Kabareciarz Tomasz Nowaczyk „śmiertelnie poważny” w swoim bieganiu. Zachorował na ultra

 

Kabareciarz Tomasz Nowaczyk „śmiertelnie poważny” w swoim bieganiu. Zachorował na ultra


Opublikowane w śr., 07/01/2015 - 15:08

Jakie miejsce w pana grafiku dnia zajmuje bieganie? Rozumiem, że Kabaret Czesuaf i generalnie – kabaret, to pana praca.

Tak, kabaret to moja praca. O tyle dobra pod kątem biegania, że nie mam normowanego czasu pracy. Wiadomo, że trzeba się spiąć w czasie wyjazdów, bo trzeba zabrać rzeczy biegowe i wysuszyć koszulkę po treningu. Ale gdy jestem w domu, nie ma z tym większych problemów. Wiadomo, że trzeba się dostosowywać do rytmu domowego – teraz żona jest na urlopie macierzyńskim, ale zdarzało się i tak, że musiałem wstać na trening o 4 czy 5 rano, by zrobić 20 km zanim ona wyjdzie do pracy. Wiadomo, że trzeba się poświęcać, ale jest to miłe poświęcenie.

Rodzina nie ma panu za złe wypadów na bieganie?

Nie, raczej staram się to robić nieinwazyjnie. A jeśli trening wiąże się z tym, że idę z dzieckiem na spacer, to wszyscy są zadowoleni.

Z tego co wiem w programie Czesuaf nie ma skeczu o biegaczach. Bieganie nie śmieszy?

Rzeczywiście nie mamy skeczy o bieganiu i biegaczach. Ja bieganie traktuje śmiertelnie poważnie, może dlatego (śmiech). Koledzy czasem się denerwują, bo bywa to trudna miłość, szczególnie gdy się ma mało talentu i trzeba włożyć w to bardzo dużo pracy, a i tak wciąż jest się średniakiem (śmiech). Myślę, że gdybym miał jakiś pomysł na skecz o bieganiu, to bym go zrealizował. Swoją drogą bieganie to wciąż niszowy temat...

Naprawdę? Myślę, że tak z 30% waszej widowni to biegacze, a pozostali choć raz stali w korkach podczas biegów ulicznych...

Podejrzewam, że tych wkurzonych z korków jest nawet więcej (śmiech). Zdarzają się skecze o bieganiu, ale raczej są krótkie i bardzo ogólne. Wciąż wielu osobom trzeba tłumaczyć, że maraton to 42 kilometry i 195 metrów i że ta odległość jest zawsze taka sama. Żeby przemówić do ogółu trzeba właśnie unikać fachowych zwrotów...

No to ma pan kolejne wyzwanie, bo biegaczy wśród Polaków jest coraz więcej. Prosimy o skecz o biegaczach! Jest pan wziętym stand-uperem, jeśli więc nie grupowo, to może solo?

W stand-up'ie pewnie poruszę ten temat, mam nawet trochę pomysłów w tej materii, zwłaszcza, że akurat ta forma jest bardziej życiowa i może być bardziej dosadna. Mógłbym opowiedzieć np. o swoich cierpieniach w bieganiu, tylko czy to jest atrakcyjne? (śmiech)

Prosimy zatem! Bardzo!

A który wycinek biegowej rzeczywistości jest najśmieszniejszy? Słynne lajkry?

To na pewno (śmiech). Ja wiem, że to nie wygląda dobrze jak facet biega w obcisłych rajtkach, ale ma to swoje uzasadnienie. Od pewnego czasu biegam tylko w takich modelach, bo spodenki obcierają mi nogi. Były przypadki, że już na 20-tym którymś kilometrze w maratonie miałem rany na udzie, a im bliżej mety, było jeszcze gorzej. Dlatego biegam teraz w obcisłych...

Zna pan jakieś dowcipy o biegaczach?

Prawdę mówiąc... chyba nie. Ostatnio słyszałem fajny dowcip o triatlonistach, który Nas maratończyków chyba też dotyczy: „Po czym poznać triatlonistę? Sam Ci o tym powie”...

(śmiech)

(śmiech)

Każdy, kto biega, chętnie wrzuca na fejsa zdjęcie, które uważa za swoje największe wyzwanie i dorabia do tego ideologię. Ale też nie można przesadzać, bo znajomi mogą się poczuć zaszczutymi tym naszym bieganiem. A to śmieszne nie jest.

Pora więc połączyć właściwie obie pasje – bieganie i kabaret.

Może, może... (śmiech)

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce