Everest Run Ambasadora - "najdziwniejszy bieg w życiu"
Opublikowane w pon., 10/02/2020 - 11:05
Relacja Dariusza Kaweckiego, Ambasadora Festiwalu Biegów
9 lutego 2020 - Całe życie z Wariatami!!! Czyli jak to było z najdziwniejszym z dotychczasowych biegów.
12 stycznia - biegnę dla WOŚP.
13 stycznia - Idę do lekarza - strzeliły plecy.
13 stycznia - Adam zagaduje o Marriot Everest Run - pierwszy raz o tym słyszę. Bieganie przez 24 godziny po schodach w hotelu Marriot. Są jeszcze ostatnie miejsca dla 4-osobowych sztafet. Bez sensu - przecież właśnie poszły w diabły wszystkie moje plany urlopowe, przecież nie jestem w stanie siedzieć, leżeć, a zawody... 8 lutego!!! Za 4 tygodnie. Przecież nigdy ani ja, ani nikt z nas nie biegał po schodach. Po 24 sekundach ciężkich rozważań zgadzam się.
14 stycznia - Zaczynam wątpić w moją decyzję. Ledwo się ruszam. Adaś namawia - nie ma obowiązku żeby wszyscy zawodnicy biegli tyle samo, mogę raz wbiec, a potem będę służył jako wsparcie... Ja zwijam się z bólu, a żona... namawia mnie żebym wystartował!!! Czy ja mam jeszcze kogoś normalnego w swoim otoczeniu.
Tego samego dnia jeszcze jesteśmy zapisani.
26 stycznia - Po dwóch tygodniach faszerowania się lekami i zabiegów fizjo ruszam na siłownię. Pierwszy trening na schodach (166 pięter) Daje nieźle w kość. Na szczęście plecy spoko. Zawody za dwa tygodnie - kupa czasu.
Potem jeszcze trzykrotnie udaje się poćwiczyć na schodach na siłowni (210 / 336 / 252 piętra)
4 lutego postanawiam pobiegać i ocieram nogę - świetnie - na cztery dni przed zawodami.
8 lutego - ruszamy wraz z Tereską i Adamem do stolicy. W ostatniej chwili wykrusza nam się czwarty zawodnik, na szczęście udaje się na ostatnią chwilę namówić Martę, która jest na miejscu i biega ultra. Zawody trwają 24h więc to chyba dobry wybór.
Tu spędzimy najbliższe 24h © djk71
Odbieramy pakiety startowe, meldujemy się w hotelu i idziemy coś zjeść.
W biurze zawodów © djk71
Ładny kubek © djk71
Nie ma już czasu na zwiedzanie stolicy, wracamy do pokojów i szybko idziemy spać. Przed nami ciężki dzień.
9 lutego - dzień startu
6:15 - pobudka, śniadanie i wybór tego co ubieramy, co bierzemy ze sobą, a co oddajemy do depozytu.
8:00 - jesteśmy w Marriocie. Spotykamy Martę, wyjaśniamy w biurze zawodów zamianę zawodników, choć wcześniej było to zgłoszone. Tracimy trochę czasu, ale ostatecznie wszystko jest załatwione. Oddajemy rzeczy do depozytu i idę szukać miejsca do rozłożenia się na starcie.
Depozyt jest ładnym miejscu © djk71
Startujemy w piwnicy, czy jak to ładniej nazywają organizatorzy na poziomie -1 :-) Na miejscu surowo i diabelnie zimno. Nie do końca wiem którędy będziemy biegli z windy na schody więc na czuja wybieram jakieś miejsce. Przychodzi Tereska i słusznie zauważa, ze tam zamarzniemy. Chwila trwa wybieranie innego miejsca, ostatecznie lądujemy prawie przy wejściu na schody.
8:45 - Prawie gotowi do startu.
