Każda noga biegła w swoją stronę: Daniel Rosiek o pierwszym Festiwalu Biegowym
Opublikowane w wt., 06/09/2022 - 22:10
Pana pierwsze Festiwale Biegowe to konsekwentnie udział w trzech dystansach…
- Tak, rok po roku brałem udział w 3 dystansach. Tak sobie to uwidziałem, że piątek to
nocna siódemka, potem Bieg Siedmiu Dolin na 35 km, a w niedzielę standardowo
Runek Run, czyli obecnie górski bieg na 23 km.
Proszę mi opowiedzieć o pierwszym swoim starcie - o tej piątkowej, nocnej siódemce.
- Siódemka bardzo mi się spodobała. To ciekawy bieg, który odbywa się wieczorem, a
startujących jest całkiem sporo, choć następnego dnia odbywają sie największe i najpopularniejsze biegi. Zaskakujące jest również to, że bardzo dużo osób przychodziło kibicować. Trasa naprawdę fajna - pierwsza część mocno wymagająca, bo to prawie cały czas podbieg i to niemały. Natomiast później trzeba rwac w dół z całych sił aż do samej mety. Nie jest łatwe, bo po tym długim podbiegu ciężko jest zebrać się do szybkiegu biegu. Ale jak dobrze pamiętam, w 2020 roku udało mi się zająć chyba 5. miejsce, także było całkiem nieźle.
35 kilometrów następnego dnia to już rzeczywiście dość długi dystans, zwłaszcza że to górski bieg.
- Tak, czasu na regenerację nie ma za wiele, dlatego trzeba trochę oszczędzać siły wieczorkiem i nie ukrywam, że pierwszy raz, kiedy się pojawiłem na Festiwalu to te 35 km pokonało mnie do tego stopnia, że od dwudziestego kilometra każda noga biegła w swoją stronę. Zaczęły mnie łapać skurcze, ale mówiłem sobie na trasie “dasz radę, dasz radę”. Choć miałbym tam na czworaka dojść, doczołgać się, jakkolwiek… byle do przodu, byle do mety.
Limity są na szczęście dość elastyczne. Ale bieg na 35 kilometrów to rzeczywiście nie
przelewki; tam, zdaje się, na pierwszych ośmiu kilometrach jest 600 metrów
przewyższenia
- Całościowo, jeżeli chodzi o ilość przewyższeń to zdecydowanie nie ma co porównywać tego z biegiem na 7 km, to fakt. To jest mały pagórek do zdobycia w porównaniu z 35 km.
Ale do mety Pan dobiegł w limicie…
- Do mety dobiegłem, nawet w limicie, ale już do wieczora niewiele byłem w stanie chodzić - skurcze mnie strasznie męczyły do samej nocy, praktycznie do zaśnięcia. Dodatkowo w niedzielę rano trzeba było się zebrać na te 22 km, ale to już skończyło się przespacerowaniem się prawie na końcu stawki razem ze znajomymi, więc to już było takie “turystyczne” przejście tej trasy.
Wiele osób mówi że o ile w biegach ulicznych nie wypada przystanąć i przejść paru
metrów, to w biegach górskich - raz ze względu na przewyższenia, dwa - ze względu
na widoki, łatwiej przystanąć i trochę odpocząć, podziwiając pejzaż.
- Trasy są urokliwe, naprawdę, widoki też i wydaje mi się, że biegi górskie faktycznie mają do siebie to, że nie wymagają żeby biec 100 procent trasy. Tak jak pan wspomniał, podejścia niejednokrotnie są tak mocne, tak strome, że tylko elita światowa jest w stanie wbiegać na nie, ale na pewno nie biegacz-amator. A w kazdym razie nie ja. Szybki marsz, czy nawet spacer jest akceptowany na pewno bardziej niż w biegu ulicznym, gdzie przystanąć to troszeczkę taki blamaż.
Co do widoków, to ciężko jest się przy nich nie zatrzymać, chociażby na minutę,
popodziwiać czy wyciągnąć telefon i pstryknąć jakąś fotkę, żeby coś pozostało poza tymi
fotami, które gdzieś tam się dostanie od innych. Biegi górskie są na pewno pod tym względem dużo lepsze, zważywszy, że ja też nie lubię biegania na tempomacie, że trzeba ustawić prędkość i od początku do końca ją utrzymywać. To jest taki bieg interwałowy - troszeczkę przejść, tu pobiec w średnim tempie, a zbiegi zrobic na maximum predkosci - no, zupełnie inny.
