Bieganie zespołowe według Jana Golenia

 

Bieganie zespołowe według Jana Golenia


Opublikowane w pt., 04/01/2013 - 16:23

Gdyby biegacze lubili sporty zespołowe, to by grali w piłkę ? to powiedzenie wydaje mi się bardzo trafione. Doskonale sprawdza się w moim przypadku ? mówi Jan Goleń, ambasador Festiwalu Biegowego.

Od czasów szkolnych nie jestem miłośnikiem piłki nożnej. Może właśnie dlatego, że byłem najsłabszy w klasie ?w gałę?, a to ustawiało hierarchię wśród chłopców. Poza tym futbol to zawsze gra jednej grupy przeciw innej grupie. Sporo w niej agresji, która z zawodników przenosi się na kibiców i którą możemy obserwować ostatnio w patologicznych subkulturach kiboli. To coś zdecydowanie nie dla mnie, w przeciwieństwie do sportu z założenia indywidualnego ? biegania.

Bieganie ujęło mnie kilkoma rzeczami ? prostotą, dostępnością i niezależnością. Trudno wyobrazić sobie sport mniej zależny od różnych czynników. Możemy, przy odrobinie samozaparcia, biegać przez okrągły rok, nie oglądając się na warunki pogodowe. Właściwie niemal każde miejsce nadaje się do biegania, wystarczy przekroczyć próg domu. Nie trzeba z trudem opanowywać złożonych umiejętności i zdobywać skomplikowanego oprzyrządowania, wystarczy zacząć biec. Z początku ograniczeniem może być wydolność, ale z czasem będzie się ona poprawiać i przekładać na coraz dłuższy dystans i coraz większą prędkość biegu. No i nie trzeba organizować grupy ludzi czy specjalnego miejsca, jak w przypadku sportów zespołowych. Nakłady finansowe też są stosunkowo niewielkie. Biegając jesteśmy niezależni od bardzo wielu czynników, tak naprawdę ograniczeniem może być tylko nasze własne ciało. Daje to wielkie poczucie wolności. Endorfiny związane z długotrwałym wysiłkiem wyzwalają zadowolenie i poczucie satysfakcji.

Dla mnie bieganie jest jeszcze czymś ? to sposób na odpoczynek od ludzi. Jeżeli ma się liczną rodzinę i pracę opartą na kontakcie z wieloma klientami ? sprawą nieodzowną staje się oczyszczające odosobnienie od czasu do czasu. Nie znaczy to, że nie lubię ludzi. Ale dla psychicznej równowagi muszę czasem od nich odpocząć, najlepiej na łonie natury ? w lesie czy w górach. Dla mnie doskonałym towarzyszem takich wypraw jest pies, oczywiście z natury milczący i nienarzucający swojej koncepcji.

Dlatego naturalny bunt budzi we mnie koncepcja biegania zespołowego. Niektórzy organizatorzy imprez biegowych odrzucają indywidualny udział w imprezie biegowej, na rzecz startu w zespołach, argumentując to zwykle względami bezpieczeństwa. A ostatnio także tradycją i promocją postawy pomagania sobie na trasie. Oczywiście jest to jakaś racja, ale wypierająca inną wartość ? sprawdzenia swoich własnych możliwości przy jak najmniejszych zewnętrznych ograniczeniach. Dla mnie to jest cel pierwszoplanowy.

Najbardziej znanym długodystansowym wyścigiem zespołowym jest słynny bieszczadzki ultramaraton ? Bieg Rzeźnika. Na szczęście, oczywiście z mojego subiektywnego punktu widzenia, pozostałe pięć polskich górskich ultramaratonów, przewidzianych na 2013 rok, zakłada start indywidualny. A stopień zagrożenia i trudności jest podobny. Zespołowe ściganie się powszechne jest także w imprezach na orientację (GEZnO, rogaining) oraz w multidyscyplinarnych rajdach przygodowych (adventure racing).

