Trener Janusz Wąsowski o współpracy z Yaredem Shegumo, wicemistrzem Europy w maratonie: „Jesteśmy jak para gniadych”

 

Trener Janusz Wąsowski o współpracy z Yaredem Shegumo, wicemistrzem Europy w maratonie: „Jesteśmy jak para gniadych”


Opublikowane w wt., 19/08/2014 - 15:21

Jak wiadomo sukces ma wielu ojców, ale bez dobrego trenera nie byłoby srebrnego medalu Polaka w Mistrzostwach Europy w biegu maratońskim. O niezwykle udanej imprezie w Zurichu, zakręconym życiu Yareda i planach startowych na ten i kolejny rok rozmawialiśmy z Januszem Wąsowskim, szkoleniowcem naszego medalisty. Obaj Panowie będą gośćmi tegorocznego PZU Festiwalu Biegowego w Krynicy-Zdrój.

Gratulujemy srebrnego medalu! Dziękujemy za emocje, które Yared nam dostarczył. Jaka była taktyka na ten bieg? Czy ucieczka Marcina Chabowskiego trochę nie namieszała w tych planach?

Od początku mieliśmy swój plan. Nas nie interesowały żadne ucieczki. Osobiście uważam, że to co zrobił Marcin, to była za przeproszeniem głupota. Wiedziałem, że biegnąc w taki sposób, nie jest w stanie skończyć maratonu. Niestety moje przeczucia się sprawdziły. Tak się nie biega maratonu. Zwłaszcza w takich warunkach i przy takiej trasie. Yared miał się trzymać grupy i pilnować swojego tempa. I wszystko – na szczęście – poszło tak, jak trzeba. Przed startem sądziliśmy, że będziemy bić się o miejsca 3 – 5. Uważałem, że w takich warunkach medal będzie można zdobyć już z czasem 2:12:00.

Nic się pan nie pomylił.

Faworytem biegu był Henryk Szost, posiadający najlepszy czas spośród wszystkich uczestników niedzielnej rywalizacji. Zwyciężył Włoch Daniele Meucci. Kogo obawialiście się panowie najbardziej?

Myślałem o Szwajcarze Tadesse Abrahamie, który ma rekord życiowy 2:07:45 z ubiegłego roku. Zawodnik chyba jednak nie był tego dnia w formie. Zresztą w ogóle był to taki szarpany bieg. Urywać próbował się też Abdellatif Meftah, ale grupa go dogoniła. Gdy uciekł Meucci sądziłem, że będzie tak samo. Jednak grupa nie próbowała go gonić i po chwili był już za daleko. Na mecie powiedziałem do Yareda, że gratuluję mu srebra. On mi jednak odpowiedział „Jeden mi uciekł”.

Szkoda drużynowego medalu?

Na pewno. Do 30. km byliśmy przecież na pierwszym miejscu w tej klasyfikacji. Niestety stało się tak, a nie inaczej. Odrobina szaleństwa Marcina, z Heniem nie wiem co się stało. Natomiast Błażejowi krzyknąłem „leć, bo jesteś trzeci”  tak wtedy myślałem. Jeszcze na 35. km byliśmy na 3. miejscu i nad kolejnym zespołem mieliśmy ponad 3 minuty przewagi. Myślałem, że dowieziemy ten medal. Szkoda Chabowskiego i Szosta.

To był szósty maraton Yareda Shegumo, w tym pierwszy poza Polską. W debiucie w 2012 roku został Mistrzem Polski. Minęły dwa lata i jest Wicemistrzem Europy. Nie żałuje pan, że wcześniej nikt nie zauważył w nim maratończyka, tylko średniodystansowca? Czy może jednak te biegi na 800, 1500 i 3000m coś mu dały? Oczywiście poza rekordem Polski w hali na najdłuższym z dystansów – 7:54,04, odebranym Bronisławowi Malinowskiemu...

Yared na pewno ma komfort szybkości. Jedno, co było złe, to to, że po poprawieniu rekordu Malinowskiego został mu zmieniony cały tryb szkolenia. Otrzymał nowego trenera, szkolono go do biegów na 1500, 1000 i 800m. Według mnie, zakłóciło tym jego dalsze bieganie. W efekcie musiał wyjechać do Anglii, a nie trenować. Plusem było to, że dzięki wyjazdowi jednak trochę odpoczął od biegania. Teraz on naprawdę lubi biegać. Ma tylko wstręt do bieżni. Mówi, że bieganie w kolcach nie nie jest dla niego, o treningi lub start na bieżni muszę go prosić. Zawsze mówi, że to tylko dla mnie.