Gotowi do startu © djk71
Po chwili krótka odprawa i za moment rusza pierwsza grupa. Zawodnicy startują falami (o ile dobrze kojarzę, wg kolejności zapisów). O 9:00 pierwsza pięćdziesiątka oraz sztafety, których jest tym razem 22. Godzinę później dołączą 34 osoby, o 11:00, 12:00 i 13:00 kolejne grupy. Łącznie w tym samym czasie będzie na schodach maksymalnie ok. 200 osób. Wszyscy kończą w niedzielę o 9:00. Warto było więc zapisać się jak najwcześniej, albo startować w sztafecie, wówczas ma się do dyspozycji pełne 24 godziny.
9:00 - Startuje Adam.
Trzy, dwa, jeden... start... © djk71
Biegnie z poziomu -1 na 41 piętro, czy łącznie 42 piętra i powrót windą. Kiedy zjedzie może biec kolejny raz, albo przekazać chipa, którym logujemy na górze zdobycie szczytu, kolejnej osobie ze sztafety. To od samych zawodników zależy jaką przyjmą strategię. My decydujemy się biec na zmianę, po naszym kapitanie ruszę ja, a potem Tereska i Marta.
Wyniki są publikowane na żywo więc nie tylko znajomi mogą nas śledzić, ale również my wiemy, czy nasz zawodnik jest już u góry i czy kolejna osoba ma się przygotowywać od startu.
Adam po 9 minutach jest na górze, zjeżdża na dół i ja przejmuję pałeczkę (a dokładniej mówić chipa). Ruszam i jest ciężko. Sam nie wiem, czy biec, czy szybo iść. Próbuję jednego i drugiego, ale szybko się okazuje, że wbiegnięcie na 42 piętra jest prawie niemożliwe (albo możliwe tylko dla wybrańców).
Klatka wąska, bez ani jednego okna, lekko klaustrofobiczna.
Niezbyt tu szeroko © djk71
Przed szczytem zaczyna mi się kręcić w głowie, a w płucach czuję ogień. Dobrze, że na górze jest wodopój. Tylko trzeba mieć własny kubek. Na szczęście czytałem regulamin i mam ;-)
Chwilę czekam na windę. Zjeżdżam, przekazuję chipa Teresce i... idę umrzeć...
Nie wierzę, że zdobędziemy Everest. To konieczność zaliczenia 65 wejść na szczyt hotelu. Ja po pierwszym mam dość. Ruszają dziewczyny, potem znów Adam i ja... i znów dziewczyny i tak w kółko...
Zaliczamy kolejne wierzchołki:
- 9:31 - Empire State Building - Nowy Jork, USA
- 9:41 - Petronas Towers - Kuala Lumpur, Malezja
- 9:51 - Łysica - najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich
- 10:38 - Gubałówka - najwyższy szczyt obciachu
- 10:51 - Tarnica - najwyższy szczyt Bieszczad
- 11:15 - Śnieżka - najwyższy szczyt Karkonoszy
Jest co zdobywać © djk71
W międzyczasie podchodzi do nas ekipa telewizyjna.
Mamy celebrytkę © djk71
Kolejno robią wywiad z wszystkimi po kolei. I o dziwo po południu już jesteśmy w TV. Co prawda w publicznej, ale czego się nie robi dla sławy. Zobaczcie sami od 18 min 30 sek.
12:00 - Jest Kasprowy Wierch. Po trzech godzinach mamy 15 wejść ma 42 piętra. Jest dobrze :) Nie jest łatwiej, ale jakoś idzie (bardziej idzie, niż biegnie).
Na klatce © djk71
13:00 - 18 wejść za nami. Już wszyscy zawodnicy na trasie. Straszne kolejki do windy.
Kolejka na schodach © djk71
Czeka się chyba z 10 minut, czyli dłużej niż wchodzi. Najgorszy jest moment kiedy winda nadjeżdża, już prawie wchodzisz, a odliczający wolontariusz mówi stop, Ty następną ;-(
Kolejka w korytarzu © djk71
13:20 - Rysy - Najwyższy szczyt w Polsce. Cały czas dociera do nas mnóstwo życzliwych słów od naszych przyjaciół.
13:39 - Gerlach - Najwyższy szczyt Tatr. Staramy się na bieżąco relacjonować co się dzieje na FB.
14:17 - żona mi donosi, że zaliczyliśmy Pobiedę - najwyższy szczyt Gór Czerskiego w azjatyckiej części Rosji.
15:00 (chyba) - koleżanka dostarcza nam pizzę. Dziękujemy Anetko! Jest cudownie :-) Nie podzielają tego uczucia chyba inni zawodnicy przebiegający obok nas, których nozdrza musi drażnić zapach naszego przysmaku...
16:47 - za nami 30 wejść
17:45 - 33 wejścia, czyli połowa Everestu za nami!!! Zaczynamy wierzyć, że damy radę zaliczyć najwyższy szczyt świata.
18:42 - Mamy Mont Blanc!!! Najwyższy szczyt Europy. Za nami 36 wejść.
Przed dwudziestą dociera do nas mój Brat. uzupełnia nam zapasy niknącej w oka mgnieniu wody oraz przynosi trochę innych różności: przepyszne ciacho, grizzini żeby mieć jakąś odmianę od słodkości, a nawet... makrele...
Jemy wszystko © djk71
Obserwując innych zawodników, w tym tych najlepszych widzimy, że każdy ma własny jadłospis i... w większości przypadków żaden dietetyk by tego nie pochwalił.
20:23 - Elbrus - najwyższy szczyt Kaukazu. (42 wejścia), dziewczyny poszły na obiad i basen, napieramy z Adamem sami :) Najpierw Adam biegnie trzy razy pod rząd, potem ja, na szczęście przed moim trzecim wejściem Marta przejmuje pałeczkę. Tak jest jednak ciężej.
Ten napis widzieliśmy mnóstwo razy © djk71
20:47 - Klimandżaro - najwyższy szczyt Afryki - Teraz jakoś szybko szczytujemy .
Już prawie 12 godzin za nami. Sami nie wierzymy jak ten czas szybko leci. Pewnie mimo tego, że siedzimy w piwnicy, panuje tu fantastyczna atmosfera. Wszyscy są uśmiechnięci, cieszą się z byle czego... A może tak po prostu wygląda dom wariatów?
21:09 - McKinley - najwyższy szczyt USA.
Teraz my odpoczywamy chwilę, a dziewczyny biegną. Niestety na obiadokolację dostaje nam się tylko suchy makaron ;-( Kiepsko.
21:17 - Aconcagua - najwyższy szczy Andów. Szczun dla strażaka który biegł z dodatkowym 16 kilogramowym obciążeniem.
Szacun się należy © djk71
23:30 - mamy już 56 wejść, Everest coraz bliżej :). O dziwo jesteśmy na piątym miejscu, ale do końca jeszcze trochę...
00:00 - Północ, 15 godzin za nami, jeszcze 6 wejść do Everestu. Mimo późnej pory nie czujemy zmęczenia, ani zbytniej senności.
00:57 - po 16 godzinach wspinaczki zaliczyliśmy zimowe wejście na K2.
1:08 - Mount Everest !!!! - 16h i 8min. i 8 sek. wspinaczki - tyle zajęło nam zdobycie Mount Everest!!! Mamy to!!!
Tak się bawili niektórzy na ostatnim kółku, nie my © djk71
2:30 - nie skończyliśmy :) Przez chwilę bałem się, że po zdobyciu podstawowego celu spadnie nam morale, ale tak się nie stało. Biegamy dalej, 72 wejścia za nami. Awansowaliśmy na 4 miejsce.
