Moja przygoda z Festiwalem Biegowym
Dzisiaj chciałbym wam opowiedzieć o mojej przygodzie z Festiwalem Biegowym. W tym roku po raz pierwszy uczestniczyłem w Biegu Deptaka. A było to tak…
Wstałem dość wcześnie, bo ten dzień był dla mnie bardzo ważny - miałem wziąć udział w pierwszym poważnym wyścigu. Niezwykle się tym przejmowałem i miałem mnóstwo obaw dotyczących tego wydarzenia. Czułem podekscytowanie pomieszane ze strachem. A co jeśli nie dam rady? Co jeśli przybiegnę jako ostatni? Powiedziałem o swoich obawach mojej starszej siostrze, która nieraz brała udział w biegach i często wracała do domu z nagrodami lub wyróżnieniami. „Bracie, nie martw się na zapas, takie zawody to czysta przyjemność i nie ma w tym nic strasznego, będzie to bardzo fajna przygoda, którą na zawsze zapamiętasz.”- powiedziała mi. Chciałem wziąć sobie do serca jej słowa, ale tak do końca jej nie wierzyłem. Postanowiłem jednak skoncentrować się na zjedzeniu pożywnego śniadania, które miało mi zapewnić potrzebną energię i starczyć na większość dnia. Później ubrałem się w strój do biegania i niedługo potem pojechaliśmy do Krynicy. Droga nie zajęła nam dużo czasu, więc już po godzinie byliśmy na miejscu. Kiedy zobaczyłem te tłumy uczestników - moje wcześniejsze obawy powróciły. Siostra musiała to zauważyć, bo zaczęła mi powtarzać to samo co mówiła rano. Nie za bardzo jej słuchałem, bo w tej masie ludzi próbowałem dostrzec mojego przyjaciela. Znaliśmy się od dawna i to on powiedział mi o dzisiejszym wydarzeniu. Po niespełna dziesięciu minutach poszukiwań zauważyłem jego mamę, która szła w naszą stronę. Za nią dzielnie kroczył mój kolega. Wesoło się ze sobą przywitaliśmy i nie zwlekając długo poszliśmy po nasze numery startowe. Po ich otrzymaniu ruszyliśmy za strzałkami do strefy oczekiwania, gdzie instruktorzy przeprowadzali dokładne rozgrzewki. Jak się okazało biegliśmy z Olkiem w innych grupach. Zostałem przydzielony do kategorii wiekowej 9-10, czyli owieczek, a mój przyjaciel do 7-8 latków. Było mi z tego powodu trochę smutno. Jeszcze bardziej zacząłem się denerwować, gdy zobaczyłem, że chłopcy, z którymi pobiegnę przewyższają mnie wzrostem, są bardziej wysportowani i wnioskując z ich rozmów, to nie jest ich pierwszy bieg. Teraz to już całkiem obleciał mnie strach. Postanowiłem jednak odrzucić ponure myśli i skoncentrować się na ćwiczeniach. Po rozgrzewce pozostało nam już tylko czekać na naszą kolej. Co jakiś czas przychodził któryś z opiekunów, aby odprowadzić konkretną grupę na start. W końcu przyszedł czas na mojego przyjaciela, więc życzyłem mu powodzenia, a sam kontynuowałem czekanie. Wreszcie przybył opiekun, który miał nas zaprowadzić na start. Moje wątpliwości powróciły. „Teraz już nie możesz się wycofać. Dalej, dasz radę.”- mówiłem sobie w duchu i rzeczywiście poskutkowało. Jeszcze ostatnie słowa dopingu od rodziny i ruszyłem za nim. Wydawało mi się, że minęły wieki zanim dało się słyszeć, dźwięk informujący o rozpoczęciu biegu. I zaczęło się…wszyscy wybiegli co sił w nogach. Skoncentrowałem się tylko na biegu - utrzymaniu rytmu i odpowiedniego oddechu. Było to cudowne uczucie biec tak prosto przed siebie. Poczułem się wolny i zauważyłem, że zaczynam wyprzedzać coraz więcej chłopaków. Skupiłem się na tym celu i zwiększyłem tempo, choć doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że do ścisłej czołówki nie dobiegnę. Pierwsze trzysta metrów poszło gładko, ale potem przyszło zmęczenie i zaczęło brakować mi sił, jednak zaparłem się i dalej żwawo biegłem. Już niedaleko, niedługo tak sobie powtarzałem. Nie oglądałem się za innymi, bo wiedziałem, że wtedy straciłbym koncentracje. Przed ostatnim zakrętem myślałem, że już nie dam rady i wtedy zobaczyłem moją rodzinę, która głośno krzyczała moje imię i tym dodawała mi sił. Wtedy spojrzałem przed siebie i w oddali zobaczyłem cel swojego wysiłku. Wielki baner z napisem meta. Zmobilizowałem się i już przed samym końcem zdołałem wyprzedzić jeszcze trzy osoby. Ostatecznie na mecie byłem trzydziesty na sześćdziesiąt osób biorących udział, ale to nie miało dla mnie znaczenia, że nie wygrałem. Najważniejsze, że wytrwałem i dobiegłem do końca. Po biegu każdy uczestnik dostał pamiątkowy medal. Po ich wręczeniu razem z kolegą zrobiliśmy sobie mnóstwo zdjęć, aby zawsze pamiętać nasz pierwszy bieg.
Następnego dnia wziąłem do szkoły moje trofeum, które stało się małą atrakcją dnia, a ja czułem dumę opowiadając o mojej przygodzie z Festiwalem Biegowym i wtedy uświadomiłem sobie, że siostra miała rację. Bowiem nic nie jest nie możliwe, a chcieć to móc. Tak spodobały mi się biegi, że już zapisałem się na przyszły rok i nawet udało mi się przekonać mojego tatę, by też wziął udział.