Walking Lovers będą w Piwnicznej! Robert Korzeniowski gościem specjalnym Festiwalu Biegowego!
Opublikowane w czw., 28/04/2022 - 22:09
Tak, to prawda! Podczas Festiwalu Biegowego w Piwnicznej-Zdroju, będziemy gościli Roberta Korzeniowskiego! W dodatku nie samego, bo pojawi się z żoną, z którą wspólnie prowadzą Walking Lovers. O to, czym jest ten projekt mieliśmy okazję zapytać podczas krótkiej rozmowy z Mistrzem:
Gdybym miał pana zapowiadać, trwałoby to chyba kilka minut, tyle w sporcie pan już osiągnął: cztery złote medale igrzysk podczas trzech kolejnych olimpiad, dwa rekordy świata, trzy tytuły mistrza świata, dwa mistrza Europy, sukcesy w mediach, działalność w międzynarodowych organizacjach sportowych… Jak najczęściej jest pan określany? Mistrzem olimpijskim, działaczem sportowym, mentorem, człowiekiem biznesu?
- Po prostu Robertem Korzeniowskim, jedynym polskim, czterokrotnym mistrzem olimpijskim. Cała reszta to treść „cefałki”, jeśli ktoś już się uporze, by ją rozbudowywać. Najszybciej można więc mnie przedstawić jako mistrza olimpijskiego. A tak już nieco anegdotycznie, to nie bardzo lubię, gdy mówi się o mnie i innych mistrzach olimpijskich jako o „olimpijczykach”.
Spłyca istotę olimpijskich osiągnięć?
- Brzmi, jakby o kimś, kto biega piątkę na Maratonie Warszawskim mówić „maratończyk”.
A z tych wszystkich życiowych ról pan kim czuje się najbardziej?
- Najbardziej czuję się człowiekiem sportu, człowiekiem drogi. Dlaczego nie sportowcem? Bo na wszystko jest czas - na to, by marzyć o zostaniu sportowcem, jest czas na bycie sportowcem i jest też na pozostanie w świecie sportu. Człowiek sportu to więc określenie, które chyba najlepiej oddaje mnie samego. Mając 54 lata na karku, w nogach, czy też w głowie czuję, że jest to mój atut, że wiem więcej niż choćby dwadzieścia lat temu, że mam życiowe doświadczenie, a przez to jeszcze większe chyba ambicje.
Cały czas uprawia pan sport, ale też aktywnie wydarzenia sportowe tworzy...
- Oczywiście, sport już nie wyczynowy, bo nie muszę trenować dwa razy dziennie i jeździć na zgrupowania by czuć się z tym dobrze. Nie przeciążam się, czerpię radość z ruchu. Mówią, że kiedy osiąga się szczyt, widać z niego więcej, widać dalej. Dlatego staram się odkrywać te nowe horyzonty, a to, że będą się pojawiały kolejne, jest pewne jak dwa razy dwa.
Najnowszy pana projekt to chyba Walking Lovers?
- To takie nasze misyjne nieco przedsięwzięcie na resztę życia, bo po tym, co osiągnąłem jako chodziarz, czas rozkochać ludzi w tym pięknym sporcie. Czas na odkrycie w nim tego, co fajne i dobre dla każdego człowieka, co sprawia, że w tej aktywności możemy spotykać się z ludźmi pod każdą szerokością geograficzną i w każdym wieku – najstarszy mój podopieczny miał sto jeden lat i był w świetnej formie.
Walking Lovers prowadzę z żoną i pewnie dlatego tak go pół żartem nazwaliśmy; ale tu naprawdę możemy się zbliżyć i dawać dobro, działając w parze. Bo chód jest dla każdego; zbliża ludzi, tu każda para może wypracować wspólne tempo. Ci, z którymi współpracuję, robią osobno najróżniejsze rzeczy - grają w tenisa, jeżdżą na rowerze, ale chodzenie razem zawsze im pasuje.
Walking Lovers to, rzecz jasna, nie tylko kameralne klimaty. Zanim wybuchła pandemia udało się nam zorganizować kilka większych imprez, a teraz, gdy wraca normalność, wybieramy się właśnie do Cancun w Meksyku, mamy plany działań w Kapsztadzie, gdzie grono walkingowe jest ambitne i w Miami.
W Stanach chodzi się już powszechnie, 120 milionów Amerykanów wybrało tę aktywność, równie tam popularną jak masowe bieganie. Stąd właśnie Walking Lovers - zdrowe, dostępne, zgodne z zasadami aktywnego życia. Więcej ludzi chodzi niż biega, a ja tę większość chcę prowadzić do zdrowia i satysfakcji z życia.
Korzeniowski Cup to również walking…
- Tak, Tak, chociaż w przypadku tych stadionowych mityngów, obok chodu sportowego stawiamy na szerokie spektrum konkurencji lekkoatletycznych od skoków , przez sprinty po rzuty. Korzeniowski Cup postanowiliśmy organizować tam, gdzie widzieliśmy potrzebę zaangażowania lokalnego, gdzie takiej aktywności fizycznej dotąd nie było lub ledwie się tliła.
Stąd imprezy zlokalizowane w warszawskich dzielnicach jak choćby ostatnio Wawer czy Praga Południe, albo w gminach, na przykład Cieszanów skąd sam pochodzę bądź podwarszawskim Izabelinie, gdzie trenują nasze klubowe dzieci. Współpraca z samorządami dobrze się układa i naprawdę świetnie służy lokalnym społecznościom.
W tym roku, na obiektach licencjonowanych przez PZLA wróciliśmy do organizowania wydarzeń, na które możemy zapraszać zawodników z całej Polski. Kolejnym takim właśnie wydarzeniem na bardzo dobrym obiekcie będzie Korzeniowski Cup w Karpaczu pod koniec wakacji, gdy młodzi zawodnicy zaczynają już przygotowania do najważniejszych startów sezonu jak np. mistrzostwa makroregionu, czy Mistrzostwa Polski U16, ale jeszcze bez stresów wynikających z roku szkolnego.
Chcemy uczyć najmłodszych zawodników rutyny startowej i dawać im szansę poznawania lekkiej atletyki już nawet od 7 roku życia. Stawiamy bardziej na pracę u podstaw - grassroots, czyli najpierw wychowawie w duchu sportu, a potem szlifowanie wyłanianych stopniowo talentów..
Na szczęście, znalazł pan też czas, by pojawić się na tegorocznym Festiwalu Biegowym, który odbędzie się w przepięknej Piwnicznej-Zdroju od 9 do 11 września.
- Wręcz musiałem znaleźć czas, bo mieści się to naszej misji. Na Festiwalach Biegowych bywałem już wcześniej, ale myślę, że dojrzałem, by swą obecność w Piwnicznej potraktować już jako punkt konieczny. A pojawimy się tu - Walking Lovers - z pomysłem na zagospodarowanie pełnego spektrum aktywności sportowej rodziny.
Chcemy wraz żoną dopełnić ofertę biegową o to, co może zaoferować walking - ten zwykły, przyjazny dla każdego sport, nie zaś wyczynowy, olimpijski w tempie 15km/h na średnim tętnie 195. A wrzesień jest właśnie świetnym czasem dla tych, którzy po wakacjach czują się bardziej aktywni, bardziej wysportowani i mówią sobie: no, to ja nie odpuszczam! (t.kowalski@festiwalbiegow.pl) Fot. robertkorzeniowski.pl