Prof. Grzegorz W. Kołodko: "Bieganie to kwestia charakteru i wewnętrznej dyscypliny"
Opublikowane w pon., 12/08/2013 - 10:03
- Wszyscy mają czas, nawet najbardziej zajęci ludzie. Dowodzą tego, chociażby amerykańscy prezydenci czy wybitni managerowie, albo artyści. Jestem człowiekiem bardzo zapracowanym, ale czasu na to, żeby być w dobrej formie, nie może brakować komuś, kto traktuje siebie odpowiedzialnie i na serio - mówi prof. Grzegorz W. Kołodko, stały uczestnik naszego Festiwalu.
Co Pana zainspirowało do rozpoczęcia treningu biegowego?
Regularnie chodziłem na siłownię i dwa razy w tygodniu na basen. Wiosną 1998 r. przyjechałem do Waszyngtonu na zaproszenie profesora Stiglitza, żeby pracować w Banku Światowym. Siłownia banku była otwarta tylko w dni robocze, a ja mieszkałem w samym centrum Waszyngtonu, kilkaset metrów od Białego Domu. Blisko słynnego National Mall i pięknych terenów do biegania. Pięć dni w tygodniu byłem w siłowni, a w weekendy biegałem. Tak to się zaczęło.
Czy długo przygotowywał się Pan do pierwszego maratonu? Gdzie go Pan przebiegł?
Pierwszy maraton przebiegłem w końcu maja 2001 r. Z Waszyngtonu przeniosłem się na wykłady do Yale, potem do Los Angeles i znowu wróciłem do Waszyngtonu do Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Zrezygnowałem z siłowni, tylko czasami wpadałem na basen, ale przez cały ten czas biegałem. Kiedyś przebiegłem po raz pierwszy godzinę i chyba wtedy pojawiła się myśl, że skoro mogę biec godzinę, to mogę biec trzy albo cztery godziny, a może nawet przebiec cały maraton. Ostatecznie nakłonił mnie do tego mój przyjaciel z lat uczelnianych. Kolega na swoje 40. urodziny, postanowił przebiec maraton, co dla mnie było zaskakujące. Pamiętałem go z czasów studiów, jako zwolennika innych atrakcji niż sportowe, ale jak się okazuje ludzie się zmieniają. No i wiosną 2001 r. pobiegliśmy maraton w Toruniu.
Pamięta Pan jeszcze swój czas z Torunia? Był Pan z niego zadowolony?
Takich rzeczy się nie zapomina. Pierwszy maraton to były 4 godziny 9 minut i 6 sekund. Wtedy biegłem nie tyle na czas, ile po prostu chciałem przebiec cały dystans, nie zatrzymując się. Udało się. Przybiegłem w tak dobrej formie, że jakby kazali, to pewnie przebiegłbym drugie tyle. I już kilka miesięcy później, na początku września pobiegłem kolejny maraton w Toronto. Tam zdjąłem z tego czasu ponad pół godziny. To była moja ?życiówka?- 3 godziny 38 minut.
Jest Pan bardzo zapracowanym człowiekiem. Jak udaje się Panu znaleźć chwilę wolnego na bieganie? Czy bieganie pomaga Panu w pracy, czy praca przeszkadza w bieganiu?
To nie jest kwestia czasu. To jest kwestia charakteru i wewnętrznej dyscypliny. Wszyscy mają czas, nawet najbardziej zajęci ludzie. Dowodzą tego, chociażby amerykańscy prezydenci czy wybitni managerowie, albo artyści. Jestem człowiekiem bardzo zapracowanym, ale czasu na to, żeby być w dobrej formie nie może brakować komuś, kto traktuje siebie odpowiedzialnie i na serio.
Nie traktuję biegania jak czasu nieróbstwa, tylko jak czas pracy. Niezależnie od tego, że myśli biegają wraz ze mną i czasami coś mi przyjdzie, czy może raczej przybiegnie do głowy, to bieganie pomaga w koncentracji, uodparnia na stres, redukuje potrzebę snu, odpędza od człowieka choroby. Nie mam żadnych wątpliwości, że nie byłbym tak wydajny ani nie byłbym w stanie tak intensywnie pracować, jak to robię po 120 godzin w tygodniu, gdybym nie biegał, nie pływał i nie dbał o formę fizyczną.