Oczywiście nie mam nic przeciwko temu, żeby w czasie zawodów długodystansowych tworzyć spontaniczne grupy, aby nieco uprzyjemnić sobie monotonne pokonywanie trasy. Ale w każdej chwili można zrezygnować z towarzystwa, kiedy tempo współzawodnika różni się od naszego albo kiedy nie mamy już ochoty na dyskusję. Inaczej jest w sytuacji, gdy od początku do końca pokonujemy trasę w towarzystwie jednej osoby. Ciężko dobrać partnerów o dokładnie takich samych możliwościach. Wtedy tempo zespołu to tempo wolniejszego z nich. Trzeba wielokrotnie podejmować trudne decyzje, przy różnicy zdań ktoś musi odpuścić. To rodzi napięcia, wbrew pozorom dość powszechne na zawodach. Zwłaszcza, że partnerzy często po raz pierwszy w życiu widzą się tuż przed startem.

W ostatnim Biegu Rzeźnika na trasie jeden z zawodników zasłabł, a jego partner sprowadził pomoc, a konkretnie helikopter, który z połoniny zabrał poszkodowanego do szpitala. Na imprezie zakończeniowej organizatorzy prezentowali to wydarzenie jako modelowy przykład korzyści, jakie daje start zespołowy. Zgoda, to zadziałało. Ale była w tym samym biegu także druga strona medalu. Kilkadziesiąt zespołów nie ukończyło wyścigu, a konkretnie jeden z członków zespołu nie był w stanie go ukończyć. Jak się jest tym drugim, to chyba trudno być miłośnikiem biegania zespołowego.

Z pewnością słyszeliście o rajdach przygodowych, z angielska nazywanych także AR (adventure racing). To długodystansowe, często wielodniowe zawody, w których uczestnicy poruszają się na różne sposoby: biegiem, marszem, linową wspinaczką, rowerem, kajakiem, pontonem, na nartach, rolkach itp. Tworzą zespoły i to dość liczne, zwykle drużyna rajdu AR składa się z czterech osób, w tym często jednej kobiety i jednej osoby w wieku nieco bardziej zaawansowanym. Każdy członek zespołu ma jakąś specjalizację ? jeden jest mocniejszy fizycznie, inny lepiej nawiguje (bo są to także imprezy na orientację). Kiedy ktoś osłabnie, inni mu pomagają, np. ciągnąc na holu. Odpadnięcie jednej osoby z zespołu eliminuje drużynę z zawodów. Przy czterech osobach ryzyko takiego obrotu sprawy jest spore. Tutaj dopiero jest ciężko doprowadzić grupę do szczęśliwego finału. Na ekstremalny wysiłek nakłada się rodzący dodatkowe komplikacje indywidualizm, który często towarzyszy miłośnikom przygód.

Jakieś 5-10 lat temu rajdy AR przeżywały rozkwit, lecz ostatni czas to regres tej dyscypliny. Nie ma zbyt wielu chętnych na organizowanie rajdów i na uczestniczenie w nich. W przeciwieństwie do dynamicznego rozwoju indywidualnych dyscyplin, m.in. biegania, w tym biegania terenowych ultramaratonów. Według mnie w tym właśnie tkwi przyczyna ? zespołowość jest trudna do ogarnięcia i na dłuższą metę uciążliwa, a indywidualizm daje znacznie większe poczucie satysfakcji i wolności. Za cenę nieco większego ryzyka, którego jednak nie demonizowałbym.

Kolejny przykład na powszechną potrzebę sprawdzenia swoich i tylko swoich możliwości to samotne rejsy dookoła świata, czasami nawet bez zawijania do portów. Indywidualizm to ogromna siła.

Wiem, że moje stanowisko to jeden punkt widzenia. Zwolennicy zespołowości też mają masę argumentów na obronę swojej koncepcji, oczywiście słusznych. Dla mnie jednak zdecydowanie ciekawsze są biegowe zawody ze startem indywidualnym. Takie właśnie będę wybierał.

Polecamy również:


Cofnij
Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce