Przygoda podczas Festiwalu Biegowego

Przygoda podczas Festiwalu Biegowego


          Pewnego słonecznego dnia wraz z uczniami wszystkich klas gimnazjum z mojej szkoły pojechałam autobusem do Krynicy Zdrój na Festiwal Biegowy. 

          Po niedługiej jeździe autobusem dotarliśmy na miejsce będące celem naszej podroży. Dostaliśmy przedmioty, za pomocą których mieliśmy dopingować maratończyków startujących w zawodach. Organizatorzy zadbali także o regenerację ciała maratończyków, dlatego naszym pierwszym zadaniem było poustawianie kubków z wodą, którą mieliśmy podawać biegaczom. Po wykonaniu tego zadania nastało długie oczekiwanie na pierwszych zawodników. Aby umilić sobie ten czas wraz z koleżankami śpiewałyśmy piosenki i robiłyśmy sobie zdjęcia w "kowbojskich kapeluszach". 

          Nagle w oddali dostrzegłam pierwszego uczestnika maratonu. Wszyscy byliśmy radośni i podekscytowani, gdy do nas dobiegł. Wspaniale było podawać wszystkim wodę, a później także batony energetyzujące. Aby jeszcze bardziej zdopingować biegnących, wraz z przyjaciółkami zaczęłam tańczyć i krzyczeć na cały głos: "Jeszcze trochę, jeszcze trochę…!" , "Dajecie!". Nieco później wymyśliłyśmy piosenkę na cześć długodystansowców. Wśród biegaczy najwięcej zainteresowania wzbudził we mnie mężczyzna przebrany za klauna oraz kobiety mające makijaże niczym postaci z bajek. 

          Po kilku godzinach spędzonych na dopingowaniu maratończyków wsiedliśmy do autobusu, by przenieść się na linię startu biegu, w którym ja sama miałam wziąć udział. Krynickie ulice były zatłoczone, ale humory wszystkim dopisywały. Kiedy dotarliśmy na miejsce otrzymaliśmy koszulki, numery startowe oraz płatki śniadaniowe. 

          Postanowiłam przygotować się do biegu i przebrałam się w strój gimnastyczny i wraz z koleżankami poszłyśmy poszukać ubikacji. Mój poziom szczęścia tego dnia wynosił mniej niż zero, ponieważ zatrzasnęłam się w toi-toi. Nie mogłam się wydostać na zewnątrz, a szarpanie drzwi i krzyczenie na wiele się nie zdało. Moje przyjaciółki poszły poszukać pomocy, a ja bezradnie czekałam na wybawienie. Po chwili przybiegło dwóch mężczyzn, którzy próbowali otworzyć drzwi, lecz niestety bezskutecznie. Dopiero po około pół godziny udało się mnie oswobodzić. Czułam się jak księżniczka, którą wybawiono z zamkniętej wieży. Niestety nie zdążyłam pobiegnąć, ale moi znajomi dobiegli do mety w całkiem niezłym czasie.

          W drodze do autobusu wstąpiliśmy na lody i znów przytrafiło mi się nieszczęście. Ubrudziłam sobie czekoladowym lodem moją ulubioną koszulkę! Byłam wściekła i zrozpaczona, ale w końcu pomyślałam, że to tylko bluzka, tak więc szybko na mojej twarzy zagościł uśmiech. Gdy skończyliśmy delektować się lodami, nadszedł czas powrotu do domu. W autobusie wszyscy jak zwykle się wygłupiali, dzięki czemu miło spędziłam drogę powrotną.

          Pomimo kilku nieprzyjemnych sytuacji, ten wrześniowy dzień był bardzo udany. Podziwiam wszystkich biegaczy, którzy pokonali tak długie dystanse i mam nadzieję, że kiedyś będę miała okazję pobiegnąć w Festiwalu Biegowym.

Paulina Drobnik


Podziel się: