Kamila Tyrankiewicz - magazynbieganie.pl, TVP
Opublikowane w wt., 29/07/2014 - 13:29
Jestem dziennikarzem, reporterem telewizyjnym. Od 14 lat pracuję dla TVP1 robiąc reportaże, felietony i transmisje. Zajmuje się głównie szeroko pojęta tematyka społeczną, historyczną oraz tzw. interwencyjną. Zdarzało mi się relacjonować wydarzenia z różnych stron Polski i świata, pomagać ofiarom katastrof, a także pokazywać dlaczego po pijanemu lepiej nie zakładać nart. Kilka miesięcy temu zaczęłam pisać reportaże dla Magazynu Bieganie. Zadecydował przypadek, jak to często bywa. Nie miałam doświadczenia ani w pisaniu ani pojęcia o bieganiu ale mając na koncie kilkaset reportaży telewizyjnych i wiedzę o innych dyscyplinach sportowych podjęłam wyzwanie. Chyba się udało skoro po pierwsze: moje reportaże zostały opublikowane, po drugie: wiem, że niektórym się podobają, po trzecie: zostałam nominowana do Nagrody Biegowego Dziennikarza Roku! Ta nominacja bardzo ucieszyła! Tak bardzo, że zaczęłam biegać aby zobaczyć o co chodzi bohaterom moich reportaży. Nie jest łatwo ale planuję w Krynicy przebiec 10 kilometrów. O tym jak to jest biegać kiedy się nie biega napisałam krótki tekst.
Eksperyment
Decyzja
Biegać nigdy nie chciałam. Nawet nie próbowałam. Jeżdżę na rowerze, na nartach, latam szybowcami i ćwiczę różne formy fitnessu. To mi całkowicie do szczęścia wystarcza. I nagle zaproszenie na Festiwal Biegowy do Krynicy! Zaproszenie do udziału jako dziennikarz ale z pakietem startowym. Szybka decyzja: trudno, pobiegnę! Ile? 5 kilometrów może dam radę? Konsultuję z siostrą, która biega. 5 km? – pyta – ale to jest trudny bieg pod górę! Biegnij 10! 10 kilometrów??? To tyle ile ode mnie z domu do Konstancina! W życiu nie dobiegnę do Konstancina w 90 minut! Ula uspokaja mnie – Nie biegniesz do Konstancina tylko z Krynicy do Muszyny. W ten sposób nie biegając, co gorsze nie mając na swoim koncie nawet 1 przebiegniętego kilometra rejestruje się na bieg 10 kilometrowy. Taki eksperyment: czy dam radę? Czy nie zmieniając stylu życia, jeżdżąc na rowerze, rolkach i ćwicząc fitness, dam radę biegać? Życiowa Dycha – nazwa jak dla mnie stworzona.
Falstart
Mam stare buty do fitnessu, park tuż obok domu i motywację. Chyba wszystko co jest potrzebne do biegania. Na początek eksperymentu wybieram dzień w którym nie mam fitnessu. Co prawda ostatnio dość dużo ćwiczyłam, byłam na maratonie step i dance ale uznaję, że dłużej czekać nie można i eksperyment czas zacząć. Koleżanka z fitness klubu obiecała, że mi potowarzyszy. Wieczór wcześniej jestem już w pełnej gotowości bojowej. Przestawiam Endomondo z roweru na bieganie i tu zaskoczenie, coś dziwnie to działa. W mojej głowie pojawia się jakiś obłąkany pomysł aby sprawdzić aplikację. Nie wiem czemu zmieniam plan. Jest 23.00 wieczorem, a ja po 2 godzinach stepu i dance wychodzę niby tylko przetestować Endomondo.
Wychodzę i zaczynam biec. Czuję się dziwnie aby nie powiedzieć idiotycznie. Cieszę się, że nikt mnie nie widzi jak tak bez powodu biegnę wzdłuż mojego parku. Zaczynam się męczyć. Przypominam sobie, że Ula mówiła aby nie za szybko więc zwalniam. Biegnę i biegnę, a raczej truchtam i truchtam i tak sobie myślę, że zrobię jedno okrążenie wokół parku. Nie jest źle, wolno ale do przodu. Odhaczam w głowie kolejne mijane punkty: korty tenisowe, kościół, skate park i jestem na prostej pod mój blok. Wbiegam do parku, szukam wolnej ławki do rozciągania, wszystkie zajęte, przebiegam pół parku. Jest! 2 km w 15 minut. Nawet bardzo się nie zmęczyłam. Dobrze, bo jutro naprawdę zaczynam biegać!
