Piotr Pobłocki i jego rekordy Polski Masters. Już myśli o kolejnych. "To mi daje przewagę"
Opublikowane w wt., 20/10/2015 - 08:00
Piotr Pobłocki to były Mistrz Polski w maratonie (2:16:13 - 1999 r.), który po zakończeniu profesjonalnej kariery nie spoczął na laurach. W tym roku ustanowił aż trzy rekordy Polski na trzech różnych dystansach w kategorii wiekowej M50.
Przenieśmy się w czasie o 10 miesięcy. Czy jednym z postanowień pana noworocznych było pobić trzy rekordy w swojej kategorii wiekowej?
Piotr Pobłocki: Aż tak to nie (śmiech). To było spontaniczne. W drugiej części sezonu zacząłem analizować tabelki i pomyślałem dlaczego nie poprawić tych wyników. Trochę mnie też dopingowały moje dziewczyny (Kamila i Katarzyna – red.).
Wyjaśnijmy, że jest pan rekordzistą Polski w kategorii M50 na 5 km (15:52 – Bieg św. Jakuba) i 10 km (32:05 – Bieg Kociewski). Formalnością pozostaje ratyfikowanie wyniku z Samsung Półmaratonu w Szamotułach ( 1:10.48). Który z biegów był najtrudniejszy?
Półmaraton. To jest już poważny dystans. Myślę, że z tych wyników które ustanowiłem ten może trochę przetrwać (do tej pory rekord należał do Marka Dzięgielewskiego 1:13:00 – red). Trochę jestem zdziwiony, że tak szybko pobiegłem. Nawet miałem rezerwę! Ostatnie trzy kilometry przebiegłem w najszybszym tempie.
A myślał pan o rekordzie w maratonie? Oczywiście cały czas mówimy o kategorii M50? Do pobicia jest 2:27.17 ustanowione przez Ryszarda Marczaka w Bostonie.
Zawodowo biegałem maratony przez 15 lat. Na wysokim poziomie pokonałem ponad 60 takich biegów. Dzięki temu nauczyłem się, że nie można tego dystansu lekceważyć. Trzeba być dobrze przygotowanym. Ja z racji różnych obowiązków nie mam czasu, by przygotować się mięśniowo do maratonu. Trochę czuję strachu, bo znam ból gdy kończy się maraton nieprzygotowanym. W niedzielę rozmawiałem z żoną i córką o tym rekordzie...
I jak zareagowały?
Nie są zachwycone pomysłem, bo widziały jak kiedyś biegłem w Krynicy nieprzygotowany Koral Maraton, po tych górkach. To kosztowało mnie dużo zdrowia. Jednak patrząc na wynik z półmaratonu myślę, że rekord Polski w maratonie jest w moim zasięgu. Chodzi mi to po głowie. Jeśli zimę dobrze przepracuję, to może spróbuję na wiosnę go zaatakować. W sezonie mam inne obowiązki, bo jeżdżę z córkami na zawody. Jeśli miałbym spróbować, to w którejś z kwietniowych imprez.
Jest jeszcze coś do pobicia?
Jeśli wierzyć tabelom, to do wzięcia jest rekord świata na 5 km w kategorii M50. W tej chwili wynosi on 15:29. Ja pobiegłem teraz 15:52 chociaż nie byłem w najlepszej dyspozycji. Uważam więc, że ten rezultat jest w moim zasięgu. Rekord świata w półmaratonie wynosi 1:06.42 i jest … szokujący! O nim muszę zapomnieć (śmiech)
A myśli pan o tym, żeby zdobywać rekordy w przyszłości w kolejnych kategoriach? Wspominany rekordzista świata w półmaratonie Martin Rees w kategorii M50, ma też drugi wynik na świecie w kategorii M55 oraz rekord świata w kategorii M60.
Wszystko będzie zależało od zdrowia. Miałem kilka przerw, w tym po ugryzieniu przez kleszcza. Rok temu miałem problemy z kręgosłupem. Chodzą mi po głowie pewne występy, także na hali, jednak wiem, że w pewnym wieku już nie można tak planować. Wiek swoje robi. Jeśli będę się dobrze czuł i będą okazje to pewnie będę próbował.
Przygotowywał się pan specjalnie do swoich startów?
Ogromna część treningów w przeszłości i zebranych doświadczeń powoduje, że wciąż jestem dobry. Czasami ludzie wskakują na wysoki poziom a później... „bum”, są na dole. Dla mnie to niezrozumiałe, bo organizm pamięta ten wysiłek. Jak się trenowało dziesięć lat, żeby wskoczyć na wysoki poziom, a następnie szlifowało formę kolejne lata, to nie można tego stracić. Obciążenia były niesamowicie duże. Wiele człowiek sobie odmiał i oszczędzał organizm. Przecież ja kiedyś szybciej biegałem na treningach niż teraz biegam na zawodach.
Nie było też wtedy tylu biegów ulicznych. Teraz zawodnicy startują bardzo dużo. Ja co prawda startowałem cztery maratony w sezonie, ale koncentrowałem się tylko na tym. Od zeszłego roku robię więcej sprawności i gimnastyki. Po problemach z kręgosłupem zrozumiałem, że trochę to zaniedbałem. To mi daje dodatkową przewagę, oprócz oczywiście przebiegniętych kilometrów. Dzięki temu jestem w takiej dyspozycji.
Planuje pan jeszcze jakieś starty w tym roku? Czy już czas odpocząć?
Ja starty wybieram spontanicznie. Biegam tam gdzie moje dziewczyny. Prawdopodobnie jeszcze przyzwoity wynik osiągnąć będę chciał w Gdyni (Bieg Niepodległości – red). W tym roku już sporo zrobiłem. A z półmaratonu w Szamotułach jestem naprawdę dumny!
A my zafascynowani! Dziękuje za rozmowę.
Rozmawiał Robert Zakrzewski