Moja przygoda z Festiwalem Biegowym
Tegoroczny udział w Festiwalu Biegowym był moim pierwszym, ale jestem pewna – nie ostatnim. W ciągu tych trzech dni pełnych sportowej rywalizacji i pokonywania własnych słabości doświadczyłam niesamowitych emocji.
Na ostatnim Festiwalu Biegowym byłam w charakterze wolontariusza. Czułam się wyróżniona dzięki tej roli - często biegacze widząc mój identyfikator podchodzili, aby zapytać o sprawy organizacyjne. W ciągu tych trzech dni zawodów, spędzałam na krynickim deptaku cały czas, od rana do późnych godzin nocnych. Był to mój wybór, kiedy moi znajomi w większości wyjechali do domów po zakończeniu Forum Ekonomicznego, przy którym też pomagałam. Myślałam, że po dniach spędzonych wśród europejskiej elity rządzącej, nic nie będzie w stanie wywołać u mnie silniejszych wrażeń. Myliłam się… Festiwal Biegowy to bezprecedensowe wydarzenie, najlepsze rekolekcje dla duszy, w jakich miałam okazję uczestniczyć.
Dla nas – wolontariuszy, Festiwal oficjalnie rozpoczął się już w czwartek w nocy wraz ze spotkaniem z organizatorami, kiedy rozdzielono zadania na przyszłe dni. Zgłosiłam się wtedy do pomocy przy organizacji Pasta Party i tak nieświadomie znalazłam się z powrotem pod opieka moich przełożonych z dni Forum, pana Marka Rylewicza i Judyty Zięba, którzy przez cały tydzień urzędowali w Pijalni Głównej. Pracując tam miałam styczność z niesamowitymi ludźmi. Scena dla artystów została ustawiona naprzeciw Pijalni, a garderobę zorganizowaliśmy w jednym z namiotów pozostałych po spotkaniach w czasie Forum.
Miło wspominam dziewczynki z ukraińskiego zespołu Muzyczna Parasolka, które na Pijalni ćwiczyły i rozciągały się, a pomiędzy występami przybiegały, żeby zmienić stroje (na każdej piosence tańczyły inny układ, do którego miały osobny strój). Mała solistka po zejściu do Pijalni płakała po każdej pomyłce, by znowu podnieść się i wyjść na scenę. Ona też walczyła ze swoimi słabościami…
Pewnego dnia po przyjściu do Pijalni kolega, który miał tam ze mną dyżury szepnął: „Tylko ciii! Zerknij, kto tam siedzi.”. Na jednej z ławek, wśród flory i fauny Pijalni siedział Przemysław Babiarz w obstawie kamerzystów i kolegów – dziennikarzy. Możliwość zobaczenia „na żywo” znanych z telewizji osób wciąż była dla nas wielką atrakcją.
Wracając do samych biegów, piątek rozpoczął się pojedynczymi konkursami na kilometr. W przerwie wzięłam udział w jednym z nich – Biegu Przebierańców. W Krynicy od wielu lat pielęgnowana jest tradycja, że w weekendy miejscowa młodzież spaceruje po deptaku w epokowych strojach i wita gości, podając się za kuracjuszy sprzed stu lat. Dzięki mojej opiekunce mogłam wypożyczyć jeden z takich strojów i jako szlachcianka w długiej sukni pobiegłam obok Żółwia Ninja z połową arbuza na plecach, Obelixa w wielkich butach i małej pszczółki. Co prawda nie zajęłam miejsca w czołówce (wmawiam sobie, że szlachciance nie przystoi zbyt się spieszyć), a zmęczenie było ogromne, chociaż to tylko kilometr (a dokładniej 999metrów), ale do dziś mam satysfakcję, że odważyłam się spróbować, a pamiątkowy medal leży na honorowym miejscu w moim pokoju. I pomyśleć, że niektórzy odważyli się pobiec nawet na 100km…
Opinie o nich były różne. Jedni mówili, że to niemądre, inni, że zawodnikom musi się bardzo nudzić albo nie mają celu w życiu, a ja patrzyłam na tych ludzi zafascynowana. Myślę, że oni w ten sposób realizują swoje cele. O 3. w nocy nie spalam, żeby z okna Starego Domu Zdrojowego śledzić ich start. Ogromna grupa (ponad 900 osób!) niesamowicie ambitnych ludzi, którzy pomimo niedogodności, zimna i zmęczenia pobiegli na 33, 66 i 100km. Nie wszyscy ukończyli bieg. Niektórzy dobiegali tak zmęczeni, że po zatrzymaniu się nie mogli złapać tchu, inni w trakcie łapali kontuzje. Jak wielkim człowiekiem trzeba być, żeby nie bać się stawić czoła swoim słabościom?
Wieczorem spotkałam prawie wszystkich ultramaratończyków na Pasta Party, gdzie rozdawałam wodę. Uprzejmi, radośni, szczęśliwi – tak mogę ich opisać. Rozmawiałam z nimi podniecona, jakby byli telewizyjnymi gwiazdami – dla mnie i innych wolontariuszy, z którymi pracowałam, ci biegacze byli największymi bohaterami. Obdarte kolana, ubłocone stroje i te sylwetki, silne i piękne bardzo mocno na mnie wpłynęły. Moja kondycja była bardzo słaba, waga, przy średnim wzroście o wiele za wysoka, mój wskaźnik BMI wskazywał lekką nadwagę, a mimo to nic nie było w stanie zachęcić mnie do pracy nad sobą.
Od powrotu z Festiwalu zaczęłam ćwiczyć i robię to codziennie. Biegam szybciej, niż kiedyś, straciłam już 4 kilogramy i dalej walczę ze swoimi słabościami. Kiedyś chcę wystartować w ultramaratonie. Zdaję sobie sprawę, że będzie to bardzo trudne i mogę go nie ukończyć, zapewne wybiorę też najkrótszą trasę, ale chcę, żeby i mnie podziwiano za odwagę tak, jak ja podziwiam tegorocznych biegaczy.
Kiedy Pasta Party dobiegało końca, prawie wszyscy biegacze się rozeszli, a ja i wolontariusze, którzy pracowali tego wieczoru ze mną, dostaliśmy niesamowicie pyszne porcje makaronu z sosem. Usiadłam na chwilę, żeby dać odpocząć zmęczonym stopom i właśnie wtedy miałam okazję rozmawiać z człowiekiem, który jest moim autorytetem – organizatorem całej imprezy, panem Zygmuntem Berdychowskim (jaki zbieg okoliczności – dziś pisząc tę pracę słuchałam w radiu rozmowy z nim). Pan Berdychowski zapytał mnie o wrażenia, zmęczenie… Parozdaniowa rozmowa była zbyt krótka, żeby opowiedzieć o wszystkim, co zrobiło na mnie wrażenie podczas pobytu w Krynicy.
Pozostaje dla mnie niezwykłym, jak jeden człowiek mając pomysł może zorganizować tak niesamowity tydzień, na który do zwykłego miasteczka w środku Europy przyjeżdżają masy ludzi tylko po to, żeby spędzić czas dyskutując o aktualnych problemach świata (przecież podczas Forum nie podejmuje się nawet żadnych decyzji! To okazja do poznania się i wyrażenia własnego zdania), a kilka dni później – aby rywalizować w górskich biegach. Co ciekawsze – organizator sam biega i osiąga sukcesy. Sama miałam okazję zobaczyć, jak podczas Festiwalu przybiegł na metę.
To nie koniec atrakcji, jakie spotkały nas w sobotni wieczór. W późniejszych godzinach odbył się koncert zespołu Baciary – garderoba była oczywiście w Pijalni i miałam okazję z nimi porozmawiać! Koncert wyszedł naprawdę wspaniale, zespół dał z siebie wszystko, a my – wolontariusze, tańczyliśmy pod sceną, zarażając optymizmem całe rodziny, które przyszły na deptak, żeby się pobawić.
W niedzielę na Festiwal przyjechała grupa uczniów mojej szkoły z nauczycielami. Przez całe popołudnie byłam dla nich jak guru, wiedziałam, gdzie powinni się zgłosić przed startem, gdzie szukać toalet, a gdzie kupić coś do jedzenia. Byłam dla nich w centrum uwagi! Przyznam, że bardzo mi się to podobało. Wieczorem wróciłam z nimi do domu – zarezerwowali mi miejsce w autokarze. Przez całą drogę zmieniały się osoby siedzące obok mnie, żeby słuchać opowieści o Forum i Festiwalu Biegowym.
Po powrocie z Krynicy zgłosiłam się jako wolontariusz do organizacji biegów górskich Limanowa Forrest, które odbywały się w mojej miejscowości pod koniec września. Na imprezę zamiast koszulki organizatorów założyłam granatowa koszulkę Festiwalu Biegowego. Oprócz mnie takie koszulki nosiło wielu biegaczy, którzy startowali w konkursie, dzięki czemu łatwiej było nawiązać temat do rozmowy. Mimo wszystko, była to tylko namiastka tego, co można co roku zobaczyć w Krynicy.
Festiwal Biegowy był dla mnie niezapomnianą przygodą, która we wspomnieniach zostanie na długo. Wiem, że na pewno tam wrócę, być może tym razem, jako wytrawny zawodnik, a może jako jeden
z organizatorów… Bardzo chciałabym kiedyś dołączyć do stałego zespołu, który co roku zajmuje się przygotowaniem imprezy. Na razie jednak walczę ze sobą, ćwiczę i przygotowuję się do startu… Do zobaczenia za rok!