Maraton w Wiecznym Mieście ? relacja laureata konkursu
Opublikowane w ndz., 14/04/2013 - 15:06
Kiedy dowiedziałem się, że w konkursie "Festiwal Biegowy dookoła Europy" wygrałem wyjazd na maraton do Rzymu, podskoczyłem z radości. Nie planowałem biec maratonu na wiosnę, postanowiłem więc, że bieg ten potraktuję całkowicie turystycznie. Wolne tempo, bez patrzenia na zegarek, żadnego ścigania.
Idąc w kierunku stacji metra, w niedzielny poranek 17 marca widziałem, że w tym dniu Maratona di Roma będzie najważniejszym wydarzeniem w mieście. Im bliżej Koloseum, skąd startował maraton, tym tłum biegaczy rósł w oczach. Tuż po starcie maratonu o 9.30, w tym samym miejscu odbywał się 5 kilometrowy bieg RomaFun - La Stracittadina, w którym wzięło udział 80 tysięcy uczestników! Maraton zgromadził ponad 14 tysięcy uczestników, którzy przybyli aż z 82 krajów. Możecie więc sobie wyobrazić ilu biegaczy i biegaczek zgromadziło się tego dnia w centrum Rzymu. Prawdziwe święto sportu.
Do mojej (zielonej) strefy startowej przybyłem dość późno, i stanąłem w jej dalszej części. Przez pierwsze kilka kilometrów od startu nie było mowy o jakimkolwiek wyprzedzaniu, takie było zagęszczenie biegaczy. Zgodnie z planem, nie przejmowałem się czasem, płynąc spokojnie z nurtem biegnącej rzeki. Delektowałem się wspaniałymi widokami wiecznego miasta i ludzi dookoła mnie. A było na co popatrzeć! Jak podaje organizator, trasa maratonu zawierała ponad 500 pomników i innych zabytków, stanowisk archeologicznych i wspaniałych widoków. Tak było w istocie. Koloseum, Piazza Navona, Fontanna di Trevi, Schody Hiszpańskie, Piazza Venezia, Teatr Marcellusa, Circus Maximus. Można by tak jeszcze długo wymieniać.
W związku z wyborem papieża, trasa maratonu została nieznaczenie zmodyfikowana i omijała Plac św. Piotra. Na trasie sporo kibiców dopingowało biegnących. Zwiedzając Rzym, dotarłem do półmetka maratonu. Na trasie rozluźniło się już, więc stwierdziłem, że warto przyspieszyć trochę. Patrząc na zegarek pomyślałem, że fajnie by było ukończyć bieg z wynikiem 3:33:33. I prawie się udało. Niestety coś źle obliczyłem, i czas ten ukazał się przede mną na wielkim zegarze, kiedy byłem na długiej, prostej Via dei Fori Imperiali, kilkaset metrów przed metą. Cóż, nie dało się już nic zrobić i ostatecznie na metę wbiegłem z czasem brutto 3:34:20 (czas rzeczywisty: 3:33:07). Na mojej szyi zawisł medal, który będzie piękną pamiątką tego wspaniałego maratonu. Warto przy okazji dodać kilka słów o samym medalu. Otóż organizatorzy Maratonu Rzymskiego corocznie ogłaszają konkurs na jego projekt. Specjalna komisja wybiera potem najlepszy. Jest on więc sam w sobie niepowtarzalnym dziełem sztuki.
Maciej Roszak