W holu głównym hotelu wyniki online © djk71
3:55 - 80 wejść, 123% normy. Pozostało 5 godzin. Biegniemy do końca. :) Udaje mi się przymknąć oko chyba na jakieś 10-15 minut ale ratownik mnie budzi, bo... nie widzi moich oczu... Nie brnę dalej...
Motywacyjne teksty? © djk71
5:00 - za nami 86 wejść, w każdym zaliczone 42 piętra, czyli łącznie za nami 3612 pięter. Jest moc.
Niby tak :-) © djk71
Awansowaliśmy na 3 pozycję. Ale trzeba jeszcze walczyć przez 4 godziny.
6:15 - Mamy 92 wejścia, 12 558 m n.p.m. :)
Coraz ciężej, pierwsze skurcze, niepokoje w żołądkach, ale walczymy o utrzymanie 3 miejsca. Jeszcze tylko 2:45 czasu do końca.
Zaglądam do masażystów, bo czuję jakieś napięcia w łydkach, ale jest kolejka. Odpuszczam.
To ważna wskazówka! © djk71
7:00 - 96 wejść, 4032 pięter. Już wiemy, że zaliczymy sto wejść!!!
7:50 - i.... Mamy SETKĘ !!!! Niemożliwe nie istnieje :)
Mamy 100 wejść!!! © djk71
Ktoś tu napisał coś o nas © djk71
Zostało nam trochę ponad godzinę, walczymy jeszcze o.... drugie miejsce!
8:48 - Tereska kończy swoją rundę
Ostatnia rundka za Tereską © djk71
Ostatni raz biegnie Marta.
8:59 - Marta kończy swój bieg. Za kilkanaście sekund zamykają wejście na schody. Krzyczymy: Leć jeszcze raz! Nie bardzo chyba wie czy żartujemy, czy nie, ale już wszyscy krzyczą więc... leci ;-) Jest wielka!
My w tym czasie robimy fotkę z najlepszymi :)
Fotka z mistrzami © djk71
9:00 - Mamy to!!!! Znacznie powyżej oczekiwań.
Totalni debiutanci, nie biegający wcześniej po schodach, zaliczają 107 wejść, 4494 pięter, meldują się na wysokości 14 605,5 m n.p.m., wykonują 165,07% normy i zdobywają 2 miejsce wśród sztafet!!!
Mamy drugie miejsce © djk71
Jeszcze w to nie wierzymy!!!! Idziemy oddać chipa i odebrać należne nam medale.
Z medalami i certyfikatami © djk71
Zrobiliśmy to. Jesteśmy super zadowoleni, ale do końca nie jesteśmy w stanie powiedzieć dlaczego. Przecież ten bieg jest bez sensu... W kółko, jak chomiki, bez widoków, momentami bez tlenu... Nawet kibiców nie ma, bo nie ma tu dla nich miejsca...
Zupełnie bez sensu. A jednak jesteśmy zadowoleni. Czy tu wrócimy... Dziś powiedziałbym, że nie. Pewnie wyzwaniem byłby start solo, ale na to chyba nikt z nas nie jest gotowy. A jak będzie naprawdę? Miesiąc temu gdyby ktoś mi powiedział, że tu wystartuję to bym go wyśmiał. A zrobiłem to i jestem zadowolony. Bardzo. Więc... zobaczymy.
Zrobiliśmy to! Powyżej oczekiwań! © djk71
Próbowałem jakoś zarejestrować aktywność w zegarku, niestety mój nie ma opcji schody i nawet nie ma możliwości zainstalowania takiej, więc próbowałem użyć jakiejś aplikacji do chodzenia, ale zapominałem ją uruchomiać, pauzować i ostatecznie zrezygnowałem. Tak więc nawet nie ma czym się pochwalić na Endomondo, czy Stravie... :-)
Dziękujemy wszystkim za wsparcie, doping, trzymanie kciuków i wszystko inne!
Dariusz Kawecki, Ambasador Festiwalu Biegów