W Festiwalu Biegowym uczestniczył pan dwa razy…
- Dwukrotnie, w 2019 i 2020 roku. W 2020 roku powiedziałem sobie, że muszę się rozprawić z moimi bolączkami, z którymi się nie rozprawiłem za pierwszym razem i faktycznie już rok później potrenowałem dużo mocniej i było już znacznie lepiej - przebiegłem szybciej siódemkę (5miejsce open) i 35 km też w całości przebiegłem i to z czasem o 1,5 godziny lepszym niż rok wcześniej (20miejsce open). No i Runka zrobiłem już tak z prawdziwego zdarzenia; zajęło mi to cos około 2 godziny z groszami (30miejsce open), więc jak na amatora to wydaje mi się, że to całkiem przyzwoity czas.
Tym bardziej że nie zwsze chodzi o czas, co o okazję do rywalizacji z innymi na tej samej trasie.
- Też, a tak poza tym, powiem szczerze, że cała atmosfera; za pierwszym razem jak się pojawiłem na Festiwalu, to przytłoczyła mnie liczba biegaczy w jednym miejscu. Małe miasteczko, które nagle zaczęło żyć tylko bieganiem. Godzina 7 rano, wychodzimy na miasto, ktoś już biegnie, albo dopiero startuje, a jeszcze inni dobiegają do mety; idziemy na obiad, ktoś gdzieś biegnie, komuś kibicują; wieczorem to samo, a nawet i w nocy, jakby człowiek nie mógł spać, wyszedł na miasto, to też ktoś gdzieś startuje. Ogrom tego wszystkiego naprawdę potrafi człowieka przytłoczyć za pierwszym razem, to fakt.
Zresztą, pamiętam jeszcze taką swoją historię, właśnie z tej trzydziestki piątki, gdzie tak ciężko mi się biegło i gdzieś po drodze nasza trasa łączyła się z tymi, którzy biegli 64 km i 100 km. Pamiętam jak szedłem już umęczony i jeden biegacz podbiegł do mnie, zaczęliśmy rozmawiać i powiedział, że niedaleko już zostało; zapytałem się go, ile biegnie, a on na to że sto. Ja na to, że ja 35 km męczę, więc nawet nie mam się co porównywać, a on odpowiedział “Nie, każdy z nas biegnie swoją setkę - dla każdego jego dystans to jego setka”.
I to mi zostało w pamięci do dziś; to było takie budujące- nieważne, że ja biegnę 35, a on setkę - traktujemy się razem jako biegacze i to naprawdę było przesympatyczne. Także ta brać biegowa jest naprawdę super.
Niech mi Pan, proszę, opowie coś o sobie - czym się Pan zajmuje na co dzień, gdzie mieszka.
- Mieszkam na co dzień w Krakowie, zresztą tutaj się urodziłem i jestem związany z Krakowem od samego początku. Z zawodu jestem technikiem informatykiem, natomiast obecnie pracuję w branży związanej z bezpieczeństwem. Praca, niestety, nie pozostawia zbyt wiele czasu i możliwości na takie mocniejsze treningi biegowe, bo po ciężkim dniu ciężko się wyrwać na godzinkę czy dwie, by pobiegać, to kosztuje kolejne siły.
Ale w miarę możliwości biorę udział np. w akcji Biegam Bo Lubię, gdzie staram się co tydzień pojawiać na treningu, zwłaszcza że prowadzi je moja znajoma pani trener. Przychodzę choćby dla towarzystwa, żeby spotkać się ze znajomymi, czyli raz potrenować, a dwa - właśnie miło spędzić czas.
Dzisiaj właśnie wracam z urlopu, po duathlonie crossowym w Biłgoraju - to był mój pierwszy start w tego typu dyscyplinie łączonej; było 5 km biegu, 20 km rowerem i 2,5 km biegu. I, o dziwo, wracam z trzecim miejscem w kategorii wiekowej, więc myślę że nie jest źle jak na inauguracyjny start.
Gratulacje!
- Dziękuję. Zawsze mi się marzyło zrobić duathlon crossowy - tak żeby to nie było ściganie się na szosie i bieg po asfalcie, ale taki trudniejszy bieg gdzieś po lesie i ściganie się rowerem górskim w terenie. To jest zupełnie inna historia, inna bajka, to zawsze było moim marzeniem i udało się je spełnić. (Daniel Rosiek, Ambasador Festiwalu Biegowego)