Amsterdam ? wrażenia z tegorocznego maratonu
Opublikowane w śr., 31/10/2012 - 16:16
Tadeusz Maj, zwycięzca konkursu „Festiwal Biegowy dookoła Europy!”, dzieli się swoimi wrażeniami z uczestnictwa w tegorocznym maratonie w Amsterdamie, który odbył się 21 października.
Niespodziewana zmiana planów
Niespodziewany wyjazd na maraton do Amsterdamu zmienił większość moich jesiennych planów startowych - począwszy od Festiwalu Biegowego w Krynicy, gdzie miałem w planie pobiec właśnie maraton jak i rezygnacja z maratonu w Budapeszcie, moim ukochanym mieście, gdzie spędziłem kilka pięknych lat mojej młodości. W porównaniu do ubiegłorocznego startu we Frankfurcie, gdzie solidnie się przygotowałem do tamtego startu to w tym roku specjalnych przygotowań nie robiłem i postanowiłem, że pobiegnę z marszu Amsterdam.
Podróż
Długo się zastanawiałem, czy jechać do Amsterdamu w piątek czy w sobotę. Wyjazd w piątek oznaczał, że będę miał całą sobotę na zwiedzanie miasta, w którym jeszcze nie byłem, ale z drugiej strony zbyt długie chodzenie po mieście męczy i może się to odbić na formie. Poleciałem jednak w piątek, gdzie wylot z Warszawy był dość późno, bo o 16.40 a na miejscu byłem po osiemnastej i co było najciekawsze to nie miałem zarezerwowanego noclegu i na miejscu okazało się, że z tym właśnie miałem najwięcej problemów. Lokalizacja noclegu miała dobre i złe strony, dobre, bo mieszkałem w centrum i zwiedzanie było dużo łatwiejsze, ale niestety nie przewidziałem, że obok na placu była bardzo duża impreza całonocna firmowana przez dużego producenta alkoholi i o spaniu można było zapomnieć a wiadomo jak ważny jest sen przed startem szczególnie przed maratonem. Na dodatek spałem w czteroosobowym pokoju i jeden ze współlokatorów o czwartej nad ranę postanowił opuść nasze towarzystwo i tak z godzinę kręcił się po pokoju budząc tych, którzy mimo wszystko próbowali trochę pospać.
Dzień startu
Tak więc niewyspany, wręcz zmęczony, udałem się na start wyobrażając sobie najgorsze, co mnie może spotkać w trakcie biegu. Po dotarciu na Olympic Stadium, na którym odbyły się IO w 1928 r. zobaczyłem nieprzebrane tłumy biegaczy i w tym momencie przypomniałem sobie słowa kolegi Pawła, który ostrzegał mnie przed kolejkami do depozytu a czasu zostało mi niewiele i trochę się przestraszyłem, że może być z tym problem. Niespodziewanie łatwo sobie z tym problemem poradziłem i szybko udałem się na miejsce startu, który miał miejsce na bieżni, na której już było kilka tysięcy biegaczy i musiałem się ostro przepychać żeby się dostać na moją strefę startową, która miała miejsce zaraz za elitą.
Jakież było moje zdziwienie nie widząc żadnego z Kenijczyków na starcie, ale trwało to tylko chwilę, bo po paru minutach wprowadzono osobnym wejściem całą elitę a w tym z trzydziestu reprezentantów. Tak jak myślałem po dwóch kilometrach w miarę szybkich (7: 45) zaczęła się męczarnia, biegło mi się bardzo ciężko i na dodatek bolały mnie łydki, więc zacząłem redukować prędkość z czterech minut do 4: 10 i jeszcze na dziesiątym kilometrze miałem lekko ponad czterdzieści minut a później było coraz gorzej i w pewnym momencie myślałem, że nie dam rady ukończyć tego biegu tym bardziej, że momentami bardzo mocno wiało.
Czekając na poważny kryzys mijałem kolejne kilometry i tak na trzydziestym piątym kilometrze, mimo że cały czas biegło mi się źle policzyłem, że jest szansa złamać trójkę a na dwa kilometry przed metą biegłem już prawie po cztery minuty na km.
Tadeusz Maj jest Ambasadorem Festiwalu Biegowego.