Na miejsca, gotowi?
Pewnego dnia mój nauczyciel wychowania fizycznego ogłosił, że niedługo w Krynicy odbędzie się Festiwal Biegowy i zachęcał nas do udziału.
Długo zastanawiałam się, czy pojechać, czy w ogóle wziąć w tym udział, przecież i tak nie wygram, bo nie cierpię biegać. A jeśli będę ostatnia? O nie, dodatkowy stres. Rodzice namawiali mnie, bym spróbowała. Ale uparłam się, że nie pojadę. Z takim nastawieniem poszłam na kolejną lekcję WF-u. Pan po kolei nas pytał, kto jedzie, gdy nadeszła moja kolej - nagle powiedziałam „tak”. Sama się sobie dziwiłam, ale tuż przed udzieleniem odpowiedzi pomyślałam, że szóstka z WF-u bardzo mi się przyda, a poza tym ominie mnie kilka lekcji.
A co tam, „raz kozie śmierć”. Namówiłam jeszcze moją przyjaciółkę i postanowiłyśmy razem wybrać się na te biegi.
Gdy nadszedł dzień wyjazdu do Krynicy bardzo się denerwowałam i kombinowałam jakby się z tego wyplątać - łącznie z wymyśleniem, że boli mnie ząb. Niestety moja mama nie dała się nabrać na moje wymówki i najnormalniej w świecie ściągnęła mnie z łóżka. Półprzytomna zaczęłam się przygotowywać do wyjazdu.
Po przyjeździe autokarem do Krynicy pan rozdał nam pakiety dla biegaczy. Pomyślałam - chociaż tyle. Ale już po otwarciu okazało się, że jest tam kilka ciekawych rzeczy. Płatki śniadaniowe - moje ulubione! Cukierki, koszulki z logo biegów. Wszyscy założyliśmy sobie te koszulki. Wyglądaliśmy odjazdowo.
Gdy dotarliśmy na plac, gdzie miały się odbyć biegi po prostu nie mogłam uwierzyć własnym oczom! Było przepięknie, kolorowo, wesoło, a dokoła same uśmiechnięte twarze. No i darmowe lody sponsorowane przez firmę Koral. Znowu moje ulubione. Nawet nie liczyłam ile ich spałaszowałam. Dodatkowo mnóstwo innych atrakcji: malowanie twarzy, oglądanie zabytków polskich w 3D. Dla każdego coś ciekawego. Była też maskotka biegów: Tauronek, z którym zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia. Trochę tylko zazdrościłam koleżance, że właśnie ją wziął na ręce.
Zaczęły się biegi w różnych kategoriach. Tłumy kibicowały biegaczom. A biegali naprawdę wszyscy: od maluchów, dorosłych, po starszych ludzi. Niesamowite.
Przyszła też kolej na nas. Ponaklejali nam na koszulki naklejki z naszymi danymi i nazwą grupy. Moja grupa nazywała się „Potwory”. Nawet pasowało, bo potwornie się denerwowałam. Po wspólnej rozgrzewce koło fontanny - byliśmy gotowi do biegów.
Usłyszałam „ Na miejsca… gotowi…” Komendy „start” nie usłyszałam, tylko poczułam jak wszystkie dziewczyny biegną i pociągnęły mnie za sobą. Pomyślałam „po mnie”, ale o dziwo nie było tak źle. Poczułam dziwną energię. Nie wiem, czy to te lody, czy adrenalina. Pewnie i jedno, i drugie. Biegłam ile sił w nogach. Gdy przebiegłam linię mety poczułam się fantastycznie. Mogłabym chyba przebiec ten sam dystans jeszcze raz i to od razu. I choć byłam dopiero w drugiej dziesiątce, to i tak rozpierała mnie duma, że pokonałam swój strach przed długim dystansem. Dostałam piękny medal i mnóstwo słodyczy.
Na zakończenie poszłyśmy sobie z koleżanką pomalować twarze. Niestety, trzeba było wracać. Dotarłam do domu. Wszyscy podziwiali mój medal. Rodzice byli ze mnie bardzo dumni. Mój brat od razu krzyknął: „ ja też chce taki medal”! Postanowiliśmy wspólnie, że w następnym roku wystartujemy całą rodziną. Już nie możemy się doczekać.
Biegi w Krynicy były dla mnie fantastycznym przeżyciem. Nie trzeba mnie będzie przekonywać do startu za rok. Myślę, że będzie to już coroczna tradycja w naszym domu. Pomyślałam nawet, że przed kolejnym biegiem zrobimy w naszej szkole wielką kampanię zachęcającą do udziału w niej innych uczniów.
A może kiedyś sama zostanę współorganizatorką takich biegów?
Monika Lis