Darka Laksy 7 maratonów na 7 kontynentach dla 7 szkół. „Chodzi u uparte dążenie do celu”
Opublikowane w pt., 21/02/2014 - 14:29
Jak to działa? Przychodzisz do takiego sponsora i mówisz „Dzień dobry, Darek jestem, ja przebiegnę maraton na Saharze, a pan za to zasponsoruje moją szkołę”?
No nie do końca. Mamy takie realia, że firmy niechętnie wchodzą w coś, w czym nie widzą czegoś w zamian. To zależy od prezesów, czy zechcą wysłuchać, co mam do zaproponowania. Na szczęście są firmy, które wchodzą w projekt i to czasem bez oczekiwań – bez eksponowania logo, mówienia o nich. Po prostu widzą fajny cel, dają pieniążki, a te pieniążki dają mnie szansę powodzenia projektu. Na przykład Intersport funduje sprzęt sportowy dla jednej ze szkół. Poza tym trzeba pukać do drzwi, czasami po trzy razy do tych samych, ale liczy się nieustępliwość. Tak jak w sporcie indywidualnym, chodzi o uparte dążenie do celu. Myślę, że w ten sposób można wszystko osiągnąć.
Które maratony wchodzą w skład projektu?
W piątek wylatuję do Algierii (rozmawialiśmy w czwartek – red.) i zaczynam maratonem przez Saharę. Następny maraton biegnę 6 kwietnia w Bratysławie, bo chciałem, żeby ten europejski też był poza granicami Polski. Kolejny maraton, który mam już opłacony, będzie w Vancouver w Ameryce Północnej – 4 maja. Później kolumbijska Bogota, po której przeniosę się do Azji, gdzie 31 sierpnia biegnę w Sapporo.
Na dzisiejszy dzień tyle mam opłacone. Obecnie czekam na decyzję sponsorów co dalej, ale myślę, że uda się zebrać pieniążki na kolejny maraton w Sydney z końcem września. I w zasadzie połowę kosztów projektu pochłania maraton na Antarktydzie – w listopadzie bądź lutym przyszłego roku. Jest sporo chętnych i trudne warunki, na start trzeba długo wyczekiwać w Chile. Stamtąd transportuje się zawodników na Antarktydę dopiero, kiedy są odpowiednie warunku do startu. Czeka się na przykład 3 tygodnie.
Jakie wyniki chciałbyś osiągnąć?
Projekt obejmuje dwa najtrudniejsze maratony – pierwszy i ostatni – w zasadzie są na zaliczenie. Pozostałe chciałbym przebiec poniżej 3 godzin. Jest też połączone ze wstąpieniem do klubu Siedmiu Kontynentów, który zrzesza tylko 51 zawodników na świecie, w tym czworo Polaków. Trzeba przebiec maratony na siedmiu kontynentach. Można to zrobić w ciągu całego życia, ale ja sobie założyłem, że chciałbym to zrobić w rok.
Co wiesz o swoim pierwszym maratonie, na Saharze?
Maraton odbywa się od 14 lat. Część dochodu jest przeznaczona na „Saharzan”, uchodźców, którzy od wielu lat zamieszkują teren pustynny w stworzonej osadzie. Jego trasa prowadzi z Maroka do Algierii. Jest sporo piasku, trochę dróg szutrowych.
W jaki sposób przygotowałeś się do tak trudnych zawodów?
Przygotowanie nie były zbyt górnolotne. Starałem się po prostu systematycznie biegać. Chociaż na co dzień uczę w szkole, w kolejnej prowadzę zajęcia z piłki siatkowej, do tego mam zajęcia w przedszkolach, do tego szkółkę narciarską w weekendy, ułożyłem cykl systematycznych treningów. Ale biorąc pod uwagę nasze warunki klimatyczne i 25 stopni, które mnie czeka na Saharze, to i tak się nie przełoży. Najważniejsze to pobiec równo i dać radę. Zawsze powtarzam, że ból przemija, chwała pozostaje i tego się będę trzymał.
Czy ten start wymaga drogiego i specjalistycznego sprzętu?
Na szczęście udało mi się pozyskać sponsora. Firma Asics chce długoterminowo ze mną współpracować, również w kolejnych projektach. Będę więc zaopatrzony w sprzęt wysokiej jakości, który zabezpieczy przede wszystkim nogi ale i pozostałe części ciała. Na każdy maraton będę miał przygotowaną specjalną koszulkę z logo projektu. Pierwszą z nich, żółtą, w której wystartuję na Saharze zamierzam przeznaczyć na licytację dla fundacji, która zbiera fundusze na rehabilitację dla Olka.
Olek to mój kolega trenujący sztuki walki, który miał wypadek podczas treningu i doznał uszkodzenia rdzenia kręgowego. Wiele tygodni leżał sparaliżowany, jednak rehabilitacja daje cudowne efekty Olek już wstaje i się porusza, choć jego ruchy są niezgrabne, wszystkiego uczy się od początku. Kiedyś wspólnie z nim przebiegłem jego pierwszy w życiu półmaraton – Bytomski.
Masz swój sztab, ekipę techniczną?
Niestety, tu jest problem. Na dzień dzisiejszy na wszystkie maratony wybieram się sam. Mam ludzi, którzy za własne pieniądze chcieliby się ze mną zabrać do Japonii i tam mnie wspierać. Jednak poza tym jestem sam, bo każda dodatkowa osoba zwiększałaby koszt wyprawy. Chce też pokazać, że wcale nie trzeba sponsora, który wyłoży całe miliony, ale można najmniejszym kosztem tego wszystkiego dokonać. Na przykład w Kolumbii będę pisał do ambasady z prośbą o wsparcie i pomoc w znalezieniu noclegu. To jednak kraj na nasze czasy jeszcze niebezpieczny, po drugie odległy.
Wspomniałeś, że masz już kolejne pomysły i projekty…
Jest ich dużo. Myślę, że każdy z nas ma w sobie wiele pomysłów, tylko nie zawsze dzielimy się nimi z innymi. Ja na przykład chciałbym przebiec Mur Chiński w całości. Na to potrzeba minimum pół roku, ale jeśli znajdzie się kilka osób, które będą widziały w tym głębszą ideę i możliwość połączenia z czymś pożytecznym, to taki projekt uda się zrealizować. Poza mam też w głowie kilka innych miejsc: Sri Lanka, Kilimandżaro, Bangladesz… Ale najpierw trzeba się skupić na zrealizowaniu tego projektu a potem wszystko będzie szło z górki.
Jakie jest twoje nastawienie przed maratonem na Saharze?
Ja jestem chorobliwie ambitny. Nawet jak wiem, że to jest niemożliwe, to i tak mówię sobie, że jadę tam wygrać. Jeśli jest jakiś sportowiec, który jedzie na zawody bez nastawienia, że wygra, bez względu na jego wyniki, to nie powinien jechać na daną imprezę.
W takim razie – życzymy zwycięstwa!
Rozmawiała Katarzyna Marondel
Fot. autorka (z wyłączeniem mapy)