Amadeusz Bielatowicz: ta Dyszka, co niejedno ma imię
Opublikowane w wt., 20/08/2024 - 23:01
Gdyby ktoś zadał mi pytanie, który dystans w bieganiu pokochałem najbardziej, zapewne odpowiedziałbym, że dziesięć kilometrów. „Dyszka” jest jednym z popularniejszych biegów
podczas wszelakich imprez, na którym walczymy o przełamanie granic. Ten dystans jest również jednym z najczęściej wybieranych podczas Festiwalu Biegowego obok biegów górskich.
Fenomenalny, kuszący, szybki.
Właśnie. Szybki - to słowo klucz, zwłaszcza na trasie spod Suchej Doliny do Piwnicznej. Pierwsze cztery kilometry to właściwie „ostra jazda bez trzymanki”. Oczywiście, mocno wyolbrzymiam, bo właśnie wyjątkowo tutaj trzymać się wypada. Hamulce, ABS-y, wszelkie systemy, jakie kto posiada. Żadne buty nie wyczarują tutaj nic nadzwyczajnego. Po prostu musisz wykazać się umiejętnością szybkiego, bezpiecznego zbiegania, z jednoczesnym zachowaniem sił na drugą część trasy, gdzie już bardziej płasko, z delikatnymi podbiegami i fałdkami terenu. Na dziesięć kilometrów, dziesięć powodów, dlaczego Sądecka Dycha Newagu przyciąga.
Rozszyfrujemy razem słowo DZIESIĄTKA?
1. Drański profil. Tak, możecie sobie myśleć, że skoro ciągle z górki, to łatwo i przyjemnie. Nie takie kozaki legły na profilu tej trasy. Ale zaraz… miałem zachęcać, tymczasem jakby deprecjonuję… Drański profil nie oznacza, że nie należy się z nim zmierzyć. Wręcz przeciwnie. Drania wypada pokonać. Pierwsza część ostro w dół, szybko, lada moment jesteśmy w
Piwnicznej. Ostatnie kilometry to jednak test na właściwe rozłożenie sił. Kto zrobił to dobrze, a kto już wypruł całe paliwo na zbiegu?
2. Zakręty. Nie brakuje ich na wytyczonej trasie festiwalowej dyszki. Już podczas zbiegu warto umiejętnie obierać ścieżki, by zakręty przebiegać jak najbardziej od wewnątrz. Wiecie, jak kolarze na trasie. Nie da się ukryć, że każde urwane sekundy mogą mieć znaczenie. Dużo kręcimy na tym dystansie. Zarówno na zbiegu przez Kosarzyska, jak i potem, kiedy mamy
nawrót na ulicy Węgierskiej w Hanuszowie, następnie z Daszyńskiego na most na ulicę Krynicką, ale i ostatni odcinek wzdłuż parku ulicą Tadeusza Kościuszki.
3. Intensywność. Jak to zrobić, by nie „zajechać” się na dziesięciu kilometrach, a jednocześnie pobić swój życiowy rekord? Osobiście przekonałem się, że ta mocno pochyła trasa w dół
może okazać się zdradliwa. Jedno wiem na pewno. Musicie biec intensywnie. Siłą rzeczy na jej pierwszej części będziemy mieć wysokie tempo. Później… również, choć już po bardziej płaskiej trasie. Intensywnie, nie oznacza jednak morderczo. A łatwo wpaść w pułapkę.
4. Ekspres. Tak, to chyba jedyne słowo, które ciśnie mi się na usta, kiedy widzę startującą chmarę, kolorowo ubranych biegaczy spod Suchej Doliny. Największy zbieg jest od razu na
początku. Część rzuca się na ten odcinek, jakby to zaraz po dwóch kilometrach miała być meta. Rzeczywiście, najlepsi to wytrzymają i nadrobią cenne sekundy, pobiegną dalej. Wielu jednak złapie zadyszkę, kolki, osłabi nogi. Ekspresowo jest dobrze na torach. Na asfalcie warto zadbać o amortyzację i być podobnym do zwykłego Intercity. Szybko, czasami bardzo
szybko, ale i z delikatnymi spowolnieniami. Bez zatrzymywania między stacjami. A tutaj stacje są dwie. Start i Meta.
5. Szybka. Ekspresowo niekoniecznie, szybko już na pewno. Jeśli jesteś dobrze przygotowany, z dużą dozą prawdopodobieństwa pobijesz życiówkę na tym dystansie. Z własnego jednak doświadczenia wiem, że dwie dotychczasowe edycje na tej konkretnej trasie były skrajnie różne. W roku 2022 deszczowy start, kiedy na stromiźnie powinno się narzucić tempo, trzeba było uważać, by nie wyłożyć na asfalt. Chłodniej, ale ten siąpiący deszczyk raz przeszkadzał, raz pomagał. W roku 2023 natomiast skwar lał się z nieba. Owszem, taki wrześniowy, ale w słońcu temperatura nie różniła się wiele od tej sierpniowej. Szybko? Zdecydowanie. Szybko jednak nie zawsze oznacza rekordowo.
6. Interwał. O ile z Krynicy do Muszyny na poprzednich edycjach biegało się dość równomiernie, o tyle tutaj mamy kosmiczny interwał. Przynajmniej w moim odczuciu tak to wygląda. Szybko, nieco wolniej, ale przecież nadal z górki i nadal szybko. Potem zmiana profilu na ulicy Węgierskiej i Daszyńskiego. Płasko, chwilami z lekkimi, zdradliwymi podbiegami, gdzie potrafi odciąć tlen. Następnie znów dość szybki odcinek przez ul. Kościuszki, gdzie delikatny wiraż i zapach mety zachęcają, by rozgrzane mięśnie dały z siebie wszystko.