Bolesne początki
Stajemy z koleżanką na starcie naszego pierwszego treningu biegowego. Nie przyznaję się, że trasę już przetestowałam. Ruszamy. Czuję się mniej idiotycznie niż w nocy choć to biały dzień i wokół pełno ludzi. Dominika wyrywa do przodu, a ja zostaję w tyle. Czuję, że jest znacznie gorzej niż w kilka godzin wcześniej. Przebiegam 700 metrów i muszę przejść do marszu, kolejne 500 metrów i znowu marsz. Nogi jakby odmawiają posłuszeństwa. Uczucie podobne do tego jak w wysokich w górach kiedy spada ilość tlenu, a ruchy staja się powolne. Tymczasem to nie wysokie góry ale warszawskie Kabaty. Po pierwszym okrążeniu czyli niecałych 2 km jestem kompletnie wykończona ale namawiam Dominikę na kolejne okrążenie. Przecież miałyśmy trenować! Sprawdzać jak się biega! Nie możemy rezygnować po kilkunastu minutach! My, które bez problemu śmigamy podczas 6 godzinnych maratonów fitnessu.
Ruszamy i czuję, że ból rozrywa mi mięśnie czworogłowe i łydki. Boli każdy ruch. Przechodzę do marszu ale to nie pomaga, dalej boli. Nie mam zadyszki, mam dużo energii i bardzo chcę ale nogi nie chcą. Buntują się w sposób okrutny. Biegnę z zaciśniętymi zębami, ścinam zakręty aby jak najszybciej skończyć. Trochę rozczarowana wracam do domu, po czym wsiadam na rower i aby odreagować jadę na kilkudziesięciokilometrową wycieczkę. Następnego dnia ledwo się ruszam, zwyczajne chodzenie jest torturą a zejście po schodach do metra wyzwaniem. Dwa dni później postanawiam ponowić próbę biegania. Nie wychodzi, mięśnie bolą. Uznaję, że może jestem skonstruowana do roweru, nart, stepu i dance, a z biegania nic chyba nie będzie.
Nowa nadzieja
Szukam informacji dla początkujących biegaczy. Nic z tego o czym piszą portale mnie nie dotyczy. Zawsze byłam aktywna, nie rozpoczynam przygody ze sportem, nie mam zadyszki, nie bolą mnie płuca. Strajkują tylko moje mięśnie. Pamiętając ból i strach przed ewentualną kontuzją ciężko podjąć decyzję o kolejnej próbie biegania. Decyzje za mnie podejmuje przypadek. Przychodzę na zajęcia fitness, które są odwołane, godzinę muszę czekać na następne. Instruktor, świetny biegacz proponuje mi spędzenie czasu na bieżni. Kolejne nowe doświadczenie życiowe. Nieporadnie i z lekkimi obawami wchodzę na tą nudną taśmę. Gdyby nie Radek nigdy nie spróbowałabym swoich sił na jakiejś bieżni.
Zaczynam od marszu. Po jakimś czasie Radek przełącza mi na lekki trucht. Warunki jakby sztuczne, sterylne ale mniej w tym chaosu niż w moich okrążeniach parku. Co ważne wreszcie nie biegnę jakby przypadkiem przed czymś uciekając i mam okazję aby ktoś zobaczył czy ja to dobrze robię, prawidłowo stawiam stopy, nie robię jakiś dziwnych bolesnych błędów. Podobno nie. Ulga. Słucham Radka koncentrując się ze wszystkich sił aby z tego czegoś nie spaść. W końcu nawet opowiadam o moich planach przebiegnięcia 10 km w Krynicy. Do tej pory raczej unikałam przyznawania się do mojego szalonego pomysłu eksperymentowania. Tak sobie truchtam ponad 40 minut aż do czasu kiedy zaczynają się zajęcia stepu. W sumie 5 kilometrów. Pierwsze pięć kilometrów w życiu! W tym tempie truchtania dawno by mi metę w Muszynie zwinęli ale ważne, że przebiegłam! A najważniejsze, że wreszcie nic mnie nie bolało ani w trakcie ani po.
Moje bieganie
Nie sądziłam, że kiedyś będę biegać. Niecały tydzień po bieżni przebiegłam w dużo krótszym czasie ponad 5 km w terenie. Kilka dni później 6 km. Biegam coraz dalej i coraz dłużej. Trenować musze rano aby bieganie nie kolidowało z innymi sportami. Rozciągam mięśnie, roluję je i czasem pozwalam im odpocząć. Z każdym treningiem jest odrobinę lepiej. Nie wiem czy przebiegnę 10 kilometrów w limicie czasu w Krynicy, mam nadzieję, że tak. Wiem za to, że warto eksperymentować. Poza dość specyficzną zabawą z własnym organizmem można się dużo o sobie nauczyć.
Kamila Tyrankiewicz - magazynbieganie.pl, TVP