które nie często ogląda się z tej perspektywy. Znakomitym pomysłem było udostępnienie przez organizatorów jednej z trybun kibicom. To właśnie z tych trybun prawdopodobnie jeden z rodziców dziecka uczęszczającego do przedszkola nr 75 krzyczał do mnie:
Biegnie Włóczykij, dajesz, dajesz!!
Na stadionie był także ogromny telebim, który ułatwiał kibicom odnalezienie swoich bliskich przebiegających po murawie . Za stadionem rozpoczynała część trasy dobrze znana z wcześniejszych edycji biegu. Na ostatnich kilometrach oszczędzono biegaczom ulicy Serbskiej, na której był dość długi podbieg.
Bardzo miło reagowali na Włóczykija sami biegacze. Jedna z zawodniczek wyprzedając mnie zagadała:
Świetna idea z Włóczykijem, trzymam za was kciuki.
Inny zawodnik podbiegł do mnie i powiedział:
Słuchaj, Włóczykij to ulubiony bohater mojego syna, cały czas ogląda tę bajkę. Świetny pomysł.
Znakomity doping zgotowali mi także członkowie grupy Wielkopolscy Biegacze, którzy nie brali udziału w maratonie, a byli wtajemniczeni w całą sprawę. Serdecznie im za to dziękuję. Było to dla mnie bardzo miłe i ważne, przecież o tym jak działa dobry doping na biegacza, wie chyba każdy zawodnik.
Trasa biegu była bardzo dobrze zorganizowana i zabezpieczona, służba medyczna trwała w pełnej gotowości. Chyba na 32 kilometrze mijałem leżącego na poboczu zawodnika, któremu ratownicy udzielali pomocy podając kroplówkę.
Ja trzymałem dość dobre tempo (oczywiście, jak na mnie), aż do 39 kilometra. Było to tempo, które pozwalało mi na złamanie 4 godzin na finiszu. Niestety potem zaczęło brakować "pary". I ostatecznie ukończyłem bieg z czasem 4:04:17. Cóż, pozostaje teraz przeanalizować błędy, znaleźć przyczynę słabszej końcówki, odpocząć 2 tygodnie, a potem powoli zacząć przygotowywać się do nowego sezonu maratońskiego.
Po dobiegnięciu na metę zameldowałem się u spikera, który poinformował wszystkich kibiców o idei mojego wspólnego biegu z Włóczykijem. Już jutro wraca on do przedszkolaków wraz z medalem, który zdobył. Mam nadzieję, że relacja, zdjęcia, medal zapadną pozytywnie maluchom w pamięci, a ich rodzice częściej i chętniej zaczną ich zabierać na wycieczki biegowe lub rowerowe, dzięki mojemu biegowi w 15 Poznań Maratonie.
Krzysztof Suwała