7. Ą. Trudno w języku polskim znaleźć słowo na Ą, nieprawdaż? Jest to wręcz niemożliwe. Jednak pamiętam telewizyjne show sprzed lat, kiedy jako gówniarz w poniedziałkowy wieczór
siadałem na kanapie i oglądałem program Szymona Majewskiego. Był tam niejaki Ędward Ącki. Założyciel fikcyjnej partii na potrzeby satyry „ĘĄ – Szczerzy do Bólu”.
Po przebiegnięciu rekordowej dyszki w Nakle na Piwnicznej będziecie wyglądać trochę jak jegomość Ącki. Niepoważnie, rozczochrani, spoceni, zadowoleni i usatysfakcjonowani. Bo bez względu na uzyskany rezultat, poczujecie w sobie ogromną radość ze zrealizowanego celu. A jeśli dla kogoś będzie to pierwsze dziesięć kilometrów w życiu, to już w ogóle zapewniam, że banan z Waszych ust długo nie zejdzie. A jednym z wielu westchnień na mecie będzie głośne….Ęęęęꥹąąąą….
8. Tempo. Teraz bez żartów, bo prawdopodobnie ósemka to najważniejszy punkt tej wyliczanki z dystansem. Tempo jako słowo kluczowe, bo jeśli tempo rozłożycie źle, polegniecie. Po
radosnym zbieganiu często z prędkością większą niż 14, 15 kilometrów na godzinę, w Piwnicznej przyjdzie trasa mocno profilowana. I tam można stracić wszystko. Z szybkiego
biegu nasze tempo spada do kryzysowych granic. I to, co tak dobrze „żarło” nagle idzie w piach. Dlatego, kontrolujcie tempo, rozłóżcie je i niech Was nie zwiedzie profil trasy.
9. Końcówka. Kiedy przemierzycie dziewięć kilometrów, na moście nad Popradem będziecie wbiegać w ostatni kilometr. Chyba nie muszę mówić, co on oznacza? To zawsze wyzwala
dodatkową energię, choćby nie wiem jak duże było zmęczenie. Coraz więcej ludzi, oklasków, dopingujących okrzyków. A właśnie, na marginesie, jeśli czytają nas kibice. Bądźcie głośni i
dopingujcie biegaczy. Bez względu, czy biegną tam Wasi bliscy, czy jesteście na trasie przypadkowo.
Każdy okrzyk dla biegacza oznacza dodatkową energię, co najmniej 10-20 sekund szybszy bieg na danym kilometrze. Wiem, co mówię. A wracając do końcówki ostatniego kilometra… Cóż. Tutaj już nie ma kalkulacji. Dajesz, ile wlezie. Dajesz, ile zostało w
rezerwach. A jeśli rezerw brak, to po prostu skoncentruj się na mecie i tym, że cel jest bliski. Bardzo bliski. A trasa już delikatnie pochylona.
10. Akceptacja. Ostatni punkt będzie trochę psychologiczny. Kiedy jesteś w Piwnicznej na Festiwalu, wiele już nie zrobisz. Chodzi mi naturalnie o formę fizyczną, nad którą pracowałeś w ostatnim czasie. Pewne założenia udało Ci się zrealizować, choć pewnie są takie, które legły w gruzach. I dobrze. Tak to już jest. Będąc na dzień przed biegiem, albo stojąc już tam wysoko pod Suchą Doliną, kiedy do biegu ostatnie minuty, musisz zaakceptować stan, w którym obecnie się znajdujesz.
Jedyne, co możesz zrobić w ostatnim dniu, to zjeść dobre, pożywne i energiczne śniadanie, nie przesadzić z płynami i dobrze się rozgrzać. Zaakceptuj swoją formę, ostatnie tygodnie treningów. Jeśli w tym ostatnim momencie odpuścisz sobie to, co nie wyszło, Twoja głowa będzie lżejsza. A lżejsza głowa, to mocniejsze i szybsze nogi.
Zaakceptuj swoją formę i wszystko to, z czym przyjechałeś na Festiwal Biegowy. Skoro tam już jesteś, oznacza to, że wiesz, czego chcesz, a bieganie jest wielką pasją. Każdy Twój bieg na tej imprezie, również Dziesiątka, to przede wszystkim element terapii, walki z przeciwnościami, próba pokonania słabości, wielokrotnie zmagania z brakiem motywacji, przetrenowaniem, a nawet czasami nadmierną motywacją. Przed biegiem nie zmienisz już nic, lecz możesz wyluzować i pokazać tej trasie, że będzie uginać się pod Twoimi szybkimi nogami.
A na koniec odrobina prywatnych przemyśleń. W roku 2017 przebiegłem swoją pierwszą, wówczas nazywaną Życiową Dziesiątkę na trasie z Krynicy Zdroju do Muszyny Zdroju. Kiedy spełniałem marzenie, pokonując jej pierwszy kilometr, towarzyszyły mi piękne emocje, a na ciele pojawiały się ciarki. Od tamtego czasu wracam na ten dystans, ale też na Festiwal Biegowy i jego inne trasy. Pokonuję słabości, czasami walczę sam ze sobą, ale przede wszystkim cieszę się, że mogę tam być kolejny raz. Życzę Wam niezapomnianych wrażeń, a najszybszą dziesiątkę w Polsce serdecznie rekomenduję.
Z biegowym pozdrowieniem, ambasador, Amadeusz.