Czy ta historia z Anglią sprawiła, że jest teraz mocniejszym zawodnikiem? Mocniejszym człowiekiem?

Yared przeszedł wiele w swoim życiu. Wie co to bieda i szukanie pieniędzy na kawałek chleba. Teraz jednak ma pełen komfort. Pomogło mu wiele osób. Wcześniej Jacek Podoba, a teraz wspiera go PZU. Teraz ważne jest, by być zdrowym i móc biegać. Jego nie trzeba zmuszać do treningu. Kiedy są luźne treningi, to on sobie chodzi biegać, a kiedy wchodzi konkretna robota, to ciężko pracuje. Czasem mamy do przebiegnięcia odcinki na takich szybkościach i wysokościach, że żaden nasz zawodnik nigdy by tam nic nie zrobił.

Czy, a jeśli tak to czym, przygotowania do Mistrzostw Europy różniły się od treningów do wcześniejszych maratonów?

Jak zawsze przygotowując się do maratonów, czy to w Warszawie czy w Łodzi, Yared zimą przebywał w Etiopii. W tym roku miał start testowy na 10 000m podczas Mistrzostw Polski (złoty medal – przyp red). Później był start w Warszawie na 5 km podczas Ulicznych Mistrzostw Polski na Ursynowie i 15 czerwca wyjechał znów do Etiopii. Spotkaliśmy się dopiero w czwartek przed startem w Zurychu.

Jak widać, powielamy nasz schemat przygotowań. Ten chłopak jest rodowitym Etiopczykiem i trenując w Afryce wraca do swoich korzeni. Ma tam z kim biegać. Jest cała grupa, która realizuje jego plan treningowy. Niestety w Warszawie nie ma biegaczy i nie ma z kim pracować. Kiedy przebywa w kraju, staje się Polakiem i Europejczykiem, Ale traci tu swoje warunki wytrzymałościowe i możliwości poprawiania wyników. W Etiopii biega na wysokościach od 2500 do 3200m n.p.m. Tyle i aż tyle.

Słyszałem, że początkowo panów współpraca nie wyglądała tak dobrze jak teraz. Yared podchodził do trenera z dystansem.

(śmiech) Tak, to prawda. To było na początku 2012 roku. On nie wiedział, że ja się zajmowałem maratonem. Mówił do mnie: „Czemu Twoje zawodniki tylko tak wkoło bieżni biegają”. Dopiero gdy mu opowiedziałem o sobie, że byłem maratończykiem i że prowadziłem kadrę kobiet w maratonie, że trenowałem takich i takich zawodników i 20 z nich miało wyniki od 2:12:00 do 2:20:00, to wtedy zaczął mi wierzyć. Teraz, jak ja to mówię, jesteśmy jak para gniadych. Traktuję go jak syna (śmiech).

Mistrzostwa Europy zakończone sukcesem. Jakie macie panowie plany na najbliższe tygodnie i miesiące?

Na pewno będziemy się bawić na PZU Festiwalu Biegowym w Krynicy. Nawet pojadę tam z żoną, bo tam się poznaliśmy 38 lat temu i jest okazja do odświeżenia wspomnień. Później będziemy trenować w Szklarskiej Porębie, a następnie Yared wyjedzie do Etiopii. Wróci na I Cracovia Półmaraton. Tą imprezą skończymy pewnie sezon. Później ruszą przygotowania na przyszły rok nasz główny cel to Igrzyska w Rio de Janeiro.

A wcześniejsze Mistrzostwa Świata w Pekinie w 2015 roku?

Tam nie będziemy startować. Yared musi trochę odpocząć, nie chcemy nadwyrężać sił. Psychika też musi odpocząć. Każda impreza to duże obciążenie. Jak to on mówi - „Jak Bóg pozwoli, to dalej będziemy biegać świat. Teraz cel to olimpiada”. Może więc wystartuje w Londynie w 2017.

Dziękuje za rozmowę. Jeszcze raz gratulujemy wspólnego – jakby nie było – sukcesu w Zurichu. Do zobaczenia w Krynicy!

Dziękuje bardzo i do zobaczenia!

Rozmawiał Robert Zakrzewski

fot. bieganie.pl

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce