Olga Łyjak – „Lubię mieć pod górkę”
Opublikowane w pt., 03/06/2016 - 13:23
Teraz byliśmy świadkami konfliktu między władzami innego z naszych parków narodowych, a organizatorami biegu – chodzi o słynną już sprawę Rzeźnika. Dostało się jednym i drugim. Ci drudzy nie przewidzieli takiego rozwoju sytuacji, do czego sami się przyznali. Ale postawa pewnych osób w zarządzie Bieszczadzkiego Parku Narodowego to chyba przejaw wyjątkowo skostniałego sposobu myślenia?
Ciężko to komentować, padło już tak wiele słów i przeciwko organizatorom biegu i ludziom, którzy ograniczają masowe imprezy w parkach narodowych. Może nie ma u nas jeszcze takiej kultury spędzania czasu w górach na biegowo, jest za to bardzo rozwinięta kultura spacerowania, często bez odpowiedniego sprzętu i przygotowania, która kończy się tragediami – tutaj nikt nie wprowadza ograniczeń czy wymogów, a władze parków czerpią profity z biletów wstępu. Sama, gdy biegam po Tatrach, wybieram najbardziej odludne miejsca i mniej uczęszczane Tatry Słowackie, bo nie lubię przepychać się przez tłumy turystów, którzy patrzą pod nogi zamiast przed siebie i nie widzą co się dzieje dookoła.
Spotkałam się też ze stwierdzeniami, że biegacze przeszkadzają turystom, że się przepychają, nie zważając na nic i stwarzając zagrożenie, że góry nie są do ścigania, tylko kontemplowania. Jeśli mamy bieg, na którym jest tysiąc uczestników, to wtedy turyści muszą ustępować biegaczom, a nie każdemu się to podoba. Wielu turystom wydaje się, że szlak to miejsce tylko i wyłącznie dla ich spokojnych wycieczek. Wystarczy, że ktoś wpływowy podchwyci takie nastroje i mamy sytuację jak z Rzeźnikiem.
Jeśli chcemy swobodnie biegać po górach, to piechurzy muszą zmienić myślenie, że góry są też dla biegaczy i każdy ma prawo poruszać się takim tempem, jakie lubi. Ograniczeniem są też same przepisy w parkach, które mówią, że pierwszeństwo ma zawsze pieszy, a biegacz to chyba nie pieszy, sama nie wiem, jak to interpretować. Do takiej kultury, jaka jest na Transvulcanii czy na Zegamie, gdzie dosłownie wszyscy się zatrzymują wzdłuż trasy, ustępują i kibicują biegaczom, chyba nam jeszcze daleko.
Z drugiej strony bieganie w Polsce zaczyna być coraz bardziej popularne, im więcej osób biega, tym jest większe zrozumienie i szacunek dla biegaczy w górach. Jeśli każdy turysta miałby w rodzinie choć jednego biegacza, to myślę, że kibicowanie na szlaku i ustępowanie biegaczom byłoby czymś naturalnym. Nie wierzę i nie rozumiem argumentów, że ograniczanie imprez biegowych w parkach służy ochronie przyrody, może brak mi stosownego wykształcenia przyrodniczego, ale nie docierają do mnie argumenty o erozji gleby czy niszczeniu szlaków przez biegaczy. Według mnie to kwestia kultury i nastawienia do biegaczy przez niektórych ludzi. Podobne tendencje są w miastach, gdzie niektórym bardzo przeszkadza zamykanie ulic w weekendy i fakt, że tyle ludzi marnotrawi czas na bieganie. Ale wierzę, że to się będzie zmieniać, bo biegi górskie i nie tylko cały czas w Polsce rozkwitają.
O treningu wiesz już bardzo dużo i chętnie się tą wiedzą dzielisz, czy to na swoim blogu, czy w artykułach w branżowych pismach (właśnie ukazał się artykuł Olgi w majowym numerze „Gór”, z ciekawymi poradami o trenowaniu podbiegów i zbiegów, polecamy! – przyp. red.). Czy pisanie o bieganiu jest Twoją pasją na równi z uprawianiem sportu? Planujesz może w przyszłości napisać jakiś poradnik, książkę?
Lubię pisać w ogóle, a tym bardziej o tym, na czym się znam i co kocham. Chciałabym więcej pisać o bieganiu, ale ponieważ dużo też piszę zawodowo, to często nie mam już siły i chcę odpocząć od komputera. Palce u rąk bolą mnie czasami bardziej niż nogi od biegania. (śmiech) Myślę o książce, no pewnie, ale pomysłów mam tak dużo, że nie wiem, od czego zacząć. Czy bardziej o bieganiu, czy o życiu i realizacji marzeń, odnajdywaniu siebie i własnej drogi, albo to i to. Może po prostu zacznę i zobaczę, co z tego wyjdzie. (śmiech)
Oprócz wspomnianych imprez biegowych, jakie masz jeszcze plany sportowe na ten rok? Jakie starty i górskie wyzwania są przed Tobą?
Doświadczenia z poprzednich lat nauczyły mnie, że lepiej nie mieć za dużo konkretnych planów, tylko cieszyć się każdym dniem i każdym treningiem. A jeśli już mieć plany, to na tyle luźne, żeby jakieś przeciwności nam tych planów nie pokrzyżowały. Jest znane powiedzenie na ten temat i jego się trzymam. (śmiech) Tak więc chciałabym, poza biegami z cyklu Skyrunner Extreme, pobiec w paru krótszych zawodach, jak Bieg Marduły (to już w ten weekend! – przyp. red.) i biegi w Tatrach Słowackich lub innych słowackich górach – interesują mnie trudne biegi typu skyrunning, może wcisnę jeszcze jakiś półmaraton czy maraton w polskich górach. A co z tego wyjdzie, życie pokaże.
Mam też plan własnego projektu w Tatrach – lubię ten projekt, bo sama decyduję, kiedy go wykonam i już powoli się do niego przygotowuję, robiąc rekonesanse tras. Projekt rozłożony jest na dwa lata i na razie więcej nic nie powiem, bo sama nie wiem, kiedy dokładnie zacznę, ale najprędzej w czerwcu. Cieszę się, bo Magazyn Góry zgodził się objąć nad nim patronat, będę też pisać o moich górskich harcach w Ultra Trail Runner Magazynie i na moim blogu (http://biegamwgorach.pl/). Także odsyłam do tych mediów.
Na koniec powiedz, czego Ci możemy życzyć na ten rok, oczywiście oprócz sukcesów sportowych?
Dzięki za to pytanie! Przede wszystkim zdrowia, bo bez niego i z biegania i z realizacji marzeń nici. Równowagi między treningiem a odpoczynkiem. No i dobrej pogody w Tatrach – starzy górale mówią, że lato będzie suche i ciepłe!
Rozmawiał Kamil Weinberg
fot. Karolina Drogoszcz, Błażej Łyjak, Olga Łyjak