Śmieszka
Dzień był cudowny. Świeciło słońce, ale nie było gorąco. Wiał lekki i ożywczy wiaterek, niosąc ze sobą cudowne zapachy kończącego się lata. Stałam w grupie swoich koleżanek i kolegów przyglądając się tłumom, które się tutaj w Krynicy zjawiły, aby wziąć udział w Festiwalu Biegowym. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, kiedy otrzymałam numer startowy 3103. Aż tylu uczestników! Mieszkam w niewielkiej miejscowości, więc ta liczba zrobiła na mnie piorunujące wrażenie.
Rozglądałam się wokoło szukając wzrokiem jakichś znajomych twarzy z innych sąsiednich szkół. W pewnym momencie moją uwagę zwróciła grupka stojących nieopodal dziewczyn. Zaczęłam je obserwować. Plotkowały o czymś, pokazywały coś w telefonie i śmiały się bardzo głośno. Szczególnie jedna z nich się wyróżniała. Była wysoka, miała piękne, długie, jasne włosy i śmiała się najgłośniej i chyba to ona rozbawiała całe towarzystwo.
Po chwili jednak musiałam opuścić swoje miejsce obserwacji, bo razem z opiekunem udaliśmy się na miejsce startu. Tam znowu ją zobaczyłam. Stała cała w uśmiechach. A ja? A ja zaczęłam się denerwować. Bardzo chciałam zająć dobre miejsce, bo bieganie to moja pasja. Robię to codziennie. Moja rodzina czasami pokpiwa ze mnie mówiąc, że nawet we śnie przebieram nogami.
Stałam więc napięta do ostatnich granic czekając na sygnał startu. Stałam i czułam, że coś się dziś wydarzy. Już wychodząc z autokaru przeżyłam małą przygodę. Potknęłam się i upadłam. Na szczęście kolana były całe.
W końcu rozległ się huk wystrzału. Wystartowaliśmy. Już po chwili uformowała się czołówka. Próbowałam do niej dołączyć i wtedy zobaczyłam ją, dziewczynę-śmieszkę. Biegła na przedzie narzucając grupie dość duże tempo. Patrzyłam na nią z podziwem. Wcale nie wyglądała na zmęczoną, a mnie powoli zaczynało brakować oddechu. Jednak biegłam, wkładając w każdy krok wszystkie siły. Nie po to przyjechałam, żeby w połowie biegu wymięknąć! Wiedziałam, że muszę ukończyć bieg. To był mój cel - dotrzeć do mety. Moje rozmyślania przerwała - no właśnie, owa dziewczyna-śmieszka. Zobaczyłam, że zwalnia, że zostaje w tyle, jakby w momencie zabrakło jej sił. Już po chwili była niedaleko mnie. Chciałam ją ominąć, a wtedy poczułam, że tracę równowagę i spadam. I rzeczywiście upadłam - już drugi raz dzisiaj. Ale tym razem, to była sprawka tej dziewczyny.
Teraz obie leżałyśmy jak długie. W momencie jednak oprzytomniałam. Trzeba dziewczynę ratować! – pomyślałam, rozglądając się za kimś, kto mógłby nam pomóc. Na szczęście dostrzeżono nasze zderzenie i po chwili zjawiła się przy nas pomoc medyczna. Śmieszka odzyskała już przytomność, ale nadal wyglądała, jakby nie rozumiała, co się stało. Zabrano nas obie do punktu medycznego. Opatrzono moje obolałe kolana i zajęto się Żanetą - bo tak miała na imię dziewczyna śmieszka, z którą nie rozstałam się już do końca zawodów. Nie przejmowałyśmy się nieukończonym biegiem. My zdobyłyśmy podczas Festiwalu Biegowego co innego. Zostałyśmy koleżankami. Zabawne… dziewczyna, która wydawała się na początku… no cóż, gdyby na świecie nie było takich niespodzianek, życie byłoby nudne. A za rok… za rok znów staniemy na linii startu. Tym razem obok siebie.
Napisała Klaudia Kucharska